Gastronomia na Targach Franczyza

Mocna branża
Mocna branża / Gastronomia wciąż jest silnym segmentem rynku, także we franczyzie.
Poniedziałek
04.03.2024
Na Targach Franczyza 15 i 16 marca nie zabraknie gastronomii. I tej sezonowej, i tej całorocznej.
 

Branża gastronomiczna w ostatnich latach stanęła w obliczu wielu wyzwań. Pandemia, lockdown, inflacja, rosnące koszty prowadzenia działalności... Ale konieczność zmierzenia się z tyloma wyzwaniami pozwoliła też lokalom wypracować rozwiązania kryzysowe. Zwłaszcza sieci gastronomiczne wypracowały narzędzia przydatne i skuteczne w sytuacjach, kiedy czynniki zewnętrzne mogą negatywnie wpływać na biznes. Dlatego gastronomia wciąż jest silnym segmentem rynku, także we franczyzie. I na Targach Franczyza na PGE Narodowym będzie miała oczywiście swoją reprezentację.

Lodziarnia i kawiarnia z Bike Cafe

Bike Cafe ma 12 lat doświadczenia w mobilnej gastronomii. Sieć rowerowych kawiarni pod tym szyldem w ubiegłorocznym sezonie liczyła 116 punktów. A na ten rok franczyzodawca przygotował nowy koncept, który będzie się rozwijał niezależnie od kawiarni – rowerowe lodziarnie Bike Cafe Ice Cream.

– W połowie lutego mieliśmy 12 zakontraktowanych pojazdów. Chcielibyśmy, aby na początku sezonu było ich 35-40 – mówi Marcin Łojewski, CEO Bike Cafe i Bike Cafe Ice Cream.

Sezon startuje nawet już na przełomie marca i kwietnia. Więc aby wykorzystać go w pełni, nie ma na co czekać.

– Ale do naszej sieci można dołączyć też w trakcie jego trwania – zapewnia Marcin Łojewski. – Przyczepy są dostępne od ręki.

Mobilna lodziarnia składa się z roweru ciągnącego i przyczepy, na której znajdują się pojemniki z lodami. Przyczepa pomieści 50 kg lodów (dostarczanych przez centralę), co daje ok. 800-850 porcji.

– Cały zestaw jest zwrotny, łatwy w prowadzeniu, każdy sobie z tym poradzi – zapewnia Marcin Łojewski. – Dzięki wspomaganiu elektrycznemu jeździ się równie lekko, jak na zwykłym rowerze, i to zarówno po asfalcie, jak i ścieżkach parkowych czy rowerowych.

Przyczepa lodowa nie jest na stałe zintegrowana z rowerem więc łatwo ją odpiąć czy zapiąć. Dzięki temu można mieć jeden rower i kilka przyczep, które rozstawimy w różnych miejscach. To w istotny sposób zmniejsza koszty inwestycji.

– Cenowo nasz zestaw rower plus trzy przyczepy równa się dwóm pojazdom konkurencyjnych firm – dodaje Marcin Łojewski.

Koszt roweru ciągnącego to 10 499 zł netto. Przyczepa kosztuje 44,9 tys. zł netto. Franczyzodawca Bike Cafe Ice Cream podkreśla, że o ile kawiarnie Bike Cafe sprawdzają się w miastach od 40-50 tys. mieszkańców, to mobilne lodziarnie mogą z powodzeniem stanąć w tych mniejszych.

– Mobilne lodziarnie mogą stać praktycznie wszędzie, nie ma ograniczeń – zapewnia franczyzodawca. – Dobrze się sprawdzają zarówno w dużych miastach, jak i na mniejszych rynkach, w miasteczkach czy miejscowościach-sypialniach dużych miast. Franczyzobiorcom zapewniamy szerokie wsparcie, poparte długoletnim doświadczeniem w mobilnej gastronomii. Będą korzystać z tych samych rozwiązań, które świetnie sprawdzają się w przypadku kawiarni. Np. wsparcia naszego działu eventowego, wyszukującego imprezy czy aplikacji dla klientów oraz serwisu.

Marcin Łojewski dodaje, że lody i kawa świetnie się ze sobą komponują, dobrym rozwiązaniem jest więc połączenie obydwu konceptów.

– Niektórzy aktualni franczyzobiorcy Bike Cafe już zdecydowali się na dołączenie do biznesu lodziarni – mówi.

Jeśli chodzi o mobilne kawiarnie to koszt standardowego roweru wynosi 64,9 tys. zł netto, a elektrycznego 78,4 tys. zł netto.

Cochise Burger rusza w Polskę

Cochise Burger zmonopolizował Łódź – ma tu pięć lokali własnych i jeden franczyzowy. Jeszcze jedna franczyzowa burgerownia działa też w niedalekiej Zduńskiej Woli. Marka nie zamierzać jednak poprzestać tylko na Łodzi i okolicy. Chce wyruszyć ze swoim brandem w Polskę.

