Do grupy Sfinks należą jeszcze WOOK i Chłopskie Jadło, ale to Sphinx jest motorem biznesu. Pozostałe dwie marki zostaną wydzielone do oddzielnych spółek. Ich rozwój mogą przyspieszyć zewnętrzni inwestorzy.
Czwartek
11.12.2014
Podwojenie sprzedaży, masterfranczyza za granicą i kilkadziesiąt nowych restauracji – to plany Sfinksa do 2020 roku. Najgorsze ma za sobą?
 

Teraz można już to powiedzieć – Sphinx wrócił z dalekiej podróży. Gdy pod koniec ubiegłej dekady Sylwester Cacek przejmował spółkę z wielomilionowymi stratami, niewielu wróżyło mu sukces. Tymczasem przedsiębiorca się zawziął, zakasał rękawy i siadł do pracy. Wraz ze swoim zespołem wyprosił w bankach rozłożenie długów w czasie, zorganizował finansowanie i zabrał się do porządków w sieci. Odświeżył wystrój, wprowadził zróżnicowane menu i nowe zasady współpracy franczyzowej. Dziś wchodzące w skład grupy Sfinks marki Sphinx, WOOK i Chłopskie Jadło znów notują zyski, a sam Cacek z optymizmem spogląda w przyszłość. Właśnie opublikował plany na lata 2015-2020.
- Sytuacja w spółce została już uporządkowana, a nowe standardy działań wypracowane w wielu obszarach potwierdziły swoją skuteczność. Oceniamy nasz biznes jako przewidywalny i przygotowany do dalszych wzrostów – mówi łódzki przedsiębiorca, którego Wprost klasyfikuje na 80. pozycji wśród najbogatszych Polaków.

Jednym z głównych założeń dla sieci należących do Sfinksa jest podwojenie obrotów do końca 2020 roku. Według planu spółka w 2014 roku zarobi na czysto blisko 14 mln zł przy przychodach w wysokości 164,6 mln zł. Na koniec dekady kwoty te mają wzrosnąć odpowiednio do 30 i 332 mln zł. Sprzedaż ma rosnąć, a restauracji – przybywać. Głównie pod szyldem Sphinx, która to marka de facto odpowiada dziś za 90 proc. obrotów spółki.
- Szczególnie dynamiczny wzrost sprzedaży zakładamy w latach 2015-2016, kiedy to planujemy otworzyć co najmniej 30 restauracji. Wynika to z faktu, iż mamy podpisanych kilkanaście umów na uruchomienie lokali w bardzo dobrych punktach w tym okresie, a kolejne są w fazie zaawansowanych negocjacji – tłumaczy Cacek. - Będziemy realizować wyłącznie te projekty, które zapewnią nam zwrot z inwestycji na poziomie minimum 30 proc.

Prognozy dotyczą jednak tylko punktów otwartych w modelu operatorskim. W tym formacie to spółka ponosi całość kosztów inwestycyjnych, a później oddaje lokal w zarządzanie niezależnemu przedsiębiorcy, którego wynagrodzenie jest uzależnione od wyników restauracji. W takim systemie działa obecnie większość z 92 punktów sieci. Oprócz tego powstaną też lokale franczyzowe, ale zarząd nie ma konkretnych planów co do ich liczby. Żeby otworzyć Sphinxa we franczyzie, trzeba zainwestować 300-450 tys. zł.

Franczyzodawca chce też powrócić na rynki zagraniczne, z których zmuszeni byli wycofać się w ramach restrukturyzacji sieci. Na celowniku są przede wszystkim południowi sąsiedzi Polski. Rozwój w tych krajach będzie realizowany dzięki masterfranczyzie.
- Jeśli nie będzie wojny, to zrealizujemy nasze założenia – powiedział na konferencji Sylwester Cacek. – Widzimy wzrost optymizmu klientów i rosnące wydatki na gastronomię. Jesteśmy dobrej myśli. Poprawiamy wyniki, a nasza konkurencja w segmencie casual dining zanika. Sphinx nie ma praktycznie żadnego liczącego się rywala na tym rynku.

I rzeczywiście - trudno odmówić mu racji. Konkurencyjny Mexx, operator działających w tym samym segmencie restauracji Mexican, jest w stanie upadłości. Sieci Cleopatra i Fenix, które w dużej mierze wzorują się na wizerunku i wystroju Sphinksa, mają nieporównywalnie mniejszy zasięg. Wygląda więc na to, że Sphinx ma spore pole do popisu. Choć oczywiście cały czas zostaje mu rywalizacja z sieciami typu fast food.
(gum)


Grzegorz Morawski
dziennikarz