Maciej Orłoś: Potrafię rozmawiać z ludźmi

Maciej Orłoś
Maciej Orłoś / "Na razie inwestuję w swój kanał na YouTubie. Zwroty są póki co na tyle minimalne, że nawet nie ma o czym mówić".
Niedziela
01.12.2019
- Młodzież nie ma monopolu na YouTuba - mówi Maciej Orłoś, dziennikarz, szkoleniowiec, wieloletni prowadzący program „Teleexpress”, który od roku ma własny autorski kanał na YouTubie.
 

Jak to jest po 25 latach w jednej firmie zderzyć się nagle z rynkiem pracy?
To zderzenie nie nastąpiło od razu po odejściu z TVP. Po zakończeniu współpracy z telewizją publiczną płynnie przeszedłem do Wirtualnej Polski. Nie odchodziłem donikąd i miało to dla mnie duże znaczenie. Nie byłem aż takim kozakiem, żeby „na ostro” odciąć się i wejść na wolny rynek, miałem nowego pracodawcę. Nie był więc to skok na głęboką wodę. Jeszcze nie wtedy. Bo w pewnym momencie ten skok mi się jednak zdarzył – gdy po roku zakończyłem współpracę z WP. W tamtym momencie nie miałem już żadnego stałego pracodawcy. Zostałem freelancerem, wolnym strzelcem. Choć prawdę mówiąc, to umowy o pracę nie podpisywałem już chyba od 25 lat. W TVP też nie. Tam miałem umowy o dzieło, a później firma-firma, gdy założyłem własną działalność gospodarczą.

Czyli można powiedzieć, że od wielu lat jest pan przedsiębiorcą?
(Śmiech) Można. Świadcząc usługi, od wielu lat jestem przedsiębiorcą. Jednoosobową firmą usługową z zakresu… różnego: szkolenia, eventy, różnego rodzaju programy, zdarzało mi się też wydawać książki.

Pod koniec lat 90. otworzył pan nawet Szkołę Macieja Orłosia. Dlaczego trzeba było ją zamknąć?
Ze wspólnikiem założyliśmy firmę i działaliśmy w branży szkoleniowej, właśnie pod szyldem Szkoła Macieja Orłosia. To trwało kilka lat, ale w którymś momencie TVP powiedziała „dosyć”. Uznali, że to oni mają prawo do mojej marki i nazwiska i nie chcą, bym prowadził działalność pod takim szyldem. Porozumieliśmy się i Szkoła Macieja Orłosia zakończyła działalność. Natomiast ja nadal zajmowałem się szkoleniami.

Nie skupiał się pan wyłącznie na pracy w telewizji?
Przez wiele lat wychodziłem z założenia – i jak się okazało, miałem rację – że dobrze jest mieć „drugą nogę”, wyrobić sobie markę w innym obszarze niż wyłącznie prowadzenie programów telewizyjnych. W sytuacji gdy współpraca z telewizją się skończyła, to bardzo zaprocentowało. Szkolenia prowadzę już od ponad 20 lat i jako trener mam doświadczenie, jestem wiarygodny.

Czy moment zejścia z ekranu był dla pana trudny? Miał pan poczucie odstawienia na boczny tor?
Nie będę ukrywać, że tak. Wymagało przepracowania w mojej głowie: jak to, nie będę już prowadził programów w telewizji? Nie będę miał stałego kontrahenta? Pojawił się też lęk o stronę finansową, o to, czy zarobię na utrzymanie rodziny. Bo nagle zabrakło stałego, comiesięcznego wpływu na konto. Można to sobie oczywiście rekompensować różnymi działaniami, zleceniami, ale nie jest to wcale łatwe. Teraz już podchodzę do sprawy inaczej, ale na początku miałem myśli: „O rany, muszę się odnaleźć w jakiejś stacji telewizyjnej! Przecież jestem człowiekiem telewizji”. Jednak nasz rynek telewizyjny jest ograniczony. W pewnym momencie – po różnych doświadczeniach, rozmowach z różnymi stacjami, od których miałem propozycje współpracy – dojrzałem do refleksji, że jednak muszę zmienić swoje podejście. Dużo zrobiłem w telewizji i nie chcę, nie muszę, nie potrzebuję na siłę wchodzić do jakiejś stacji X i robić cokolwiek, byleby tam tylko być.

Często osoby, które z różnych powodów tracą pracę, boją się przebranżowić. Myślą: „Ja przecież nie umiem robić nic innego. Jeśli nie odnajdę się w swoim dotychczasowym zawodzie, to utonę”.
Ja miałem ułatwione zadanie. Po pierwsze, wspiera mnie moja własna marka, która wciąż funkcjonuje. Na co dzień nadal spotykam ludzi, którzy dają mi tego dowody. I np. nie wiedzą, że odszedłem z telewizji i w czasie teraźniejszym mówią: „Bardzo lubię pana oglądać” (śmiech). Po drugie, umiem robić inne rzeczy. Umiem prowadzić szkolenia, na które jest naprawdę bardzo duży popyt. Umiem prowadzić eventy – co wcale nie jest sprawą prostą. Znana twarz nie wystarczy do poprowadzenia imprezy firmowej. Wszystkim organizatorom bardzo zależy na tym, aby event – który jest dla nich ważny, na który mają przeznaczone często niemałe budżety – był profesjonalnie poprowadzony. Jeżeli komuś ze znaną twarzą tego profesjonalizmu zabraknie i, mówiąc kolokwialnie, położy imprezę, to znana twarz mu nie pomoże. Znam historie, które kończyły się bardzo nieprzyjemnie, bo osoby prowadzące event praktycznie nie wiedziały, gdzie są, jaką firmę dziś reprezentują. Wracając do tego, co umiem robić – potrafię też prowadzić rozmowy z ludźmi. I robię to teraz na swoim kanale na YouTubie.

