Biznes dla trzydziestolatków

Zarabiają na swoim
Zarabiają na swoim / Według raportu Polskiej Rady Biznesu średni wiek polskiego przedsiębiorcy to 44,6 lat. Ale na tle krajów unijnych nasi biznesmeni są stosunkowo młodzi – tylko w Estonii jest więcej przedsiębiorców przed czterdziestką.
Wtorek
21.04.2020
Własna firma po trzydziestce? Czemu nie. Jak wybrać biznes dla siebie, aby nie żałować tej decyzji?
 

Według raportu Polskiej Rady Biznesu średni wiek polskiego przedsiębiorcy to 44,6 lat. Ale na tle krajów unijnych nasi biznesmeni są stosunkowo młodzi – tylko w Estonii jest więcej przedsiębiorców przed czterdziestką. Czy „trzydziestka” to dobry moment, by zdecydować się na otwarcie firmy?

Kosmetyki od chemika

Natalia Kamińska-Pietrzak zawsze interesowała się pracą laboratoryjną. W dzieciństwie podglądała przy pracy mamę, która była analitykiem medycznym.
– Oglądałam wirówkę, mikroskop, przez który mama pozwala mi czasem spojrzeć. To były dla mnie niezwykłe urządzenia – wspomina Natalia Kamińska-Pietrzak.

Tak podziałały na jej wyobraźnię, że postanowiła zostać chemikiem. Po studiach zajęła się pracą naukową, zaczęła robić doktorat, wyjechała na zagraniczny staż.
– Ale to wszystko była teoria, a ja chciałam robić coś „dla ludzi” – opowiada Natalia Kamińska-Pietrzak.

Jako że miała problemy ze skórą, zaczęła od robienia kosmetyków dla siebie. Tak ją to wciągnęło, że pomyślała o większej produkcji i założeniu własnej firmy. Marka Nowa Kosmetyka powstała w 2018 roku.
– Miałam wtedy 31 lat, dwoje małych dzieci i doświadczenie tylko w pracy naukowej – mówi Natalia Kamińska-Pietrzak. – Ale za to nie miałam żadnych złych nawyków zawodowych. I byłam bardzo zdeterminowana na cel. Na szczęście firma rozwijała się powoli, więc był czas, aby, rozłożyć różne zadania w czasie. Nie bałam się.

Jej kosmetyki powstają na bazie naturalnych produktów. Pierwsze z nich zrobiła, szukając rozwiązania własnego problemu z trądzikiem. Nowa Kosmetyka wystartowała, proponując klientom trzy rodzaje serum: do twarzy, do paznokci i przeciw wypadaniu włosów. Teraz produktów kosmetycznych jest pięć, a oprócz tego środki do czyszczenia, do stosowania w domu. W planach jest dużo więcej.
– Opracowuję recepturę, na bazie wybranego składnika aktywnego, do którego dobieram dodatki. Następnie kosmetyk przechodzi badania w akredytowanych laboratoriach – wyjaśnia Natalia Kamińska-Pietrzak. – Powstaje raport bezpieczeństwa, który stwierdza, czy kosmetyk jest bezpieczny dla zdrowia. Cały ten proces trwa kilka miesięcy. Później rusza produkcja. Mam jedną osobę do pomocy, ale osobiście też zajmuję się produkcją, bo to dla mnie niesamowita frajda. Pracuję w wynajmowanej pracowni, odpowiednio przygotowanej i wyposażonej pod względem technologicznym.

Kosmetyki można kupić przez internet, w sklepie Nowej Kosmetyki. Na początku klientami Nowej Kosmetyki była głównie rodzina i znajomi. Głównym kanałem, jaki Natalia Kamińska-Pietrzak wykorzystywała i wykorzystuje do promocji jest internet.
– Najbardziej efektywne jest konto na Instagramie – podkreśla właścicielka Nowej Kosmetyki. – Współpracuje też z blogerkami, influencerkami, którym wysyłam kosmetyki do testów.

Czy uważa, że trzydzieści lat to dobry wiek na otwarcie firmy?
– Owszem, moje dzieci nadal były małe, ale to nie były już niemowlaki. Córka miała pięć lat, synek 1,5 roku. A ja nigdy nie starałam się poświęcać całego swojego życia wyłącznie jednemu celowi, np. dzieciom czy mężowi. Sama też mam własne potrzeby, dlatego zawsze staram się zachować równowagę – podkreśla właścicielka Nowej Kosmetyki.