– Na początku myślimy o rozwoju w województwach mazowieckim, łódzkim, wielkopolskim, śląskim, świętokrzyskim – wylicza Mateusz Lesiak, franczyzodawca Cochise Burger. – Ale docelowo chcemy rozbudować sieć w całej Polsce i rozważymy każdą lokalizację. Na razie planujemy skupić się na większych miastach, ale nie zamykamy się też na mniejsze.

Franczyzodawca nie wymaga od kandydatów na licencjobiorców doświadczenia w gastronomii.

– Szukamy natomiast ludzi ambitnych i przedsiębiorczych, którzy chcą zaangażować się w prowadzenie biznesu pod naszym szyldem. Chętnie widzimy wśród franczyzobiorców małżeństwa – podkreśla Mateusz Lesiak.

Wsparcie dla franczyzobiorców zaczyna się już na etapie poszukiwania odpowiedniego lokalu.

– Możemy też kupić lokal, wyremontować na potrzeby franczyzobiorcy, a później mu go wynająć – dodaje Mateusz Lesiak. – W takiej sytuacji franczyzobiorca inwestuje w sprzęt, a koszty remontu spłaca przy opłacie czynszowej.

Ale licencjobiorca może też sam zająć się remontem, korzystając w własnych ekip, zgodnie z projektami i standardami sieci. Koszty zależą w dużej mierze od tego, czy mamy do czynienia z lokalem przystosowanym już do potrzeb gastronomii. W takim przypadku inwestycja zaczyna się od 100 tys. zł. Jeśli jednak pomieszczenia wymagają kompleksowego przystosowania, wydatki zaczynają się od 200 tys. zł. Kolejne 100 tys. zł trzeba przeznaczyć na zakup sprzętu. Można jednak wziąć urządzenia w leasing, co obniża wydatki na starcie. Przygotowanie burgerowni do otwarcia trwa ok. 3 miesięcy.

Jednorazowa opłata za przystąpienie do sieci wynosi 15 tys. zł. Pokrywa m.in. koszty szkoleń, które przechodzi franczyzobiorca i jego pracownicy. Franczyzobiorca uczy się zarządzania restauracją, a personel pracy w lokalu, poznając m.in. receptury i technologię przygotowywania potraw, system obsługi klienta.

– Ekipa z ramienia centrali przyjeżdża na kilka dni przed otwarciem lokalu, aby wspierać franczyzobiorcę w tym gorącym okresie. Organizujemy marketing przedotwarciowy i przygotowujemy event na otwarcie – podkreśla Mateusz Lesiak.

W menu Cochise Burger jest 16 burgerów na stałe, plus sezonowe (w tym burgery wege).

– To burgery premium, przygotowywane z mięsa o bardzo wysokiej jakości, w stu procentach wołowego, nieprzetworzonego – podkreśla franczyzodawca. – Naszym wyróżnikiem jest „złoty sos” dodawany do każdego burgera. Jego autorską recepturę przekazujemy oczywiście franczyzobiorcom.

Dużą część przychodów lokali stanowi kanał delivery.

– W niektórych burgerowaniach to nawet 50 proc. - informuje Mateusz Lesiak.

Według franczyzodawcy burgerownie powinny zarabiać na koszty stałe już od pierwszego miesiąca działalności. Średnie oczekiwanie na zwrot z inwestycji, w przypadku 100-metrowego lokalu, to siedem miesięcy.

Mobilne lodziarnie od Gelato Naturale

W 2020 roku koncept Gelato Naturale wystartował z pierwszym punktem własnym. Rok później zaczął budować sieć franczyzową, a w tegorocznym sezonie letnim będzie miał już ponad 50 mobilnych lodziarni, wszystkie franczyzowe.

– A może więcej, ponieważ cały czas prowadzimy rozmowy z osobami zainteresowanymi naszą franczyzą – dodaje Mirosław Reszka, właściciel Gelato Naturale.

Lodziarnie marki mają format rowerów lub wózków. Dzięki temu, jak podkreśla franczyzodawca, mogą dotrzeć praktycznie do każdego miejsca: na place zabaw, do parków, nad morze, jeziora.

– Organizujemy też naszym franczyzobiorcom udział w różnego rodzaju eventach – mówi Mirosław Reszka.

Rowery wyjeżdżają na ulice przeważnie z początkiem kwietnia i stoją do końca września. Ale jeśli pogoda pozwoli, sezon można wydłużyć. A po sezonie jest możliwość przeniesienia się np. do galerii handlowych.

Cena mobilnej lodziarni zaczyna się od 39,1 tys. zł netto i zależy od konfiguracji sprzętu, wyposażenia. Można skorzystać z leasingu, co obniża kwotę inwestycji na starcie.

