Anna Dereszowska: Biznes wymyślony na macierzyńskim

Nie wszystkie decyzje, które do tej pory podjęłyśmy, były dobre. Na przykład niezbyt trafnie wybrałyśmy firmę, która budowała nam sklep internetowy. Trudno było się nam porozumieć, od razu powinna nam się zapalić ostrzegawcza lampka. W efekcie ostatnio przeniosłyśmy sklep na inną platformę zakupową.
Anna Dereszowska, aktorka
Czwartek
01.12.2016
Otworzyłam własny biznes, bo chciałabym się uniezależnić od mojego chimerycznego zawodu. Nigdy nie wiadomo przecież, które ze zleceń aktorskich będzie ostatnie – mówi Anna Dereszowska, aktorka i właścicielka marki Ubranko-Otulanko.
 

Śniadanie jedzone na kolację to codzienność wielu matek małych dzieci. A pani kilka miesięcy po urodzeniu syna założyła własny biznes. I jak tu nie popaść w kompleksy!
Znam wiele kobiet, które po urodzeniu dziecka myślą o jakimś biznesie związanym z ciążą, dzieckiem. I w moim przypadku też tak było. Wszystko zaczęło się od tego, że chciałam, żeby mój synek, Maks, miał małego pluszowego przyjaciela. Lenka, moja córka, miała taką maskotkę ze sklepu, z którą długo była bardzo związana. Pomyślałam, że tym razem zamiast kupować, mogę sama coś takiego uszyć. Usiadłyśmy z Lenką i zaprojektowałyśmy pluszaka dla Maksa. I pewnie na tym by się skończyło, gdyby nie moja przyjaciółka. Gdy zobaczyła maskotkę, którą stworzyłyśmy, bardzo jej się spodobała. Zachęcone pochwałą, zaprojektowałyśmy z córką kolejne pięć pluszaków. A później wspólnie uznałyśmy, że warto spróbować je sprzedawać.

Nazwa marki kojarzy się bardziej z ubrankami niż maskotkami.
To celowe działanie. Chciałyśmy, żeby dawała nam szansę robienia czegoś więcej. Zaczynałyśmy od maskotek, które można założyć na butelkę. Czegoś takiego nie było jeszcze na polskim rynku. Ale chcemy poszerzyć asortyment. W sprzedaży mamy teraz też również pacynki. W przyszłości zamierzamy sprzedawać bluzy dla dzieci, które będą przypominały nasze ubranka-otulanka. Mamy już ich wstępne projekty. Ale brakuje nam czasu, żeby doprowadzić to do końca. Inna sprawa, że też zbytnio nam się z tym nie spieszy.

Firmę prowadzicie od niespełna roku. Co przysporzyło wam najwięcej kłopotów?
Zdobycie know-how. Projektowanie maskotek to była wyłącznie przyjemność. Ale już znalezienie kogoś, kto je uszyje, a na dodatek będzie na tyle elastyczny, żeby w zależności od liczby zamówień na bieżąco je doszywać, już nie było takie proste. Na samym początku zamówiłyśmy maskotki w hurtowych ilościach, a później okazało się, że część z nich sprzedaje się dużo lepiej od pozostałych.

Wiecie, z czego to wynika?
Teraz już tak. Jak projektowałyśmy zabawki, to chciałyśmy, żeby dzieci były zadowolone, żeby im się podobały. Ale przecież maskotki dla maluchów kupują rodzice. Dlatego zdecydowanie lepiej sprzedają się pluszaki w spokojnych kolorach, czyli kotek i królik. Ale na przykład Maks, który posiada wszystkie nasze maskotki, najbardziej lubi małpkę, która jest niebieska. To są rzeczy, które w tej chwili wydają nam się oczywiste, ale jeszcze kilka miesięcy temu były dla nas zaskoczeniem. Teraz, projektując bluzy, będziemy miały na uwadze zdanie rodziców. Choć tu sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana, bo ubranka dla małych dzieci wybierają właśnie oni. Natomiast starsze mają już coś do powiedzenia w tej kwestii.