Z etatu na swoje

Piotr Kołodziejczyk 15 lat przepracował na etacie w branży informatycznej.
– Ale w firmie zachodziły zmiany, które nie do końca mi odpowiadały – opowiada Piotr Kołodziejczyk. – Dlatego zdecydowałem się odejść.

Miał dwie możliwości – albo poszukać innej etatowej pracy, albo przejść „na swoje”. Wybrał to drugie rozwiązanie. Na własny rachunek zajął się świadczeniem usług informatycznych.
– Znałem branżę, wiedziałem jak i gdzie szukać klientów, na pewno dzięki temu było mi łatwiej wystartować – przyznaje Piotr Kołodziejczyk. – Ale każda zmiana jest trudna. Człowiek staje przed zupełnie innymi wyzwaniami. Nagle musiałem się np. zająć sprawami księgowymi, o których na etacie w ogóle nie myślałem. Trzeba było się też zmierzyć z twardą ręką rynku, na którym i o klientów bywa trudno i ich oczekiwania też bywają duże. Praca wymagała teraz ode mnie poświęcenia zdecydowanie więcej czasu, niż to było na etacie.

Pomimo tego, że pracy mu nie brakowało Rafał Kołodziejczyk zdecydował się poszerzyć swoją działalność o zupełnie inną branżę. Jak do tego doszło?
– Z żoną zawsze marzyliśmy o prowadzeniu restauracji lub kawiarni – wyjaśnia nasz rozmówca. – I ponad rok temu trafiła się możliwość odkupienia kawiarenki.

W ten sposób Piotr Kołodziejczyk został właścicielem Pacynka Cafe w warszawskiej dzielnicy Włochy. To kawiarnia z placem zabaw dla dzieci – rodzice mogą napić się kawy, w czasie gdy ich dzieci korzystają ze sprzętów i zabawek w części dla nich przeznaczonej. W lokalu odbywają się też różnego rodzaju zajęcia (np. sensoplastyka), można tu zorganizować imprezy okolicznościowe. Kawiarnia jest czynna sześć dni w tygodniu. Piotr Kołodziejczyk pracuje w niej na zmianę z żoną, nie zrezygnował też ze świadczenia usług informatycznych.
– Nie mam dużej ekipy, która pomoże np. w razie problemów technicznych. Pamiętam, jak zaraz na początku pękł jakiś wężyk czy uszczelka w łazience i zaczęła się lać woda. Nie wiedziałem, gdzie jest zawór, który trzeba zakręcić. Wydzwaniałem do poprzednich właścicieli, wypytywałem ochronę, mieszkańców aż wreszcie cudem udało mi się to ustalić – wspomina ze śmiechem. – Na pewno przy prowadzeniu własnego biznesu bardzo pomógł mi fakt, że w swojej etatowej pracy przeszedłem przez bardzo różne szczeble zawodowej kariery. Nie pracowałem wyłącznie jako programista, poznałem działanie firmy z różnych stron. Byłem i szeregowym pracownikiem, i osobą zarządzającą.

Jaki moment w życiu jest najlepszy na założenie formy? Zdaniem Piotra Kołodziejczyka wiek nie ma tu wielkiego znaczenia.
– Tak naprawdę nieważne ile masz lat – uważa nasz rozmówca. – Owszem, bagaż zebranych wcześniej doświadczeń pomaga, ale nie zabezpiecza przed wszystkim. I tak pewnych rzeczy trzeba się po prostu nauczyć.

Własna firma młodej mamy

Nasza kolejna rozmówczyni swój pierwszy biznes otworzyła, gdy zaczęła myśleć o powrocie do pracy po odchowaniu dzieci.
– Przez sześć lat zajmowałam się wychowywaniem dzieci – opowiada Ilona Ćwiertniewicz. – Ale przyszedł moment, że chciałam pójść do pracy. Miałam wówczas 30 lat.