Jest pan dzisiaj youtuberem. Brzmi cool.
YouTube to bardzo specyficzny obszar. Wielu rzeczy się nauczyłem dzięki obecności w nowych mediach – nie tylko na YouTubie, ale także w mediach społecznościowych, które są dla mnie ważnym kanałem komunikacji z widzami i potencjalnymi kontrahentami. Mam profile na Facebooku, Instagramie, LinkedInie. Aktywność w mediach społecznościowych, z naciskiem na LinkedIn, przekłada się na realną współpracę zawodową.

Skąd w ogóle wziął się pomysł stworzenia kanału na YouTubie?
Kiedy odchodziłem z telewizji WP, zastanawialiśmy się z żoną, jak podtrzymać kontakt z moimi widzami. Zaczęliśmy od programów na Facebooku, na żywo, nazywało się to Okiem Orłosia. Ale ciągle z tyłu głowy mieliśmy myśl, że najpoważniejszym projektem w nowych mediach byłby kanał na YouTubie. I zrealizowaliśmy ten pomysł. Wciąż uczę się YouTube’a. Sporo się już dowiedziałem. Nauczyłem się, że trzeba być systematycznym, konsekwentnym, cierpliwym, pokornym. I tego, że popularność wyniesiona z telewizji kompletnie nie przekłada się na wyniki na YouTubie. No może trochę. Kiedyś miałem miliony widzów. Teraz mam niecałe 40 tys. subskrypcji. Zacząłem rok i miesiąc temu, czyli z jednej strony można powiedzieć, że jest całkiem nieźle, ale w skali całego polskiego YouTuba jestem wciąż początkującym youtuberem, jeśli brać pod uwagę zasięgi.

Może pana grupa docelowa to nie są widzowie Youtube’a?
Z tego co wiem, YouTube się starzeje w tym sensie, że rozszerza się wiekowa grupa jego użytkowników. To już nie tylko nastolatkowie. Jest coraz więcej starszych widzów. Ale nie chodzi tu tylko o wiek. Znalezienie odpowiedniej formuły na YouTube nie jest rzeczą prostą. Moje poszukiwania trwają. W tej chwili nagrywam rozmowy z ciekawymi postaciami, bo to umiem i lubię robić.  Poza tym nawet YouTube jest tortem, który ma jakieś granice. Liczba widzów nie przyrasta jakoś lawinowo, ludzie mają też ograniczony czas, który mogą przeznaczyć na oglądanie. Jak sprawić, aby osoby, które już obserwują jakieś kanały na YouTubie czy profile na Instagramie zechciały uszczknąć trochę tego ograniczonego czasu właśnie mnie? Gdybym zaczął na YouTubie robić Teleexpress, zapewne miałbym lepsze wyniki.

A myślał pan o tym?
Miałem takie sugestie. Ale to jest kompletnie nierealne. Można zrobić jakąś satyrę dotyczącą programów informacyjnych, jakiś rodzaj komentarza, ale nie da się zrobić programu stricte informacyjnego, z codzienną emisją, najlepiej na żywo. Gdybym dysponował dużym budżetem i grupą zaufanych ludzi, to może byłbym w stanie zrobić taki program raz w tygodniu. Do tego potrzebna jest ekipa dziennikarzy, materiały z całej Polski, a nawet ze świata. To kosztuje.

Podobno najlepsi youtuberzy zarabiają miliony. Ile milionów już pan zarobił?
Na razie inwestuję. Zwroty są jak na razie minimalne, że nawet nie ma o czym mówić. Trzeba cierpliwie rozszerzać zasięgi, aby ktoś pomyślał, że warto nawiązać ze mną współpracę komercyjną. Takie rozmowy już się zdarzają. Dla ewentualnych kontrahentów liczy się również moja wiarygodność, świadomość, że trafią z przekazem do odpowiedniej grupy docelowej, na której im zależy.

Wyznaczył pan sobie jakieś ramy czasowe – że jeśli do określonego momentu nie osiągnie pan zamierzonych celów, to zrezygnuje z YouTube’a?
Chyba myślę o tym w perspektywie kolejnego roku. YouTube, niestety, jest trochę nieprzewidywalny. Przyrosty subskrypcji i lepsze wyniki oglądalności zdarzają się co pewien czas. Są związane z gościem. Najlepiej sprawdza się gość, który jest youtube’owy, czyli np. znany youtuber, który przyciąga do mnie swoich widzów. Takie wyraźne wzrosty zauważyłem chociażby po spotkaniu z Gimperem czy Kubą Klawiterem.

Rozmawiała Monika Wojniak-Żyłowska

Fragment wywiadu opublikowanego w nr. 11-2019 miesięcznika "FRANCHISING".


POPULARNE NA FORUM

Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?

Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...

33 wypowiedzi
ostatnia 08.01.2024
Oszukani przez franczyzodawcę

Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...

48 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?

Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...

40 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?

14 wypowiedzi
ostatnia 24.05.2023
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché

przeciez to złodzieje

1 wypowiedzi
ostatnia 04.05.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...

14 wypowiedzi
ostatnia 23.04.2023
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu

Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...

211 wypowiedzi
ostatnia 13.03.2023
Hodowla psów: Trudne życie hodowcy

Znam osoby gdzie rocznie zarabiają 300 tys złotych prosze nie łżeć że hodowla się nie opłaca.

4 wypowiedzi
ostatnia 10.02.2023