Paulina Smaszcz-Kurzajewska: Własny biznes zamiast telewizji

Podstawa to planowanie / Uważam, że klucz do organizacji tkwi w planowaniu i priorytetach. Na przykład w taki dzień jak dziś moim najważniejszym zadaniem jest przygotowanie Akademii Komunikacji i PR-u.
Niedziela
01.11.2020
– Nie każdy nadaje się do prowadzenia własnej firmy. Moim błędem na przykład jest to, że jestem zbyt miła i zbyt dobra dla pracowników – mówi Paulina Smaszcz-Kurzajewska, dziennikarka i bizneswoman.
 

Dziennikarka, wykładowca na wydziale zarządzania na Uniwersytecie SWPS , konsultantka biznesu, trenerka, właścicielka firmy PR-owej, założycielka Akademii PR-u, szkoleniowiec, autorka książek, mama – coś pominęłam?

Kobieta, przyjaciółka, była żona (śmiech) oraz właścicielka psa i kota.

Kalendarz musi mieć pani wypełniony po brzegi.

Uważam, że klucz do organizacji tkwi w planowaniu i priorytetach. Na przykład w taki dzień jak dziś moim najważniejszym zadaniem jest przygotowanie Akademii Komunikacji i PR-u. Wcześniej wszystkim zapowiadam, że tego dnia nie odpowiadam na telefony i e-maile, bo chcę być w pełni dyspozycyjna dla osób, które przyszły na szkolenie. Nawet syn wie, że zadzwonię do niego dopiero wieczorem. Sukces tkwi w dobrej komunikacji. Musimy zakomunikować światu, czego chcemy, bo jeśli tego nie zwerbalizujemy, nikt się nie domyśli, jakie mamy oczekiwania. 

Kiedy postanowiła pani założyć firmę? Pomysł pojawił się na początku drogi zawodowej czy musiał dojrzeć?

Na początku myślałam, że będę nauczycielką (śmiech). Studiowałam filologię polską, a uczenie innych sprawiało mi ogromną przyjemność. Nawet dziś moi synowie przyznają, że nikt tak dobrze nie uczy jak ja. 

Musi mieć pani ogromną cierpliwość.

Mam. Niecierpliwa jestem wobec siebie. Zawsze podejmuję się trudnych zadań i wskakuję na głęboką wodę. Co też nie do końca jest dobrą metodą, ale takie wymagania mam wobec siebie. Wobec synów jest zupełnie inna. 

Wróćmy do pytania. Co się stało, że zmieniła pani plany? 

Zupełnie przez przypadek wystartowałam w konkursie na prezenterów Pierwszego Programu Telewizji Polskiej. I miałam ten zaszczyt, że udało mi się załapać na ostatnie szkolenia, które prowadził profesor Aleksander Bardini i pani Bożena Walter. W telewizji pracowali wtedy także pani Krystyna Loska, pani Edyta Wojtczak i pan Jan Suzin. Miałam okazję ich poznać, przyjrzeć się warsztatowi ich pracy. To był ogromny zaszczyt. W sumie dziennikarstwo samo do mnie przyszło. A firma PR-owa? No cóż, w pewnym momencie zdecydowaliśmy z mężem (Maciej Kurzajewski – przyp. red.), że nie możemy oboje jednocześnie pracować w telewizji bez żadnego zabezpieczenia ani etatów. Bezpieczeństwo naszej rodziny było, i oczywiście jest, dla nas ważniejsze. Praca w telewizji nie przynosiła mi już satysfakcji i nie gwarantowała rozwoju, dlatego zdecydowałam się przejść do korporacji, a ponieważ całkiem nieźle piszę, zajęłam się komunikacją i PR-em. Szybko udało mi się w tych dziedzinach osiągnąć sukces. 

Na własny rachunek?

A skądże. Najpierw pracowałam dla PZU, później miałam własną firmę, następny był RedBull, Idea, która zamieniła się w Orange, ITI, Onet, Microsoft, Bayer, ostatnim moim korporacyjnym przystankiem był Canal+. Przygoda skończyła się, gdy mój pracodawca mnie zwolnił. Wypowiedzenie otrzymałam na zwolnieniu lekarskim. Pozbyli się mnie jak niechcianej szafy. Wtedy w pełni dojrzałam do założenia własnej firmy. Znałam sytuację na rynku i wiedziałam, że sobie poradzę. Postanowiłam, że koniec z pracą na cudzy rachunek i sukces. Miałam dość kształcenia kolejnych zespołów i mierzenia się z ludźmi, którzy nie są tego warci. Teraz to ja wybieram, z kim, gdzie i kiedy pracuję. I to był bardzo dobry ruch. 

Znana twarz ułatwia czy utrudnia tego typu działalność?