Z wykształcenia Ilona Ćwiertniewicz jest pedagogiem i myślała, że właśnie w tej branży znajdzie coś dla siebie. Ale mąż namówił ją na otwarcie lokalu gastronomicznego.
– Wyobrażałam sobie, że ja będę w domu z dziećmi, a pracownicy będą zajmować się lokalem – opowiada dzisiaj ze śmiechem. – Życie szybko zweryfikowało te wyobrażenia.

Cztery lata temu Ilona Ćwiertniewicz zdecydowała się na otwarcie w Lubinie franczyzowej pizzerii pod szyldem New York Pizza Department. Jak przyznaje, pierwszy rok był trudny.
– Brakowało ludzi do pracy. Poza tym uczyliśmy się dopiero wszyscy tego biznesu. Klientów mieliśmy dużo, ale zdarzały się nam pomyłki, a jak wiadomo klienci bywają trudni i dzisiaj niestety dzielą się swoim niezadowoleniem publicznie, w internecie. A my nie za bardzo nawet mogliśmy się bronić i reagować na hejtujące komentarze, czasem po prostu niesprawiedliwe – opowiada franczyzobiorczyni New York Pizza Department. – Ten pierwszy rok był naprawdę bardzo pracowity. Dzieci mówiły już, że nienawidzą pizzerii. Bardzo wspierała mnie rodzina, siostra, babcie, także przyjaciele, którzy pomagali m.in. w opiece nad dziećmi.

Ale minął rok i sprawy zaczęły układać się coraz lepiej. Pizzeria wskoczyła na właściwe tory i dzisiaj Ilona Ćwiertniewicz jest zadowolona ze swojego biznesu.
– Chociaż on nie działa sam – podkreśla. – Nawet kiedy nie jestem w pizzerii, tylko w domu zajmuję się firmą: odbieram telefony, ogarniam faktury itd. Ale umiem już wygospodarować więcej czasu dla rodziny.

Lokale pod szyldem New York Pizza Department można otwierać w kilku formatach. Pierwszy z nich to tradycyjna pizzeria z konsumpcją na miejscu i dowozami do klienta. Koszt inwestycji to min. 60 tys. zł. Drugi format – express – to lokal realizujący tylko zamówienia w dowozie lub z odbiorem własnym. Wydatki na jego uruchomienie zaczynają się od 40 tys. zł. Jest jeszcze NYPD Express mini. To lokal, który może rosnąć wraz ze wzrostem obrotów, dzięki zastosowaniu modułowych pieców do pizzy. Na początek wystarczy kupić jedną komorę, a gdy biznes się rozwinie, dołączać kolejne. Szacowana przez licencjodawcę minimalna kwota inwestycji w tym przypadku to 30 tys. zł netto. Z kolei New York Pizza Department by Night jest przeznaczona dla franczyzobiorców, którzy prowadzą już któryś z poprzednich konceptów. Mogą otworzyć dodatkowy biznes w postaci lokalu czynnego też w nocy, realizującego zamówienia w dowozie.

Najnowsza z propozycji to Posterunek Pizzy. To rodzaj kontenera gastronomicznego, wykonanego z prefabrykatów. Jego koszt to 89 tys. zł netto, ale można też wziąć go w leasing. Jest przygotowany z myślą o realizacjach zamówień w dowozach, ale przy nieco wyższej inwestycji kontener można dostosować np. do sprzedaży pizzy w kawałkach.

Nie ma nudy

Dla Agnieszki Nowakowskiej własna firma była ucieczką przed monotonią etatu.
– Bardzo długo pracowałam w biurze, w firmie zajmującej się nadzorem technicznym nad transportem – opowiada Agnieszka Nowakowska. – To była moja pierwsza praca.

Rytm dni i tygodni na etacie był bardzo unormowany: codziennie praca do godz. 15.30, wolne wszystkie weekendy i święta. Wydawałoby się, że to wymarzone zajęcie, zwłaszcza dla matki dwójki dzieci.
– Niby tak, ale ta monotonia mnie przytłaczała. Do emerytury pewnie robiłabym to samo, a to zupełnie nie pasuje do mojego charakteru – wyjaśnia Agnieszka Nowakowska. – Poczułam, że taka praca mnie dusi.

Zaczęli z mężem szukać pomysłu na własny biznes. – Szukaliśmy czegoś oryginalnego, kreatywnego, nie chcieliśmy po prostu otworzyć sklepu z ciuchami – mówi nasza rozmówczyni. – I wtedy natknęliśmy się na artykuł o Godanie.