Sprzedajecie ubranka-otulanka poprzez swój sklep internetowy. Wiele osób myśli o e-biznesie, bo utarło się przekonanie, że wystarczy raptem kilka tysięcy na start. Potwierdza to pani?
Za pięć tysięcy można otworzyć biznes w Internecie. To wszystko zależy od pomysłu i oczekiwań. Jak ma wyglądać sklep internetowy. Czy chce się zrobić profesjonalną sesję zdjęciową produktów i wizerunkową marki, czy tylko packshoty. My się też dopiero tego uczymy. Nie wszystkie decyzje, które do tej pory podjęłyśmy, były dobre. Na przykład niezbyt trafnie wybrałyśmy firmę, która budowała nam sklep internetowy. Trudno było się nam porozumieć, od razu powinna nam się zapalić ostrzegawcza lampka. Proces od dyskusji do realizacji był bardzo długi. W efekcie ostatnio przeniosłyśmy sklep na inną platformę zakupową. To była bardzo dobra decyzja. Otrzymujemy automatycznie raporty kasowe, wiemy, ile i jakich zabawek się sprzedało. Teraz biznes prowadzi się dużo łatwiej.

Poprzestaniecie na e-sklepie?
Chciałybyśmy sprzedawać nasze produkty poprzez sieci sklepów z akcesoriami dla dzieci. Ale nie jest to takie proste. Ubranko-Otulanko to nowa marka, potrzeba czasu, żeby stała się znana szerszemu gronu osób. Zaczyna być już co nieco kojarzona, a co za tym idzie, łatwiej nam prowadzić rozmowy z ewentualnymi kontrahentami.

Niech mi pani nie mówi, że nazwisko Dereszowska nie otwiera wielu drzwi zamkniętych dla większości małych producentów.
Oczywiście, ono pomaga. Niemniej jednak ktoś, kto jest dużym graczem, ma dużą sieć sklepów, prowadzi bardzo konkretne rozmowy. Jego nie interesuje, że dany produkt jest zrobiony przez Dereszowską. Podstawowa kwestia dla niego, to ile jest na jego sprzedaży w stanie zarobić.

Jak ze wspólniczką dzielicie się obowiązkami?
Strategiczne decyzje podejmujemy oczywiście wspólnie, razem zastanawiamy się, jak rozwinąć naszą firmę. Natomiast nad codzienną realizacją zamówień czuwa moja przyjacióła. Z kolei cały marketing spoczywa na mnie. Ja jestem twarzą marki. Ona odpowiada za techniczną stronę działania firmy. I chwała jej za to, bo jest w tym bardzo dobra.

Rozważałyście też czarny scenariusz? Jak się nie uda, jedna do drugiej nie będzie miała żalu?
Znamy się od wielu lat, ufamy sobie. Już na początku współpracy dałyśmy sobie przyzwolenie, że może się nie udać. Nie poniosłyśmy potężnych nakładów finansowych na rozkręcenie firmy. Jeśli nie wyjdzie, to trudno. Potraktujemy ten czas jako naukę. A jak wyjdzie, to fantastycznie. Na razie wszystko idzie bardzo powolutku, ale zgodnie z planem. Nasz sklep internetowy fajnie działa. Mamy, które kupiły nasze maskotki dla swoich dzieci, wracają i kupują kolejne, tym razem na prezenty dla innych maluchów. Mamy bardzo pozytywny feedback, a to motywuje do dalszej pracy.

A dowiedziałyście się, co musicie poprawić?
Wygląda na to, że musimy zrobić jeszcze jedną sesję zdjęciową. Bo klientki piszą do nas, że maskotki wyglądają dużo lepiej na żywo niż na zdjęciach. Co prawda trudno mi sobie wyobrazić, jak można je jeszcze atrakcyjniej pokazać. Bo wydawało mi się, że nasze zdjęcia oddają w pełni urok pluszaków.

Rozmawiała Anna Smolińska

Fragment wywiadu opublikowanego w numerze 12/2016 miesięcznika "Własny Biznes FRANCHISING".


POPULARNE NA FORUM

Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?

Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...

33 wypowiedzi
ostatnia 08.01.2024
Oszukani przez franczyzodawcę

Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...

48 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?

Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...

40 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?

14 wypowiedzi
ostatnia 24.05.2023
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché

przeciez to złodzieje

1 wypowiedzi
ostatnia 04.05.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...

14 wypowiedzi
ostatnia 23.04.2023
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu

Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...

211 wypowiedzi
ostatnia 13.03.2023
Hodowla psów: Trudne życie hodowcy

Znam osoby gdzie rocznie zarabiają 300 tys złotych prosze nie łżeć że hodowla się nie opłaca.

4 wypowiedzi
ostatnia 10.02.2023