Myślę, że to zależy. W wielu sytuacjach ułatwia, na przykład jeśli poszukuję partnerów biznesowych, ekspertów, specjalistów albo gdy chcę przekonać ludzi do nietypowych projektów. Tak jak w przypadku Akademii PR-u. Wszyscy mówili: „PR spsiał, nikt się nie chce tego uczyć”. A tak być nie powinno. My zdewaluowaliśmy ten zawód i teraz powinniśmy zrobić wszystko, by to odwrócić. Nikt nie dawał mi szans. A dziś widzę sukces. W sali siedzi gros osób chcących się szkolić. Można? Można, tylko trzeba chcieć. A dlaczego znana twarz może utrudniać działalność? Bo jestem bardziej wystawiona na krytykę. Gdyby ktoś nieznany otworzył Akademię PR-u, nie byłby tak mocno oceniany jak ja. Do tego jestem pyskata z Poznania (śmiech), mówię to, co myślę. Powtarzam, że nie jestem zupą pomidorową, by mnie wszyscy lubili. 

Ile osób pracuje z panią w firmie?

Nie zatrudniam nikogo na etat. Przez lata pracy w korporacji nauczyłam się, że etat potrafi rozleniwić. W korporacjach często ukrywają się beztalencia, które chcą gdzieś przetrwać te osiem godzin. A pracując na własny rachunek, wszyscy starają się bardziej. Wykonując obowiązki zawodowe, spędzamy więcej czasu niż w domu, dlatego musimy sprawić, by praca dawała nam satysfakcję, by była dobra, przyjemna i bezpieczna. Niestety, często przychodzą do mnie osoby, które się skarżą, że źle się czują w pracy, nie mogą się spełnić.

Co im wówczas pani doradza?

Uważam, że warto ryzykować i odważyć się na zmianę. Oczywiście, wiele zależy też od innych czynników: miejsca zamieszkania, wykształcenia, predyspozycji. W mniejszych miejscowościach jest ograniczona liczba ofert pracy. Czasem, gdy nie ma innego wyjścia, trzeba zmienić podejście, szukać czegoś, co nas cieszy w tej pracy, pozbyć się parasola narzekactwa i miauczenia. 

Przygotowując się do wywiadu, sporo czytałam o pani. Moją uwagę, między innymi, zwróciło zdanie: „Wszystkie panie, które przychodzą na moje szkolenia, mają jeden problem: porażkę przeżywają przez parę lat. A sukces, niezależnie od tego czy jest mały, czy większy - pięć minut”. Naprawdę, nie potrafimy się cieszyć?

Niestety, nie potrafimy sobie wybaczać błędów i potyczek. Mężczyzna, każdy, nawet maleńki sukces mocno przeżywa. W wieku sześćdziesięciu lat potrafi chełpić się tym, że jako dziewiętnastolatek był piłkarzem, grał w dobrym klubie, zdobywał nagrody. Cały czas do tego wraca. Kobieta natomiast nie pamięta, co osiągnęła. Nie wiem, czy to wynika z naszej mentalności, czy z tego, że nas nikt nie docenia. Bardziej niż mężczyźni przeżywamy błędy i porażki. Wracają do mnie kobiety i mówią: „Gdybym teraz była w tej sytuacji, to zachowałabym się tak i tak…” albo: „Gdybym teraz miała taką szansę…”. Wciąż sobie nie wybaczyły. Nie potrafią do tego podejść jak do lekcji, powiedzieć sobie: „OK, tak było, ale następnym razem inaczej się zachowam”. Meczą się i przeżywają niepowodzenia. Natomiast jeśli nawet ugotują przepyszną pomidorową, to natychmiast o tym zapominają. Nie potrafią dostrzec codziennych sukcesów. Na przykład gdy dziecko przychodzi wieczorem do mamy i mówi: „Kocham cię”, to ogromny sukces. Miłość jest sukcesem. Wiele kobiet nie może mieć dzieci, do innych dzieci nie chcą podejść i się przytulić, jest jakiś problem w komunikacji, lęku, wychowaniu. Więc taki wieczorny całus podkreślony: „Kocham cię, mamusiu”, to ogromny sukces. Proszę się tym cieszyć. 

Trzeba doceniać chwile.

Oczywiście. Życie nie składa się z wielkich, przełomowych momentów. Udowadniam to podczas prowadzonych przez siebie szkoleń takim prostym ćwiczeniem. Wręczam każdej uczestniczce timeline życiowy i każę zaznaczyć na nim przełomowe momenty. Zazwyczaj są takie dwa, trzy u niektórych może pięć. Następnie proszę o zaznaczenie malutkich sukcesów. Często w jednym dniu jest ich kilka. To kwestia docenienia tu i teraz. Zdarza się, że kobiety mówią do mnie: „Jak osiągnę to czy to lub jak będę miała to i to, wówczas będę szczęśliwa”. Wówczas ripostuję: „Wyobraź sobie, że wychodzisz z tego budynku, przejeżdża cię samochód, spada na głowę cegłówka. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że umrzesz nieszczęśliwa?”.