Godan to marka specjalizuje się w produkcji i dystrybucji artykułów na imprezy, święta i uroczystości. Od 2016 roku rozwija sieć sklepów franczyzowych o nazwie Godan Strefa Uśmiechu. Klienci znajdą w nich produkty potrzebne do organizacji przyjęć, takie jak: balony, świeczki urodzinowe, papierowe talerzyki i kubeczki, stroje karnawałowe oraz dodatki typu konfetti czy serpentyny.
– Zadzwoniliśmy do centrali i okazało się, że akurat jest szkolenie dla chętnych – kontynuuje Agnieszka Nowakowska. – Pojechaliśmy z mężem na to szkolenie zupełnie „zieloni”. Niektórzy uczestnicy byli już bardzo zorientowani w tematyce, a my nie wiedzieliśmy nic. Ale bardzo nam się spodobało to, co usłyszeliśmy i wkręciliśmy się w temat.

Najpierw otworzyli sklep w Łęcznej pod Lublinem.
– Wydawało nam się, że w Lublinie jest zbyt duża konkurencja. Okazało się jednak, że Łęczna to zbyt mały rynek – przyznaje Agnieszka Nowakowska. – Rozwiązaliśmy więc umowę najmu lokalu i przenieśliśmy się do galerii handlowej w Lublinie.

Na początek wynajęli tu mały lokal, później, gdy okazało się, że biznes idzie dobrze przenieśli się do większego.
– Prowadzenie sklepu Godan to nie tylko sprzedaż, ale przede wszystkim usługa wykonania dekoracji, kompozycji z balonów – podkreśla franczyzobiorczyni Godan. – Jeśli zrobi się to źle raz czy drugi, to klient już do nas nie wróci.

Aby otworzyć sklep Godan potrzeba około 30 tys. zł. Połowę tej kwoty należy przeznaczyć na aranżację lokalu, a drugie 15 tys. zł na zatowarowanie. Marka poszukuje kontrahentów w całej Polsce, najchętniej w miastach powyżej 20 tys. mieszkańców.
– Trzeba liczyć się z tym, że prowadzenie sklepu zajmuje dużo czasu – mówi Agnieszka Nowakowska. – Sklep w galerii jest czynny 11 godzin na dobę. Nie można sobie np. zrobić długiego weekendu. A przy tym trzeba też wygospodarować czas dla dzieci. Nie można skarżyć się na monotonię – dodaje ze śmiechem.

Po powrocie z emigracji

Robert Pruchnicki pracował m.in. jako przedstawiciel handlowy, był operatorem maszyn budowlanych, koordynatorem w firmie zajmującej się organizowaniem transportu pieniędzy i obsługą bankomatów. 13 lat spędził w Irlandii. W pewnym momencie razem z ówczesną narzeczoną, a obecną żoną zdecydowali, że wracają do Polski. Jeszcze będąc za granicą zaczęli zastanawiać się nad tym, co mogą robić w kraju. Zainteresowali się rynkiem dowozów jedzenia, który na zachodzie Europy rozwija się bardzo prężnie. Tak trafili na markę Stava. Podczas urlopu spędzanego w Polsce Robert Pruchnicki umówił się z właścicielami firmy na rozmowę.
– Po dwóch czy trzech godzinach już wiedziałem, że się zdecyduję. Choć jeszcze nie zdradzałem się z tym przed franczyzodawcą – śmieje się.

W październiku 2017 roku podpisał umowę przedwstępną i wpłacił kaucję, która miała zabezpieczać obie strony: dla niego była gwarancją rezerwacji wybranego terenu, a dla franczyzodawcy zabezpieczeniem na wypadek, gdyby kandydat chciał się z umowy wycofać. W marcu 2018 roku spakował walizki, wrócił do Polski i zajął się otwarciem własnego oddziału Stavy w Rzeszowie.
– Polscy znajomi łapali się za głowę: przecież ludzie u nas gotują w domach, nikt nie zamawia obiadów, to się nie uda. Dziewięć na 10 głosów wieszczyło klapę mojego biznesu. Ale powiedziałem: wóz albo przewóz. Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana – śmieje się dzisiaj Robert Pruchnicki.

