Zmień swoje życie zawodowe po trzydziestce!

Poniedziałek
20.01.2025
To, że po szkole czy studiach poszedłeś pracować na etat, nie oznacza, że całe życie tak musi być. Odważ się i zmień swoje życie zawodowe.
 

Reid Hoffman, twórca portalu LinkedIn, miał 36 lat, gdy go założył. Hugo Boss zaczynał w wieku 38 lat. Henry Ford założył Forda, mając czterdziestkę. John Warnock założył firmę Adobe w wieku 43 lat. Pułkownik Sanders otworzył KFC w wieku 65 lat! Zawsze jest dobry czas na to, aby zmienić swoje życie zawodowe. Raz dokonany wybór może być dobry na jakiś okres, ale później przychodzi moment, kiedy zaczynamy chcieć czegoś innego albo czegoś więcej. I to jest dobre. Chęć zmiany oznacza chęć rozwoju. A zebrane wcześniej doświadczenia, nabyte kompetencje i umiejętności pomogą nam wystartować w nowej branży czy nowym biznesie.

Z pracownika – właścicielka

Nie zawsze zmiana życia zawodowego oznacza zmianę branży. Albo nawet szyldu. Może oznaczać zmianę pozycji – z pracownika na właściciela. Tak właśnie było w przypadku Karoliny Kuchniewskiej. Pracowała w pizzerii Biesiadowo w Falenicy. – Pracowałam tam przez 10 lat, na różnych stanowiskach – wspomina. – Byłam kelnerką, pizzermanem, dowoziłam zamówienia, aż zostałam menedżerem lokalu.

W pewnym momencie jednak jej drogi z pracodawcą się rozeszły. Znalazła inne zajęcie. Ale po roku zadzwonił telefon. – Dostałam propozycję odkupienia pizzerii, w której pracowałam – kontynuuje Karolina Kuchniewska. – Lokal wtedy niezbyt dobrze działał. Ale to miejsce traktowałam długo jak swój drugi dom. Stwierdziłam więc, że warto spróbować, że chcę przywrócić lokal na dobry poziom.

Podpisała umowę franczyzową i od 2021 roku została właścicielką pizzerii. Miała łatwiej od innych – znała i branżę gastronomiczną, i markę, pod której szyldem zaczęła prowadzić biznes i nawet konkretny lokal, jego zalety i bolączki. – Pierwsze, co zrobiłam, to porządki. Trochę jak Magda Gessler – śmieje się franczyzobiorczyni Biesiadowa.

Zaczęła też pracować nad poprawą jakości i zdobywaniem nowych klientów. Jej Biesiadowo brało udział w eventach, imprezach charytatywnych i rozrywkowych. Wszystko po to, aby lokal mocniej zaistniał w świadomości potencjalnych klientów. – W momencie gdy przejęłam pizzerię, nie miała ona zbyt wielu klientów. Czasem było tylko 10 dostaw dziennie – przyznaje Karolina Kuchniewska. A jej pizzeria opiera się głównie na dowozach. Było więc nad czym pracować. Jak przyznaje franczyzobiorczyni, około pół roku trwała odbudowa dobrej pozycji lokalu.

– Pilnowałam jakości, pracowników, dowozów – wylicza franczyzobiorczyni. – Opłacało się. Klienci wrócili. Teraz średnio mamy dziennie 30 realizowanych dostaw, a w weekendy nawet 60. Oprócz tego często mamy pełną salę. Jest wprawdzie niewielka, bo to tylko cztery stoliki plus ogródek sezonowy, ale i to cieszy.

Więcej odpowiedzialności

Karolina Kuchniewska przyznaje, że ma teraz więcej pracy, niż kiedy była zatrudniona na etacie. – Niby jako menedżer robiłam to samo, ale miałam zmiennika, drugą osobę, która też była zatrudniona jako menedżer. Mogłam więc brać sobie dni wolne, bo miał mnie kto zastąpić. Teraz pracuję przez siedem dni w tygodniu, bez zmiennika, ale nie narzekam – opowiada franczyzobiorczyni. – Kiedyś odpowiadałam przed szefem. Dziś tylko sama przed sobą. Z jednej strony to luksus, z drugiej odpowiedzialność. Tak jak odpowiedzialność za pracowników, których zatrudniam. Wcześniej nie znałam tego uczucia.

