Burgerownia zamiast korporacji

Michał Kuczyński, franczyzobiorca Zdrowej Krowy / "W korporacji martwisz się tym, żeby zrealizować budżet, zamknąć jakiś duży projekt. A w twojej własnej firmie pojawiają się zmartwienia typu brak papieru toaletowego czy zepsuta wentylacja".
Piątek
30.08.2019
Michał Kuczyński odszedł z korporacji i zajął się gastronomią. Już ponad rok prowadzi burgerownię marki Zdrowa Krowa.
 

Michał Kuczyński w korporacji przepracował ponad 20 lat. Czemu zdecydował się odejść? 
– Firma, którą założyłem nazywa się „Teraz albo nigdy”. To jest jakaś odpowiedź – śmieje się Michał Kuczyński.
Już w trakcie trwania etatowej pracy próbował różnych biznesów. Prowadził franczyzową pralnię, później ją sprzedał i założył salon motocyklowy. Niestety, ta ostatnia inwestycja okazała się nieudana. 
– W pewnym momencie w mojej korporacji zaczął się proces restrukturyzacji i zaproponowano atrakcyjne warunki dla tych, którzy zdecydują się odejść. I ja się zdecydowałem – opowiada Michał Kuczyński. – A później zacząłem się zastanawiać, co dalej.
Franczyza była jedną z opcji, które brał pod uwagę. Przeglądając oferty, natrafił na markę Zdrowa Krowa.
– Najpierw spodobała mi się nazwa, potem cały koncept. Poznałem właściciela, Roberta Kuca, który wywarł na mnie bardzo dobre wrażenie – mówi obecny franczyzobiorca Zdrowej Krowy.

Burgerownie Zdrowa Krowa można otwierać zarówno w lokalizacjach przyulicznych (w centrach miast, ale też na osiedlach), jak i w galeriach handlowych. W tym ostatnim przypadku nie może to być jednak lokal w strefie food court. Wymagana powierzchnia to od 100 do 160 m2. Franczyzodawca pomaga w poszukiwaniu lokalizacji, negocjacji umowy najmu, w trakcie adaptacji pomieszczeń i uruchamiania biznesu. Udostępnia też kontakty do dostawców sprzętu gastronomicznego oraz dostawców produktów spożywczych, pomaga przy załatwianiu formalności z sanepidem i innymi instytucjami, ubezpieczycielem, ochroną itp. Wszyscy pracownicy lokalu przechodzą szkolenia. Kwota inwestycji jest uzależniona od stanu technicznego lokalu. Według szacunków licencjodawcy, w przypadku lokalu o powierzchni 100 m2 wydatki wyniosą ok. 200 tys. zł netto. Jednorazowa opłata za przystąpienie do sieci wynosi 18 tys. zł netto. Bieżąca opłata franczyzowa to 6 proc. od obrotu miesięcznie.

Michał Kuczyński swoją burgerownię otworzył w Warszawie ponad rok temu. Biznes kręci się na tyle dobrze, że teraz zastanawia się nad uruchomieniem kolejnej. 
– Z mojej perspektywy franczyza ma dwie zalety – opowiada franczyzobiorca Zdrowej Krowy. – Po pierwsze daje cały know-how prowadzenia biznesu. Po drugie jest trochę namiastką korporacji. Bo w korpo niczego nie robisz sam, od wszystkiego jest sztab ludzi, całe działy marketingu, HR-u itp. Z kolei prowadząc firmę wszystkim musisz zajmować się sam. A franczyza jest pośrodku. Franczyzodawca ci pomoże, zrobi coś nawet za ciebie, podpowie, przypomni o czymś.

Choć, jak podkreśla Michał Kuczyński, trzeba pamiętać, że odpowiedzialności za powodzenie biznesu na franczyzodawcę przerzucić się nie da, trzeba ja wziąć na własne barki. We własnej firmie pojawiają się też problemy kompletnie nieznane podczas pracy na etacie. 
– W korporacji martwisz się tym, żeby zrealizować budżet, zamknąć jakiś duży projekt. A w twojej własnej firmie pojawiają się zmartwienia typu brak papieru toaletowego czy zepsuta wentylacja. W korpo zająłby się tym odpowiedni dział. W swoim lokalu muszę to zrobić osobiście – mówi Michał Kuczyński. – Ale jakość życia jest zdecydowanie lepsza. Sam decyduję o swoim czasie, mogę odebrać syna ze szkoły, a nie siedzieć przymusowo w biurze do 17.30. Owszem, bywa że pracuję w niedziele, że nagle muszę pędzić, żeby zastąpić pracownika. Znam takich, którzy nie wychodzą z pracy przez 24 godziny na dobę, bo nie potrafią delegować zadań. Ale w moim życiu tzw. work-life balance jest teraz o niebo lepszy.


Przy ulicy i w galerii / Burgerownie Zdrowa Krowa można otwierać zarówno w lokalizacjach przyulicznych (w centrach miast, ale też na osiedlach), jak i w galeriach handlowych.