Sfinks zamierza w najbliższych latach rozwijać sieć restauracji tylko ze środków własnych. Ten rok ma się zamknąć liczbą 16 nowych lokali (do tej pory otwarto 13), podobnie ma być w przyszłym. W 2020 roku spółka chce mieć w sumie 200 lokali Sphinx i Chłopskie Jadło.
Piątek
20.11.2015
Do 2020 roku sieć restauracji należących do spółki Sfinks ma urosnąć do 200 lokali. To prawie dwa razy więcej niż obecnie.
 

Sfinks zarządza w tej chwili 115 restauracjami. Najwięcej, bo aż setka, to sztandarowe lokale spółki, czyli restauracje Sphinx. Kolejne 10 to marka Chłopskie Jadło, a następne pięć to oferujące chińską kuchnię restauracje Wook (prowadzone przez zależną spółkę Shanghai Express). Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że Sfinks to okręt, którego nic nie uratuje przed pójściem na dno. W 2009 roku firmie groziła upadłość. Wtedy od bankructwa uratował ją Sylwester Cacek, który wykupił 33 proc. udziałów, a wkrótce po tym zasiadł na fotelu prezesa. Od tego czasu w firmie rozpoczął się czas gruntowych przemian: zamykania nierentownych restauracji, zmian w menu i wystroju lokali oraz wprowadzania nowych zasad współpracy z franczyzobiorcami. W 2009 roku straty Sfinksa sięgały 99 mln zł. W tym roku po trzech kwartałach zysk netto spółki wyniósł 4,3 mln zł, a na koniec 2015 roku ma przekroczyć 8 mln zł.
– Po raz pierwszy, odkąd przejąłem Sfinksa, spółka ma naliczony podatek dochodowy – żartuje prezes Sylwester Cacek. – Choć faktycznie go nie płacimy, ponieważ rozliczamy stratę z lat poprzednich. W 2020 roku Sfinks planuje osiągnąć zysk netto na poziomie blisko 25 mln.

Prognozy na przyszłość

Sfinks zamierza ruszyć ostro z rozbudową sieci restauracji. Jak przyznaje sam zarząd – do tej pory firmę ograniczały długi, które utrudniały możliwości uzyskania dofinansowania z zewnątrz. W ubiegłym roku nie powiodła się np. emisja akcji, bo nie wyraził na to zgody jeden z dwóch kredytujących spółkę banków. Firmie udało się jednak uzyskać kolejny kredyt, dzięki któremu dokona spłaty całości swojego obecnego zadłużenia, w wysokości 81,7 mln zł. Dotychczasowi wierzyciele zgodzili się też na całkowite umorzenie odsetek, które wynoszą 13 mln zł. Udało się też uzyskać zgodę na emisję akcji. Można się na nie zapisywać od 19 do 23 listopada. Tą droga spółka ma nadzieję uzyskać 12 mln zł. Całość ma zostać przeznaczona na rozwój sieci, co Sfinks zamierza w najbliższych latach czynić tylko ze środków własnych. Ten rok ma się zamknąć liczbą 16 nowych restauracji (do tej pory otwarto 13), podobnie ma być w przyszłym. W 2020 roku spółka chce mieć w sumie 200 lokali Sphinx i Chłopskie Jadło.
– Sphinx to oczywiście główna siła napędowa spółki, ale zamierzamy też podwoić liczbę restauracji Chłopskiego Jadła. Sieć ta bowiem ma szansę stać się drugą po Sphinxie największą siecią casual dining w Polsce. Potencjał ten potwierdzają dobre wyniki sprzedażowe. Po trzech kwartałach 2015 roku sprzedaż wzrosła bowiem o blisko 13 proc. – dodaje prezes.

Otwarte drzwi dla franczyzy

– Obecna sytuacja finansowa firmy otwiera drogę do szerszego rozwoju franczyzy. Nie ukrywamy, że główną barierą dla potencjalnych franczyzobiorców zawsze była wysoka kwota inwestycji. Teraz, dzięki poprawie naszego bilansu, będą mieć szansę na uzyskanie kredytu, bo w takich sytuacjach banki zawsze biorą pod uwagę kondycję finansową franczyzodawcy – mówi Sylwester Cacek.
Klasyczna franczyza w sieci Sphinx to wydatek 300-450 tys. zł. Nic więc dziwnego, że restauracji franczyzowych przybywa wolniej, w porównaniu z modelem operatorskim, który jest drugą formułą prowadzenia lokali. W tym modelu to franczyzodawca płaci za budowę i wyposażenie restauracji, a operator jest menedżerem, który prowadzi działalność na własny rachunek i jest wynagradzany w oparciu o wysokość obrotów.
– Lokale franczyzowe mogłyby stanowić nawet więcej niż jedną czwartą naszych restauracji, gdybyśmy nawiązali współpracę z franczyzobiorcami w mniejszych i średnich miastach – przyznaje Sylwester Cacek. – Tu widzimy duży potencjał dla rozwoju we franczyzie, bo takie lokalne rynki najlepiej znają właśnie miejscowi partnerzy. Oczywiście wszystko zależy od miasta. Bardzo dobrze działają np. nasze restauracje w miejscowościach turystycznych.

Inwestycja w nieruchomości

Sfinks chce też inwestować w kupno nieruchomości pod restauracje, co pozwoliłoby oszczędzić na czynszach. W tym celu stworzył spółkę komandytową, która szuka w tej chwili możliwości uzyskania kredytu. Jednocześnie prowadzi też rozmowy z funduszami inwestycyjnymi. Docelowo restauracje w lokalach własnych miałyby stanowić 20 proc. całej sieci.
– Po zakończeniu spłaty kredytu zysk Sfinksa i rentowność restauracji gwałtownie wzrośnie, w związku z przejęciem lokali na własność w ramach dywidendy. Według naszych szacunków będzie wynosić około 42 proc. – zapowiada Sylwester Cacek.