Nowy biznes / Szymon Myrlak Chilli Mili w Tarnowie otworzył 14 sierpnia tego roku. Restauracja ma dwa poziomy i mniej więcej 230 m kw. powierzchni.
Poniedziałek
18.11.2019
Szymon Myrlak wszedł w zupełnie nieznaną sobie branżę i zainwestował we franczyzę Chilli Mili. Efekt przekroczył jego oczekiwania.
 

Jedno jest pewne – talentu biznesowego Szymonowi Myrlakowi nie brakuje. Już na pierwszym roku studiów, 11 lat temu, otworzył sklep internetowy, który działa do dziś. Asortyment ma bardzo szeroki: od zabawek, przez akcesoria domowe, drobne sprzęty RTV i AGD, po akcesoria GSM. – Później poszerzyłem działalność i otwierałem kolejne sklepy online, np. z akcesoriami GSM typu premium – opowiada Szymon Myrlak. Jak wiadomo, e-commerce spowodował reaktywację i rozkwit branży kurierskiej. Ale nie tylko. Obserwując, jak dobrze kręci się internetowy handel, Szymon Myrlak dostrzegł kolejną biznesową szansę. Uruchomił firmę, produkującą folię bąbelkową, koperty bąbelkowe, kartony – czyli wszystko to, co jest potrzebne, aby zapakować i wysłać zamówienia, złożone online. – Żartowałem, że zacząłem zarabiać na internetowej konkurencji – śmieje się. Ciągle rozwijał swoje biznesy, ale też przez cały czas rozglądał się za nowymi pomysłami. – W Brzesku, gdzie mieszkam, powstawała właśnie nowa galeria handlowa. Zarezerwowałem tam wstępnie lokale, m.in. w food courcie – opowiada Szymon Myrlak. – I zacząłem się zastanawiać, jaki lokal gastronomiczny mógłbym otworzyć.

Szymon Myrlak zrobił rozeznanie rynku. W Brzesku – jak mówi – było wtedy kilkanaście pizzerii i świetnie prosperujący McDonald’s. – Zauważyłem, że brakuje dań z kurczaka, które sam uwielbiam. Zainteresowałem się więc marką KFC, ale okazało się, że oni nie udzielają franczyzy indywidualnym osobom – kontynuuje nasz rozmówca. – Zacząłem więc szukać alternatywy. Kupiłem dwa roczniki miesięcznika „Własny Biznes FRANCHISING” i przeglądałem franczyzy z gastronomii. Tak trafiłem na markę Chilli Mili, której menu opiera się na kurczaku w panierce.

Jak mówi, już sama nazwa wpadła mu w ucho, ale nie tylko tym kierował się przy wyborze konceptu. Porównywał różne franczyzy, sprawdzał koszty inwestycji, zakres wsparcia, udzielanego przez dawców licencji. Rok temu wybrał się do Warszawy na Targi Franczyza. – Tam poszedłem też na stoisko Chilli Mili, porozmawiałem z ludźmi z firmy. Umówiłem się na kolejne spotkanie – opowiada Szymon Myrlak. Tymczasem los spłatał mu figla. Okazało się, że lokal w food courcie, który miał wstępnie zarezerwowany, ostatecznie wynajął ktoś inny. – Ręce mi trochę opadły – przyznaje. – Na szczęście ówczesna narzeczona, a obecnie żona, podsunęła mi pomysł, aby wejść w spółkę z naszym wspólnym kolegą, który także prowadzi własny biznes i jest przedsiębiorcą z krwi i kości.

Szymon Myrlak najpierw zabrał kolegę do lokalu Chilli Mili, aby mógł spróbować serwowanego tam jedzenia. Koledze posmakowało i na umówione spotkanie z franczyzodawcą pojechali już razem. Nadal jednak pozostawała kwestia znalezienia lokalu. Zdecydowali, że poszukają w Tarnowie, gdzie mieszka wspólnik. – I znaleźliśmy duży, dwupoziomowy lokal, z bardzo ładną piwnicą – opowiada Szymon Myrlak. – Czynsz najmu był wysoki, ale uznaliśmy, że warto zaryzykować. Zwłaszcza że lokalizacja jest atrakcyjna: przy jednej z głównych ulic miasta, 200 metrów od rynku. Na dodatek w pobliżu są trzy szkoły i jedna uczelnia, co – jak się później okazało – mocno zaprocentowało.