Nadal pracuje na każdym stanowisku – jeśli jest taka potrzeba, robi pizzę, jest kelnerką, dowozi zamówienia. Doświadczenie, które nabyła wcześniej, procentuje więc na każdym kroku. – Gastronomia to nie jest branża dla każdego – przestrzega franczyzobiorczyni Biesiadowa. – Praktycznie nie ma wolnego, pracuje się w świątek, piątek. Nie każdemu to odpowiada. Ja lubię taki rytm. Lubię też ludzi, ciągły ruch.

Karolina Kuchniewska podkreśla, że franczyza daje duże wsparcie – także, a może przede wszystkim komuś, kto nie ma doświadczenia w branży. – Dostajemy know-how, gotowe przepisy na dania, znaną markę, marketing. To jest duża i realna pomoc – mówi franczyzobiorczyni. – Nie jesteśmy sami, nie wszystko jest na naszej głowie. Ale z drugiej strony to my jesteśmy właścicielami, niezależnymi przedsiębiorcami, którzy decydują o swojej firmie.

Na własnych warunkach

Patryk Dembowski, jak mówi, zajmował się w życiu zawodowym różnymi rzeczami, pracował w różnych firmach. – Próbowałem znaleźć swoje miejsce – opowiada. – Od bardzo dawna myślałem o tym, aby otworzyć coś swojego. Już wtedy, kiedy skończyłem 18 lat. Ale to były takie luźne myśli. Dopiero po trzydziestce zaczęło mi się to bardziej krystalizować.

Zanim jednak jego własny biznes stał się faktem, Patryk Dembowski skończył pedagogikę wczesnoszkolną i pracował jako nauczyciel w przedszkolu i klasach 1-3. – Podobało mi się, ale wciąż myślałem, że chciałbym to robić na własnych warunkach – dodaje.

Na początku myśleli z żoną o różnych biznesach, m.in. o kawiarni, herbaciarni. W końcu Patryk Dembowski kupił miesięcznik „Własny Biznes Franchising” i tam zaczął szukać inspiracji. Tą drogą trafił na markę Edukido. – Żona podchwyciła ten pomysł. Napisałem do centrali i tak się zaczęło. To był maj tego roku – wspomina franczyzobiorca Edukido.

Podpisał umowę franczyzową i zabrali się razem z żoną do przygotowań. – Wakacje mieliśmy bardzo pracowite – uśmiecha się. – Musieliśmy znaleźć lokal, przygotować go, przeszliśmy szkolenie w Edukido, bardzo konkretne i dające dużo wiedzy.

Z biznesem ruszyli de facto we wrześniu tego roku, kiedy w szkołach i przedszkolach zaczął się nowy rok edukacyjny. Aby dać poznać się klientom, pojawili się ze swoją ofertą na lokalnym festynie w Suwałkach. – Przez cztery godziny nie mieliśmy wolnej chwili – podkreśla Patryk Dembowski. – Teraz, kiedy dzieci nas widzą na ulicy, wołają: o, pan od klocków Lego! Myśleliśmy, że pierwsze 2-3 miesiące po otwarciu działalności będą raczej jeszcze dość martwym okresem, że wszystko będzie się rozkręcać bardzo powoli. Tymczasem zaskoczyło nas duże zainteresowanie naszą ofertą.

Zbudować pewność siebie

Firma Patryka Dembowskiego dopiero się rozkręca. Na razie prowadzi pojedyncze warsztaty w szkołach i przedszkolach. – To edukacyjne zajęcia z wykorzystanie klocków Lego – wyjaśnia franczyzobiorca Edukido. – Mogą mieć różną tematykę, np.: historyczną, ekologiczną, archeologiczną. Dzieci nie mogą się ich doczekać. Mamy coraz więcej zaproszeń od placówek oświatowych, w Suwałkach i okolicy. Niedługo jedziemy na warsztaty 100 km od Suwałk. Czasem słyszę opinie, że dzisiaj dzieci siedzą tylko przed ekranami telefonów, tabletów. A to nieprawda. Dzieci są ciekawe świata, chcą czegoś więcej niż gra w telefonie, tylko trzeba im to zaproponować.