Trzeba pracować nad tym, by każdy dzień był spełnieniem, drogą, która nas wypełnia – świadomą, szczęśliwą, ale składającą się także z porażek. Myślę, że wielkim błędem jest to, że większość osób twierdzi, że sukces i porażka to antagonizmy. A to nie tak. Wręcz przeciwnie. Na sukces składa się wiele błędów i porażek i wtedy jest sukces, bo do niego dążyliśmy. Antagonizmem sukcesu jest nicnierobienie. Trzeba popełnić wiele błędów, by odnieść sukces. 

To znaczy, że klientkami pani firmy są głównie kobiety?

Tak. 99,9 procent. Dziś na Akademii PR-u, którą założyłam i prowadzę, jest jeden mężczyzna. 

Z czego to wynika?

Po pierwsze, mężczyznom trudniej przyznać się do niewiedzy. Wydaje im się, że jeśli przyznają się, że czegoś nie umieją, to okażą słabość. A ja uważam, że to jest odwaga. Kobiety chyba chętniej się rozwijają, szukają różnych możliwości. Chcą się edukować, zdobywać nowe umiejętności. Mężczyźni bardziej realizują się w sporcie niż w kompetencjach miękkich. Facet uważa, że jeśli od 10 lat jest dyrektorem, to on już wszystko wie i nie ma się czego uczyć.

Rynek pracy w czasie pandemii weryfikuje takie postawy? 

Tak, choć mam nadzieję, że jeszcze mocniej zweryfikuje.

Jak już jesteśmy przy rynku pracy, co to takiego firma PR-owa, czym się zajmuje?

Są różne specjalizacje. Może to być robienie eventów dla mediów, przekazywanie wysyłek kreatywnych, wyszukiwanie mediów pod publikacje contentowe. Ja uwielbiam przygotowywać logistycznie spotkania dla dziennikarzy. Element kreatywnych rozwiązań taki out of the box. Wymyślam również strategie PR-owe skierowane do mediów 360 stopni. Teraz skupiam się na digitalizacji i social mediach. Moim drugim konikiem są sytuacje kryzysowe. Firmy zatrudniają mnie do rozwiązania tego typu problemów, zniwelowania „hate”, odpowiedzi na negatywne komentarze. Zajmuję się także strategią budowania zespołu projektowego. Zasady, których trzeba przestrzegać, są dość proste, trudna jest ich realizacja (śmiech), ale ja lubię podejmować się tego typu zadań. Myślę, że mi to całkiem dobrze  wychodzi. 

Na czym polega praca PR-owca?

To dobre pytanie, bo wiele osób myli pojęcia. PR wkładają do jednej teczki z marketingiem, reklamą, CSR-em, promocją. 

Wyjaśnijmy, czym w takim razie jest PR.

Moim zdaniem, to nieustanne budowanie relacji firmy na bazie produktów, które ma z partnerami biznesowymi, klientami, pracownikami, partnerami biznesowymi, wszystkimi interesariuszami firmy, tego produktu i branży. Słowo: nieustanne jest w tym najważniejsze. Ja nie wychodzę z pracy o godzinie 17., tylko jestem PR-owcem 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. 

Zwłaszcza w sytuacjach kryzysowych.

Tak, ale mówimy też o codzienności. Nie może być tak, że w pracy dobrze mówię o produktach danej firmy, a po godzinach już nie. To znaczy, że nie jestem prawdziwym PR-owcem. Ja pełnię tę funkcję również podczas zakupów, wizyty w kinie czy u fryzjera. Jeśli ktoś mówi, że pracuje do godziny 17., to znaczy, że nie jest PR-owcem. Do 17.00 to można być w biurze, potem są jakieś eventy, spotkania. Imprezy w weekendy. Są miejsca, w których po prostu trzeba być i przyglądać się działaniom konkurencji, inspirować ludźmi i bacznie obserwować sytuację polityczną, ekonomiczną kraju.

Klientami Akademii PR-u są głównie kobiety, a klientami firmy PR-owej są…

…głównie mężczyźni (śmiech), bo im brakuje kompetencji miękkich. Minęły już czasy, gdy mówiło się, że tylko twarde kompetencje są ważne. Teraz coraz częściej wspomina się o relacjach, komunikacji z pracownikami. I tu niestety mężczyźni mają braki. Dlatego niemal w 99 proc. klientami mojej firmy PR-owej są mężczyźni i męskie firmy. 

Są jakieś ograniczenia, na przykład firma musi zatrudniać minimum 100 osób albo być notowana na giełdzie?

