Franczyzodawca na etapie przygotowań wspierał mnie w analizie lokalnego rynku, podjęciu decyzji w sprawie lokalizacji, uzyskaniu części finansowania, w fazie projektowania
Michał Kibler, franczyzobiorca Columbus Coffee.
Piątek
22.09.2017
Franczyzobiorca Columbus Coffee spełnił marzenie o własnej kawiarni. Dobrze się do tego przygotował.
 

Michał Kibler branżę gastronomiczną zdążył poznać bardzo dobrze. Przez 10 lat pracował m.in. przy obsłudze eventów i sezonowych punktów gastronomicznych, w restauracjach, klubach, gdzie zajmował się np. zarządzaniem personelem i strategią marketingową. Aż wreszcie pomyślał o otwarciu własnego biznesu, a konkretnie kawiarni.
– Kawiarnia jest pewnego rodzaju tropikalną wyspą gastronomii. Wiele osób marzy o „rzuceniu wszystkiego” i otwarciu własnej kawiarni – mówi Michał Kibler. – Ja miałem to szczęście, że w moim rodzinnym Kaliszu brakowało takiego punktu.

Powtórzyć sukces

W kawiarniany biznes Michał Kibler zdecydował się wejść ze wsparciem franczyzodawcy. Jego wybór padł na koncept Columbus Coffee.
– Sieć miałem okazję obserwować od początków jej istnienia w Szczecinie. W ostatnich latach zmieniło się kilka kluczowych aspektów, które przekonały mnie, że za jakością produktów idzie też sprawdzony i powtarzalny system – uzasadnia Michał Kibler.
Inwestycję rozpoczął jesienią 2015 roku. Sam okres poszukiwania lokalu był krótki.
– To miejsce najwyraźniej czekało na mnie – śmieje się franczyzobiorca. – Oczywiście oglądałem wiele lokali, by podjąć właściwą decyzję. Kluczowymi aspektami, którymi się kierowałem były lokalizacja, potencjał, cena. Właściciel tej konkretnej kamienicy przekonał mnie, że to właśnie tam powinienem prowadzić biznes, deklarując swoją dużą pomoc w wielu aspektach. Muszę przyznać, że wywiązał się z wszystkich obietnic.
Ponieważ lokal mieści się w zabytkowej kamienicy i nie był wcześniej przystosowany do potrzeb gastronomii, trzeba było ubiegać się o wiele zgód i pozwoleń na wykonanie prac. Trwało to dziewięć miesięcy.
– Franczyzodawca na etapie przygotowań wspierał mnie w analizie lokalnego rynku, podjęciu decyzji w sprawie lokalizacji, uzyskaniu części finansowania, w fazie projektowania – mówi Michał Kibler.
Kawiarnia została otwarta w czerwcu 2016 roku. Dziś lokal odwiedza średnio 100-200 klientów dziennie. Od samego początku właściciel postawił na marketing.
– Udzielamy się medialnie na portalach społecznościowych, mamy jeden z najpopularniejszych profili facebookowych wśród lokali gastronomicznych w Kaliszu – wylicza Michał Kibler. – W mieście stoją dwa nasze billboardy, sponsorujemy audycje w stacjach radiowych. Organizujemy eventy: kameralne koncerty, nad którymi patronaty obejmowały m.in. ambasady Portugalii i Brazylii, wystawy fotograficzne, prac artystycznych, wieczory i turnieje gier planszowych, czytanie na żywo, prelekcje, a w najbliższym czasie będziemy organizować warsztaty latte art oraz pokazy filmowe.

Różne możliwości

Sieć Columbus Coffee ma obecnie 20 placówek, z czego 12 franczyzowych. Franczyzobiorcy mają do wyboru trzy różne formaty lokalu: oprócz klasycznej kawiarni także model express oraz bistro&cafe. Columbus Coffee Express jest nastawiony przede wszystkim na szybką obsługę. Lokale mają małą powierzchnię, a zamówienia są wydawane w przeważającej części na wynos. Z kolei w formule bistor&cafe kawiarnie mają bardziej rozbudowane menu, m.in. o dania lunchowe.
Klasyczna kawiarnia (Columbus Coffee Classic) to inwestycja, na którą trzeba przeznaczyć min. 250 tys. zł. Licencja kosztuje 10 tys. zł. Miesięczna opłata franczyzowa to 5 proc. od obrotu, plus 1 proc. na marketing. Tańszy w inwestycji jest Columbus Coffee Express. Kwota potrzebna na przygotowanie lokalu zaczyna się od 150 tys. zł. Opłata wstępna wynosi 12 tys. zł, a miesięczna 1,2 tys. zł (w tym marketingowa). Na otwarcie Columbus Coffee Bistro&Cafe należy przygotować minimum 350 tys. zł. Opłata wstępna to 22 tys. zł, a miesięcznie franczyzobiorca płaci 5 proc. od obrotu opłaty franczyzowej i 1 proc. marketingowej.
Michał Kibler osobiście zarządza swoją kawiarnią. Choć przyznaje, że docelowo chciałby przekazać te obowiązki zaufanym osobom z personelu. Sam bowiem ma w planach otwarcie kolejnego lokalu. Ale to za jakiś czas.
– W tej chwili kawiarnia mnie ciągle potrzebuje. Minął rok i to jest moment, w którym nasi goście zaczynają bacznie przyglądać się, czy dalej prezentujemy taki sam poziom, czy też odpuszczamy – wyjaśnia franczyzobiorca. – W mniejszym mieście jesteśmy bardziej na świeczniku, niż w dużym, gdzie jest większa konkurencja. Często padamy też „ofiarą” naszego sukcesu i zawiści lokalnego rynku. To wszystko powoduje, że teraz bardziej niż kiedykolwiek moje doświadczenie jest potrzebne.