Nasycenie rynku w lokale o podobnym charakterze jest ciągle małe, stąd staramy się wypełniać niszę.
Mateusz Beda, współwłaściciel PRL Klub
Piątek
20.04.2012
Przykład PRL Klubu pokazuje, że wciąż można znaleźć oryginalny pomysł na biznes w branży gastronomicznej.
 

W PRL Klub klimat poprzedniego ustroju nie kończy się na szyldzie. W lokalu można skosztować tradycyjnych zimnych nóżek, śledzia z cebulką czy kaszanki, a także napić się popularnej "czterdziechy" i piwa z „oldschoolowych” kufli. Rachunek na barze jest prosty, każda rzecz kosztuje 5 zł. Dodatkowo odpowiedni klimat podtrzymuje wystrój, muzyka oraz filmy z dawnych lat.

- Do końca roku chcielibyśmy uruchomić 10 placówek franczyzowych – mówi Mateusz Beda, współwłaściciel PRL Klub. - Prowadzimy już rozmowy dotyczące otwarcia pięciu z nich. Najbardziej atrakcyjne dla nas lokalizacje to miasta liczące więcej niż 100 tys. mieszkańców oraz te z dużym zapleczem akademickim.

Potencjalny franczyzobiorca musi dysponować lokalem o powierzchni min. 100 m2 oraz kapitałem na jego adaptację, czyli co najmniej 35 tys. zł. Za przystąpienie do sieci PRL Klub nie trzeba uiszczać opłaty licencyjnej, jednak funkcjonowanie w ramach niej kosztuje 1,2 tys. zł miesięcznie. Wszyscy, którzy podpiszą umowę przed 1 sierpnia 2012 roku zostaną zwolnieni przez pierwsze 3 miesiące z opłaty franczyzowej.

W ramach współpracy franczyzodawca zapewnia pomoc w uruchomieniu i prowadzeniu lokalu, dostęp do autorskiego menu oraz odpowiednich dostawców, jak i wsparcie marketingowe. W zamian wymaga zaangażowania w prowadzoną działalność, ale nie doświadczenia w gastronomi. Chcąc urozmaicić ofertę firma przygotowuje obecnie akcję „Obywatelu dowozimy do PRL-u”.

- Pomysłem przewodnim jest darmowy dojazd kultową Nysą do klubu – wyjaśnia Mateusz Beda. - Oczywiście owa Nysa służyć będzie również do eventów organizowanych dla klientów na specjalne zamówienia jak na przykład wieczór kawalerski, bądź urodziny w towarzystwie Zomowców.

(boa)


Bolesław Adamiec
dziennikarz