Rowery i wózki pomieszczą 14 kuwet z lodami.

– Kuwety nasi franczyzobiorcy otrzymują za darmo, co nie jest standardem w tym biznesie – podkreśla Mirosław Reszka. – Ich koszt to 14 tys. zł, więc to jest nasz realny wkład w inwestycję franczyzobiorcy.

Rowery mają zamknięty obieg wody, autorski system zasilania, pozwalający pracować nawet do 16 godzin. Sprzedają nie tylko lody, ale też lemoniadę, shake'i lodowe. W ofercie jest ok. 120 smaków lodów.

– Szkolimy franczyzobiorców z doboru smaków, ale to oni ostatecznie decydują o tym, jak skomponują swoją ofertę, kierując się gustami lokalnych klientów – informuje Mirosław Reszka. – Jeśli jest taka potrzeba, możemy tworzyć konkretne smaki. Np. mam lody piernikowe, specjalnie dla lodziarni w Toruniu. Albo morskie (o smaku śmietankowym, ale zabarwione na morski kolor), dla punktów na wybrzeżu Bałtyku.

Wsród franczyzobiorców Gelato Naturale są tacy, którzy zdecydowali się na prowadzenie więcej niż jednego punktu. Niektórzy mają po dwa, inni prowadzą nawet 5 i 6 punktów.

Sushi Bistro w dostawie

Sushi Bistro nastawia się przede wszystkim na lokale pracujące w formacie tak away – czyli w dostawie i z odbiorem własnym.

– Mamy trzy restauracje z salą konsumpcyjną, ale sam namawiam franczyzobiorców na format take away – przyznaje Robert Chmielewski, dyrektor ds. franczyzy Sushi Bistro. – Jest tańszy w inwestycji (restauracja jest droższa 2-3-krotnie), nie potrzebuje drogiej lokalizacji w centrum i jest te prostszy w prowadzeniu. Nie trzeba zatrudniać kelnerów, a dziś znalezienie dobrego kelnera to nie lada sztuka. Poza tym w restauracji ten sam produkt musiałby być droższy, aby zrekompensować wyższe koszty prowadzenia biznesu.

Pod szyldem Sushi Bistro działa obecnie 14 lokali.

– W tym roku, patrząc realnie, chcemy otworzyć trzy kolejne. Choć operacyjnie jesteśmy w stanie zrealizować nawet pięć otwarć – zapewnia Robert Chmielewski. – Jednak nie wszędzie i nie z każdym decydujemy się na współpracę. Starannie dobieramy franczyzobiorców. Chcemy aby nasza marka pozycjonowała się bliżej segmentu premium, przy zachowaniu przystępnej ceny. Szukamy ludzi, którzy to rozumieją, zaangażują się w ten biznes i będą chcieli się od nas uczyć.

Z doświadczenia franczyzodawcy wynika, że lokal najlepiej uruchomić albo przed, albo po wakacjach. Same wakacje to niezbyt dobry moment na start tego biznesu. Dobierając lokalizację, Sushi Bistro przeprowadza badanie geomarketingowe, sprawdzając m.in. konkurencję, populację danego rynku, jakim portfelem ta populacja dysponuje. Koncept koncentruje się na miastach wielkości 30-50 tys. mieszkańców.

– Nie ma chyba już miasta, w którym nie byłoby sushi baru. Jednak na tych mniejszych rynkach jakość produktu jest albo słaba, albo najwyżej dobra – ocenia Robert Chmielewski. – A my wyróżniamy się świetną jakością. Więc kiedy otwieramy lokal, łatwiej nam się od razu wybić i zaskarbić sobie grono powracających klientów.

Koszt inwestycji w biznes z Sushi Bistro to ok. 150 tys. zł. W tej kwocie mieści się już opłata wstępna, w wysokości 20 tys. zł, a także koszty remontu i wyposażenia.

– Taka suma zabezpiecza też budżet na pokrycie kosztów działalności lokalu w pierwszych miesiącach- dodaje Robert Chmielewski. – Jako centrala dbamy o to, aby ten start jak najbardziej ułatwić. Np. nasi franczyzobiorcy od początku mają takie same terminy płatności u dostawców, jak my jako centrala.

W lokalu działającym w formacie delivery potrzebnych jest trzech pracowników do kuchni. Wszyscy przechodzą szkolenie na sushi mastera.

– Do tego potrzebne są kolejne dwie osoby, wymiennie pracujące jako menadżer i kierowca. Rekomendujemy taki model, aby redukować koszty. Ta sama osoba może przecież przyjmować zamówienia i je dowozić – uważa Robert Chmielewski.

Jak zapewnia franczyzodawca, próg rentowności lokale w większości osiągają od trzeciego miesiąca.

WIĘCEJ INFORMACJI O TARGACH FRANCZYZA