Na razie Patryk Dembowski godzi jeszcze etat z prowadzeniem własnego biznesu. – Czasem nie jest łatwo, ale daję radę – uśmiecha się.

Jak podkreśla, różne doświadczenia zebrane podczas lat pracy na etacie teraz procentują, i to nie tylko te, zdobyte w pracy nauczyciela. – Uważam nawet, że warto przejść w życiu przez etap pracy etatowej, zanim zdecydujemy się na otwarcie własnej firmy – mówi Patryk Dembowski. – To pozwala nam zebrać różnorodne doświadczenia, zbudować w sobie pewność siebie, świadomość własnych umiejętności i kompetencji, motywację. Etat daje też pewne poczucie bezpieczeństwa, co zwłaszcza na początku drogi zawodowej może być ważne. Bo jednak otwarcie własnej firmy wiąże się z pewnym ryzykiem i trzeba mieć tego świadomość. To powinna być świadoma i przemyślana decyzja.

Sukcesy i porażka

Dominik Uberna zawsze miał dużo energii i dużo pomysłów. Zaczął pracować w wieku 19 lat. – W telemarketingu, sprzedawałem karty kredytowe – opowiada. – Równocześnie studiowałem. Pracowaliśmy razem z bratem bliźniakiem, Mateuszem. Szybko okazało się, że mamy dryg do sprzedaży.

Przez kolejne lata obaj awansowali, zostali menedżerami zespołów sprzedażowych. – Ale ciągle czegoś mi brakowało – dodaje Dominik Uberna. Dziewięć lat temu postanowił w Zielonej Górze otworzyć klub dyskotekowy. Klub One Love dobrze się przyjął na rynku i świetnie prosperował (działa zresztą do dziś). – To był własny pomysł, zrealizowany od zera – wspomina Dominik Uberna. – Prowadziłem go z dwoma kolegami. Dysponowaliśmy małym budżetem, ale za to mieliśmy doświadczenie z pracy w dużych firmach, wiedzieliśmy, na czym polega marketing, jak dotrzeć do klienta, jak budować rozpoznawalność marki.

Klub działał tak dobrze, że w pewnym momencie Dominik Uberna postanowił pójść o krok dalej. Otworzył drugi klub, we Wrocławiu. I wtedy, jak mówi, po raz pierwszy potknął się w biznesie. – Do tej pory odnosiłem same sukcesy. Moje ego było naprawdę duże. Wrocławski klub to była milionowa inwestycja, z wieloma wspólnikami – nie ukrywa Dominik Uberna. – Wszedłem jednak na zupełnie nieznany sobie rynek. Chciałem doświadczenie z małego miasta przenieść w zupełnie inne realia. Akurat w tamtym czasie wiele się działo też w moim życiu prywatnym, bo urodziło mi się dziecko. Na dodatek półtora roku po otwarciu przyszła pandemia, lockdowny i to już całkowicie przygniotło ten biznes.

Wrócił do Zielonej Góry, gdzie nadal działał pierwszy klub. – Ale miałem kilkumiesięczne dziecko i klubowy styl życia już nie pasował do mojej sytuacji – uśmiecha się Dominik Uberna. Postanowił znaleźć nowy pomysł na biznes.

Ten pomysł na nową działalność Dominik Uberna zaczerpnął z życia. – Miałem problemy z wypadaniem włosów i zobaczyłem, że to nisza na rynku usług, kliniki od mężczyzn dla mężczyzn – mówi nasz rozmówca. – A jednocześnie to rynek z dużym potencjałem. Co drugi polski mężczyzna ma problemy z wypadaniem włosów.

Mieć otwartą głowę

Tak narodził się koncept Men's World Barber & Clinic, salony barberskie połączone z męską kliniką włosów, która specjalizuje się w zabiegach uzupełniania włosów. – To rewolucja w branży beauty, która obecnie przeżywa prawdziwy boom. Wstrzykujemy włosy w mikrosiatkę  lub imitację skóry i mocujemy do skóry głowy – wyjaśnia Dominik Uberna. – Używamy tylko ludzkich włosów, dobieramy kolor, gęstość, aby efekt był całkowicie naturalny.

