Karol Bielecki: Interes z rodziną

Ja i moje siostry żyjemy w Kielcach, a łatwiej się prowadzi biznes na miejscu niż taki, do którego trzeba dojeżdżać kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów dzień w dzień. A poza tym pańskie oko konia tuczy.
Karol Bielecki
Niedziela
22.10.2017
Otworzyłem restaurację wraz z dwiema siostrami, to było moje marzenie – mówi Karol Bielecki, piłkarz ręczny Vive Targi Kielce, właściciel restauracji Solna 12.
 

Kupił pan lokal w Kielcach i otworzył restaurację. Dlaczego akurat na ten biznes pan postawił?
Kariera sportowa nie trwa wiecznie. Czas powoli urządzać sobie nowe życie. Dlatego poczyniłem inwestycję w nieruchomość. Akurat nadarzyła się okazja, był ładny lokal, w dobrym miejscu do kupienia. Postanowiłem zaryzykować. Chciałem też stworzyć miejsce pracy dla moich sióstr. Dlatego pomyślałem o otwarciu restauracji. I tak też się stało. Zarządzają nią na co dzień moje siostry. Chciałem, żeby one się tym zajęły. Ja tylko przyglądam się czasami ich pracy i czerpię dochód z wynajmu lokalu na restaurację. Mój portfel finansowy buduję na nieruchomościach.

Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęcie. A pan zdecydował się na wspólny biznes z siostrami? Nie bał się pan, że to się negatywnie odbije na stosunkach między wami?
Rozwiązaliśmy to w prosty sposób. Ustaliliśmy, że ja czerpię przychodu z wynajmu lokalu i staram się zbytnio nie wtrącać siostrom w to, jak prowadzą restaurację. Oczekuję w zasadzie tylko tyle, żeby rozliczały się ze mną co miesiąc, płaciły czynsz. Z czego zresztą się wywiązują.

Podobno po dwóch latach od otwarcia restauracja zaczyna się klientom nudzić. Solna działa już ponad dwa i pół roku. Rzeczywiście trudniej jest utrzymać przychody na dotychczasowym poziomie?
Raz na kwartał wprowadzamy zmiany do menu, klient zawsze więc może zjeść u nas coś dobrego, czego nie jadł dotychczas. Poza tym mamy w ofercie również wino, które staram się sprowadzać jak najlepsze, żeby dogodzić kubkom smakowym naszych gości. Dbamy o dobrą jakość dań i nasi klienci przekonali się o tym. Jak na razie im się nie znudziło i mam nadzieję, że tak zostanie.

Postawił pan na biznes w Kielcach ze względu na to, że w tym mieście pan mieszka i pracuje?
Tak, to był ważny powód. I ja, i moje siostry żyjemy w Kielcach, a łatwiej się prowadzi biznes na miejscu niż taki, do którego trzeba dojeżdżać kilkadziesiąt czy kilkaset kilometrów dzień w dzień. A przecież nieprzypadkowo mówi się, że pańskie oko konia tuczy. Poza tym uważam, że w Kielcach brakowało takiej restauracji jak nasza. I my wypełniliśmy tę lukę.

Planuje pan jeszcze jakieś inne biznesy?
Przymierzam się do nowej inwestycji, ale nie jest jeszcze ona na tyle dopracowana, żeby o niej opowiadać. Tak na razie postanowiliśmy z moim wspólnikiem. Zdradzę pani, że będzie to biznes w innej branży niż gastronomiczna. Na razie tylko tyle mogę powiedzieć.

Rozmawiała Anna Smolińska

Fragment wywiadu opublikowanego w numerze 2/2017 miesięcznika "Własny Biznes FRANCHISING".