Makarun lubią wszyscy

Własna restauracja od zawsze była jego wielkim marzeniem. Na co dzień, z żoną pracują na etatach. A że marzenia przy odrobinie szczęścia i determinacji potrafią się spełniać, dowodzi historia Michała Dziarnowskiego.
 

Michał Dziarnowski jest franczyzobiorcą sieci Makarun Salat&Spaghetti z Płocka. Uruchomiony przez niego w połowie listopada punkt jest już 26 restauracją w Polsce. I z miejsca stał się prawdziwym hitem na gastronomicznej mapie Płocka.

Dlaczego właśnie Makarun? Miał Pan wcześniej doświadczenia związane z branżą gastronomiczną?

Michał Dziarnowski, franczyzobiorca sieci Makarun Salat&Spaghetti z Płocka: Absolutnie żadnych. Pracuję na etacie w banku, ale wspólnie z żoną (nauczycielką) odkąd pamiętam marzyliśmy o założeniu własnej knajpki. Rok temu zacząłem przeglądać polskie portale o franczyzie. Makarun wydał mi się interesujący, na początku głównie z powodów finansowych. Potem wygooglowałem właścicieli i kiedy okazało się, że jeden z nich brał udział w rowerowej wyciecze do Iranu, żeby pomóc choremu dziecku, pomyślałem, że to są ludzie, z którymi chciałbym współpracować. I wykonałem ruch.

Próbował Pan przed podjęciem decyzji makarunowej kuchni?

Do tej pory w Płocku nie było tego typu restauracji. Nasza jest pierwsza, ale rzecz jasna musiałem najpierw sprawdzić jak smakują przygotowywane przez sieć dania. To podstawa. Nadarzyła się do tego okazja, kiedy byliśmy z żoną w Warszawie. Odwiedziliśmy punkt Makaruna na Dworcu Centralnym i... tak! To było dokładnie to o czym myśleliśmy. Konkurencja na kulinarnym rynku franczyzowym jest spora, jest w czym wybierać, ale wtedy doszliśmy do wniosku, że nie znamy chyba osoby, która nie lubi włoskiego makaronu. Napisałem mail do właścicieli sieci. Miałem oczywiście sporo pytań, np. dotyczących technologii wykonywania potraw. Nie zamierzałem oferować klientom czegoś, czego sam bym nie chciał jeść. Argumentem, który przeważył była atrakcyjna kwota inwestycji w stosunku do spodziewanej stopy zwrotu.

Właśnie, z jakim wydatkiem trzeba się liczyć myśląc o założeniu punktu Makaruna?

Punktem wyjścia była kwota 60 – 70 tys. zł. netto. I o takiej inwestycji na początku myśleliśmy. Zależało nam na znalezieniu lokalu w centrum miasta. Ale Makarun pozytywnie mnie zaskoczył. Przedstawił propozycję otwarcia restauracji w Mazovii, najpopularniejszej galerii handlowej w Płocku i do tego w doskonałym miejscu, w głównym pasie gastronomicznym tzw. food court. Niestety wiązało się to z podwojeniem nakładów na inwestycje. Jednak nie zastanawialiśmy się długo. To była po prostu okazja.

Co generuje największe koszty przy zakładaniu tego typu lokalu gastronomicznego?

Z naszej perspektywy największe koszty wiązały się z przystosowaniem miejsca pod restaurację, czyli remontu, budowy ścianek działowych, przyłączy itd. Ale najtrudniejsze było przebrniecie przez górę formalności, odbiory, zalecenia Sanepidu, dokumentację. Myślę, że zwykły Kowalski sam by tego nie udźwignął. Czasami wychodząc z jakiejś instytucji miałem ochotę usiąść i płakać i gdyby nie Mukarun, a konkretnie - nasz opiekun inwestycji pan Karol, którego z żoną nazywamy aniołem stróżem, to może bym się poddał. Mogłem do niego ze wszystkim zadzwonić. Wziął na siebie opracowanie dokumentów, przygotowywanie projektów branżowych, dokumentacji technicznej, negocjacje z firmami budowlanymi, nadzór nad realizacją. Nawet nie wyobrażałem sobie, że może być tyle zachodu z wykonaniem instalacji przeciwpożarowej.

Mógł Pan wybrać tańszy i mniej czasochłonny wariant?

Tak, ale z dzisiejszej perspektywy nie żałuję. Przygotowania do otwarcia trwały prawie 10 miesięcy, z różnych powodów, ale teraz nasz Makarun wygląda znakomicie i jest świetnie wkomponowany w food court. Mamy już zgraną, sześcioosobową załogę. Otwarcie odbyło się 17 listopada.

Jak Pan ocenia funkcjonowanie lokalu po tych kilku pierwszych tygodniach?

Nie chcę zapeszać, ale pierwszy miesiąc był rewelacyjny. Wstępne standardowe zatowarowanie przeprowadziła sieć i... już po pierwszym weekendzie mieliśmy pustki w spiżarni. Musieliśmy na lokalnym bazarze dokupować składniki. Nie spodziewam się, że wszystkie miesiące będą tak dobre, bo w tej branży bywa różnie, ale ostrożnie szacując, w pesymistycznym wariancie, koszt inwestycji powinien nam się zwrócić po 12 - 15 miesiącach.

Słyszał Pan opinie klientów?

Są pozytywne, ale najbardziej cieszy, że klienci wracają. Makarun wpadł na świetny, moim zdaniem, pomysł promocyjny bonifikart. W galerii pracuje mnóstwo ludzi. Przed otwarciem lokalu, razem z żoną, osobiście weszliśmy do każdego sklepu i punku usługowego, przedstawiliśmy się i wręczyliśmy karty z 20-procentowym stałym rabatem. Większość pracowników, których odwiedziliśmy stołuje się u nas niemal codziennie.

Myślał Pan już o uruchomieniu kolejnego Makaruna?

Tak, biorę to pod uwagę, ale na razie chcemy skupić swoją energię na tym, aby punkt w Mazovii rozwinął się na dobre. Jeśli jednak dotychczasowa dynamika zostanie utrzymana, to pewnie będziemy rozważali uruchomienie kolejnej restauracji Makaruna w mieście.