Już podczas szkoleń Robert Pruchnicki, przy wsparciu franczyzodawców, umawiał pierwsze spotkania z restauratorami, którym chciał zaoferować swoje usługi. Po powrocie do Rzeszowa sam nawiązywał kolejne kontakty i umawiał spotkania.
– Na pierwsze rozmowy jeździłem razem z franczyzodawcą, który przyjechał do mnie do Rzeszowa – opowiada Robert Pruchnicki. – Był przygotowany na standardową liczbę spotkań, czyli jakieś 5-6 dziennie. Tymczasem ja na pierwszy tydzień umówiłem po 11 rozmów. Pracowaliśmy po 12-14 godzin na dobę.

Na początek kupił trzy używane fiaty panda, zatrudnił siedmiu kurierów. Po półtora roku miał już 15 aut, w tym np. nowiutkie ople corsa, i zatrudniał mniej ok. 30 pracowników. Na początku zainwestował w swój oddział ok. 100 tys. zł, ale wraz z rozwojem działalności przeznaczał na nią kolejne pieniądze. Co jest zgodne z zaleceniami franczyzodawcy, który od początku uprzedza, że licencjobiorcy powinni systematycznie inwestować w rozwój swoich placówek. Według wyliczeń franczyzodawcy, na start wystarczy 50 tys. zł, z czego wymagany kapitał własny to 20 tys. zł, reszta może pochodzić z dofinansowania. Wydatki początkowe to przede wszystkim zakup pojazdów oraz wyposażenia dla kierowców, m.in. smartfonów, terminali płatniczych, toreb termicznych. Jednak franczyzobiorca nie musi kupować samochodów – może skorzystać z opcji najmu długoterminowego.

Licencjobiorcy Stavy mogą też liczyć na kompleksowe szkolenia. Poznają na nich zasady funkcjonowania oddziału i uczą się, jak wygląda praca na poszczególnych stanowiskach: dostawcy, koordynatora, sprzedaż usług. Wspólnie z licencjodawcą odbywają też spotkania z restauratorami w swoim mieście i podpisują pierwsze umowy. Później już samodzielnie muszą dbać o poszerzanie liczby kontrahentów. Stava udostępnia im oprogramowanie, na bazie którego opiera się praca kurierów, przyjmowanie i realizacja zamówień.

– Moja inwestycja zwraca się w przyzwoitym tempie – mówi Robert Pruchnicki. – Sądzę, że w ciągu 2-3 lat wartość oddziału może się podwoić.

Według ubiegłorocznego badania „Indeks przedsiębiorczości”, przeprowadzonego przez firmę Tax Care, osoby prowadzące działalność gospodarczą najbardziej doceniają w swojej pracy: wyzwania – 36 proc., relacje z ludźmi – 32 proc. i komfort pracy – 26 proc. I choć własna firma to duża odpowiedzialność i bardzo czasochłonne, zwłaszcza na początku, zajęcie – to daje też satysfakcję nieporównywalną z pracą na etacie.

– A „trzydziestka” to taki moment w życiu, gdy wciąż ma się dużo energii, a jednocześnie nie za dużo obaw. W tym wieku człowiek jeszcze nie sparzył się aż tak wiele razy i nie dźwiga ze sobą bagażu różnych lęków. Dlatego ma odwagę na nowe, często rewolucyjne decyzje – dodaje Natalia Kamińska-Pietrzak, właścicielka Nowej Kosmetyki.


POPULARNE NA FORUM

Co sądzicie o Oskrobie?

Witam, Z calego serca odradzam jakąkolwiek wspolprace z ta firma. Okolo 2 miesiące temu zglosilam sie do Oscroby bedac zainteresowana franczyza ich sieci. Wyslalam do nich...

8 wypowiedzi
ostatnia 25.06.2024
Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?

Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...

33 wypowiedzi
ostatnia 08.01.2024
Oszukani przez franczyzodawcę

Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...

48 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?

Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...

40 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?

14 wypowiedzi
ostatnia 24.05.2023
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché

przeciez to złodzieje

1 wypowiedzi
ostatnia 04.05.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...

14 wypowiedzi
ostatnia 23.04.2023
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu

Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...

211 wypowiedzi
ostatnia 13.03.2023