Czy Szymon Myrlak nie bał się wchodzić w nową, zupełnie nieznaną sobie branżę?
Fakt, nie znałem się zupełnie na gastronomii – nie ukrywa. – Ale za to znam się na prowadzeniu biznesu, zarządzaniu ludźmi, jestem specjalistą od bycia w kilku miejscach naraz. Dlatego nie bałem się nowej branży. No i miałem wsparcie franczyzodawcy. Wiedziałem, że dzięki franczyzie zyskuję spokój ducha, bo razem z licencją kupuję know-how i nie będę musiał po raz kolejny wymyślać czegoś, co ktoś już wcześniej wymyślił i sprawdził w praktyce.

Jednak nie wszystko szło jak po maśle. Umowę najmu lokalu wspólnicy podpisali w grudniu ubiegłego roku. Okazało się, że adaptacja potrwała aż siedem miesięcy. – Potrzebny był duży remont, dostosowanie pomieszczeń pod wymogi gastronomii. Najwięcej czasu i energii pochłonęło jednak uzyskanie wszystkich zgód i opinii w urzędach – opowiada franczyzobiorca Chilli Mili. – Niestety, urzędnicy nie byli przy tym zbyt pomocni. Przez te siedem miesięcy, oprócz tego, że wydawaliśmy pieniądze na inwestycję, to musieliśmy płacić pełny czynsz najmu, a lokal przecież nie zarabiał. No ale podpisaliśmy umowę najmu na pięć lat, więc trzeba było zagryźć zęby. Na szczęście mieliśmy zaplecze finansowe w postaci naszych firm.

Ostatecznie Chilli Mili w Tarnowie otworzyło się 14 sierpnia tego roku. – Mieszkańcy trochę się naczekali – śmieje się Szymon Myrlak. – Zainwestowaliśmy w reklamę na autobusach miejskich, które chyba już od lutego jeździły po mieście oklejone informacją, że wkrótce otwarcie Chilli Mili. Kiedy później nasze hostessy wyszły na ulice Tarnowa z degustacją i informacją, że ruszamy, to ludzie się śmiali: „No, nareszcie!”.

Dwupoziomowe Chilli Mili w Tarnowie ma ok. 230 m2 powierzchni. Szymon Myrlak nie ukrywa, że inwestycja była wysoka. Ale z drugiej strony jest przekonany, że to był opłacalny wydatek. – Obaj ze wspólnikiem jesteśmy przedsiębiorcami i wiemy, że mało który biznes zarabia od początku. Na zyski z reguły trzeba poczekać – mówi franczyzobiorca Chilli Mili. – Z taki założeniem podchodziliśmy też do Chilli Mili. Tymczasem, ku naszemu zaskoczeniu, zyski pojawiły się od pierwszego miesiąca. Szymon Myrlak jest przekonany, że po pierwsze zaprocentowała wspomniana wcześniej lokalizacja. Duża część klientów to uczniowie pobliskich szkół. Po drugie, właściciele tarnowskiego lokalu przywiązują bardzo dużą wagę do jakości obsługi.

Właściciele tarnowskiego lokalu dbają też o to, aby pracownicy na tyle znali zakres obowiązków na każdym stanowisku, aby w razie potrzeby mogli się nawzajem zastępować – czy to na sali, czy w kuchni. Pilnują jakości potraw i tego, aby serwowane porcje były odpowiednio duże. – Chcemy, żeby nasz lokal był miejscem spotkań dla młodzieży. Aby młodzi ludzie mówili do siebie: „To co, widzimy się w Chilli Mili?”. Już teraz mamy grupowe rezerwacje stolików, nawet na 20-30 osób – mówi Szymon Myrlak.

Wspólnicy zaczęli też starania o klientów biznesowych, oferując okolicznym firmom i instytucjom catering posiłków. Podzielili się obowiązkami – Szymon Myrlak zajmuje się sprzedażą i kontaktem z klientami, a wspólnik odpowiada m.in. za kuchnię, dostawy produktów. – Ustaliliśmy, że zysków z restauracji nie przejadamy, ale odkładamy je, aby otworzyć kolejny lokal. I będzie to kolejne Chilli Mili. Nie chcemy niczego innego – podkreśla franczyzobiorca. 


Szymon Myrlak, franczyzobiorca Chilli Mili / "Obaj ze wspólnikiem jesteśmy przedsiębiorcami i wiemy, że mało który biznes zarabia od początku. Tymczasem, ku naszemu zaskoczeniu, zyski pojawiły się od pierwszego miesiąca".