Najpierw zainwestował w uruchomienie dwóch stanowisk barberskich, aby mieć przychody od razu na starcie. – Zanim opracowaliśmy nasze metody pracy, konsultowaliśmy się z trychologami, testowaliśmy je na sobie – relacjonuje Dominik Uberna. – Później przeprowadzaliśmy metamorfozy pierwszych klientów i okazało się, że to wzbudza ogromne zainteresowanie.

Widząc potencjał rynku, właściciel Men's World Barber & Clinic doszedł do wniosku, że warto skalować biznes. Postawił na rozbudowę sieci we franczyzie. – Mam w pamięci swoje doświadczenie z klubem One Love, kiedy okazało się, że wchodzenie na nieznany rynek bywa trudne. Wyciągnąłem z niego wnioski. Dzięki franczyzie marka Men's World Barber & Clinic może rozwijać się w całej Polsce, za pośrednictwem franczyzobiorców, którzy znają lokalne rynki i osobiście na miejscu doglądają biznesu – podkreśla Dominik Uberna.

Działają już trzy salony franczyzowe marki, w listopadzie rusza też drugi salon własny. Teraz biznes prowadzą razem obaj bracia, bo Mateusz dołączył do Dominika półtora roku temu.

Ze swoich zawodowych i życiowych doświadczeń Dominik Uberna wyciągnął sporo wniosków, na przykład ten, że niepowodzenia czynią człowieka mocniejszym. – Porażka to nie koniec świata – podkreśla. – Trzeba być odważnym i mieć otwartą głowę. Choć ja czasem byłem zbyt odważny, co skończyło się zderzeniem ze ścianą. Ale zawsze można próbować kolejny raz, wykorzystując swoje doświadczenia i nabyte umiejętności. I jak widać na moim przykładzie, nie trzeba się też ograniczać do jednej branży. Jeśli umiesz sprzedawać, znasz się na marketingu, to sprzedasz każdy produkt czy usługę.

Zmiana branży

Kiedy jest najlepszy moment na założenie własnej firmy? Wojciech Jabłoński, franczyzodawca firmy Mazfor, twierdzi, że zawsze. – No może nie od razu na początku drogi zawodowej – zastrzega jednak po namyśle. – Uważam, że warto jednak wcześniej zebrać trochę doświadczeń, popracować u kogoś. Ale już po pięciu latach na etacie można myśleć o własnym biznesie.

On sam najpierw pracował w branży mięsnej. Początkowo jako przedstawiciel handlowy, później awansował na kierownika, zajął się budowaniem zespołów, szkoleniem ich. – To było zgodne z moim wykształceniem, bo pracę magisterską pisałem o zarządzaniu procesami społecznymi. Przekładałem więc teorię na życie – opowiada Wojciech Jabłoński.

Po jakimś czasie przeszedł do konkurencyjnej firmy, z tej samej branży. Tu od razu dostał stanowisko kierownika, później awansował na dyrektora regionalnego. Specjalizował się w budowaniu zespołów sprzedażowych, rynków zbytu. – 12 lat temu zdecydowałem, że założę własną działalność. Nadal świadczyłem te same usługi swojemu dotychczasowemu pracodawcy, na zasadzie outsourcingu – wyjaśnia.

Jego związek z marką Mazfor zaczął się od znajomości z Łukaszem Czekajem, właścicielem tego konceptu. Pod szyldem Mazfor działa sieć wypożyczalni samochodów, które oferują także kompleksową likwidację szkód komunikacyjnych z OC sprawcy. – Zawsze lubiłem motoryzację, zacząłem się więc przyglądać temu, co robi Mazfor. Najpierw trochę hobbystycznie. Przyglądałem się temu, na początku wspierałem właściciela i pomagałem mu trochę w prowadzeniu działalności – opowiada Wojciech Jabłoński. – Ale Łukasz pokazał mi, że można na tym zarabiać konkretne pieniądze.

Całe zyski w biznes

W 2021 roku Wojciech Jabłoński kupił franczyzę Mazfor na Kielce, zostając tym samym pierwszym franczyzobiorcą marki. Równolegle nadal pracował dla branży mięsnej, jak dotychczas. – Działałem więc w Mazfor trochę na pół gwizdka – przyznaje. – Ale dzięki temu było to miękkie wejście w nową branżę. Tylko pracy miałem naprawdę dużo, praktycznie nie bywałem w domu.

