Złote czasy dla gastronomii

Poniedziałek
21.10.2002
Mamy istny boom gastronomiczny. Na rynkach Krakowa, Wrocławia, Poznania, przy Piotrkowskiej w Łodzi i w centrum Warszawy niemal codziennie powstaje jakiś bar, pub czy restauracja.
 

Gastronomią zaczęły się interesować osoby kompletnie nie związane z tym biznesem - pisze Newsweek Polska. Specyficzną grupę stanowią znane osoby – dla nich posiadanie własnego lokalu to sposób na zdyskontowanie popularności.

-Popularność jest rzeczą ulotną. A my co tu ukrywać, powoli się starzejemy – tłumaczy dla Newsweeka Marek Kondrat, współwłaściciel Prohibicji (wraz z Wojciechem Malajkatem, Zbigniewem Zamachowskim i Bogusławem Lindą). We wrześniu W Białobrzegach powstał piąty lokal tej sieci, wkrótce zostanie otwarty kolejny we Wrocławiu, a pod koniec roku – w Zakopanem.

Posiadanie restauracji czy klubu to również moda. Jednak większość osób decydujących się na gastronomiczny biznes traktuje go serio – jako szansę odnalezienia swojego miejsca na trudnym rynku pracy.

Zajmująca się badaniami rynku firma Cal Company Assistance, szacuje, że liczba miejsc w których można zjeść, wypić i zabawić się wzrośnie do 2005 roku o 60 procent. Zwłaszcza w dużych miastach, gdzie ludzie żyją szybciej i lepiej zarabiają. Będziemy zamożniejsi, ale i bardziej zapracowani, więc wypady do restauracji zastąpią nam w dużym stopniu rodzinne domowe obiady. Dla właścicieli knajp nadchodzą złote czasy.

Więcej: Rafał Pisera, Przemysław Puch, Newsweek Polska, 13 października 2002, str. 55


PROFIT system