Zaczynał z dwoma samochodami, kupionymi za oszczędności. Ale jego flota systematycznie rosła, bo wszystko, co zarobił na działalności wypożyczalni inwestował w rozwój tego biznesu. W 2022 roku rozstał się definitywnie z branżą mięsną i poświęcił rozwojowi swojego oddziału franczyzowego. – W pierwszym roku przeznaczyłem naprawdę duże środki na rozwój. Niczego, co zarobiłem w wypożyczalni, nie zostawiałem dla siebie – podkreśla Wojciech Jabłoński. – Ale w tym biznesie jest tak, że im więcej zainwestujesz, im więcej samochodów kupisz, tym więcej później zarobisz.

Średnio co kwartał dokupował samochód. Dziś wszystkich pojazdów ma 25. Z czasem musiał też zatrudnić pracowników (obecnie ma ich trzech), zainwestować w ich wyszkolenie, przygotowanie im miejsc pracy. – Według standardów jeden pracownik powinien przypadać na 10 aut. Ja mam w planie dokupienie jeszcze kilku samochodów, więc ta średnia będzie zbliżona – uśmiecha się franczyzobiorca Mazfor.

Jego wypożyczalnia świadczy głównie usługi najmu krótkoterminowego. 10 proc. zleceń to najem długoterminowy, dla firm. – W bardzo dużym zakresie zajmujemy się też likwidacją szkód, oferując przy tym auta zastępcze. To połowa naszych zleceń – ocenia Wojciech Jabłoński.

Doświadczenia procentują

Franczyzobiorca Mazfor nie ukrywa, że prowadzenie własnego biznesu jest pracochłonne i czasochłonne. Ale pomagają mu w tym kompetencje, które zdobył jeszcze w czasie pracy na etacie. – Umiejętność zarządzania ludźmi, procesami społecznymi, to wszystko jest mi bardzo przydatne – podkreśla. – Teraz pracuję w usługach, ale wbrew pozorom ma to wiele wspólnego ze sprzedażą, którą zajmowałem się wcześniej. Zamiast produktu sprzedaję usługę, ale poniekąd też siebie, bo muszę klientów do siebie przekonać. I udaje mi się to. Połowa klientów trafia do mnie z polecenia. To o czymś świadczy.

Wojciech Jabłoński wchodził w nową branżę powoli, krok po kroku. Dużym ułatwieniem był dla niego fakt, że zdecydował się na franczyzę. – Franczyza daje poczucie bezpieczeństwa, minimalizuje ryzyko. Ale trzeba wybrać takiego franczyzodawcę, który da nam naprawdę sprawdzone know-how. Solidny koncept, który zapewnia realne wsparcie. Ja taki znalazłem – mówi franczyzobiorca Mazfor. – Dobry franczyzodawca potrafi też wysłuchać swoich franczyzobiorców, przemyśleć ich pomysły. Bo wszystko można ulepszyć. Ale też z drugiej strony franczyzobiorca musi chcieć się rozwijać, dbać o biznes. A nie tylko wyłożyć pieniądze i czekać, aż spłyną mu zyski, przerzucając odpowiedzialność za biznes na dawcę licencji.

Heraklit z Efezu stwierdził, że jedyną stałą w życiu jest zmiana. Zamiast jednak czekać na to, że o takiej zmianie zdecyduje los, czas, inni – zdecydujmy sami i odważmy się wyjść ze strefy komfortu. Nie ma pewności, że wszystko pójdzie po naszej myśli. Nie ma pewności, że od razu się uda. Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.


POPULARNE NA FORUM

Co sądzicie o Oskrobie?

Witam, Z calego serca odradzam jakąkolwiek wspolprace z ta firma. Okolo 2 miesiące temu zglosilam sie do Oscroby bedac zainteresowana franczyza ich sieci. Wyslalam do nich...

8 wypowiedzi
ostatnia 25.06.2024
Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?

Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...

33 wypowiedzi
ostatnia 08.01.2024
Oszukani przez franczyzodawcę

Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...

48 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?

Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...

40 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?

14 wypowiedzi
ostatnia 24.05.2023
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché

przeciez to złodzieje

1 wypowiedzi
ostatnia 04.05.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...

14 wypowiedzi
ostatnia 23.04.2023
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu

Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...

211 wypowiedzi
ostatnia 13.03.2023