Nie, każdy może się do mnie zgłosić. Pomagam również działalnościom gospodarczym, działalnościom rolniczym, stowarzyszeniom, fundacjom. Uważam, że jak ktoś jest dobrym PR-owcem, to nie ma znaczenia, jakim produktem się zajmuje, bo schemat działania jest taki sam. Tylko trzeba w to włożyć emocje. A do tego trzeba mieć predyspozycje. W komunikacji to najważniejsze. Dlatego stworzyłam Akademię Komunikacji i PR-u by kształcić najlepszych, takich, którzy odpowiadają na zapotrzebowanie rynku. 

Zgłaszają się do pani właściciele firm z prośbą o polecenie dobrego PR-owca?

Z tym polecaniem to nie jest taka łatwa sprawa. Pierwszym pytaniem, które wtedy zadaję, jest: a kogo wy tak konkretnie szukacie? Jaki macie cel? Czym ma się zajmować? Odpowiedź bywa zaskakująca. Rzadko która firma jest w stanie powiedzieć, jakie ma dokładnie oczekiwania. Najczęściej słyszę: kogoś miłego, komunikatywnego, kto będzie chętnie pracował. 

Przez całą rozmowę przewija nam się temat dość silnego zróżnicowania zawodowego kobiet i mężczyzn. Uważa pani, że kobiety mają trudniej na rynku pracy?

Obecnie piszę doktorat o kobietach w połowie biegu życia. I to, co jest zauważalne, to fakt, że na polskim rynku brakuje ofert dla kobiet po czterdziestce. Zaczynają być powoli przezroczyste, po pięćdziesiątce jest jeszcze gorzej, a przed emeryturą to już jest masakra. I dotyczy to głównie kobiet wykształconych. W urzędach pracy, zwłaszcza w miastach postwojewódzkich, które dość mocno dotknęła transformacja ustrojowa, jest praca dla kobiet, ale tylko w usługach. 

I co dalej?

Nasze społeczeństwo starzeje się w szybkim tempie. Dlatego chcę wykorzystać swój doktorat, by pobudzić do myślenia firmy, korporacje, head hunterów, by tworzyli miejsca pracy dla takich kobiet. Jesteśmy największym kapitałem społecznym, psychologicznym, formalnym i kulturowym. Plus jesteśmy przyzwyczajone do ciężkiej pracy. Same plusy (śmiech).

To może remedium jest założenie własnej firmy?

Oczywiście, ale należy pamiętać też o tym, że nie każdy nadaje się do prowadzenia własnej firmy. Moim błędem na przykład jest to, że jestem zbyt miła i zbyt dobra dla pracowników. Ludzie często myślą, że jak ktoś jest empatyczny i im pomaga, to jest po prostu głupi. Niewielu pracowników potrafi to docenić. Ja już na szczęście jestem na tym etapie, że wybieram, z kim chcę pracować. 

Wracając do założenia firmy…

Powiem szczerze: trzeba się do tego dobrze przygotować. Jeśli ktoś myśli, że mając własną firmę, będzie mniej pracował niż w korporacji, to już spieszę wyprowadzić go z błędu. Będzie wręcz odwrotnie. Po drugie, trzeba zbadać rynek. Po trzecie, sprawdzić, czy ma się kompetencje do zarządzania. Ja na przykład z premedytacją nie zatrudniłam nikogo na etat, bo wiem, że z podwykonawcami będzie mi się lepiej pracowało.

Jest zrobiona robota, jest faktura. A z etatami to różnie bywa. Jestem jednoosobową działalnością, która robi projekty międzynarodowe. Nie mogę sobie pozwolić na to, by mieć trzy zablokowane etaty i comiesięczne koszty. Poza tym pracuję od projektu do projektu. Na razie nie mogę narzekać na brak zleceń, ale nie wiem, czy tak będzie zawsze. Pandemia zmieniła i zmienia świat, weryfikuje, odwraca, przewraca nasze dotychczasowe myślenie, działanie, schematy.

Największy firmowy sukces?

Nie mogę przytoczyć przykładu, ale było to rozwiązanie sytuacji silnie kryzysowych w kilku firmach. Do listy sukcesów mogę też dopisać zbudowanie kilku bardzo dobrych zespołów projektowych. A takie tylko moje to Akademia Komunikacji i PR-u i szkolenie „Kobieta Petarda”, które pobudza, wspiera i podnosi kompetencje zawodowe kobiet.

A jest takie pojęcie jak porażka w pani słowniku?

No pewnie, że tak. Codziennie mnóstwo ich odnoszę (śmiech). Zawodowo? Wymyśliłam sobie, że będę promowała innych szkoleniowców. Nie wyszło, klienci przychodzą na wykłady zwabieni moim nazwiskiem i to mnie chcą słuchać. Ale zamierzam jeszcze do tego tematu wrócić. Ludzie bardzo mi w życiu pomogli, teraz zamierzam się odwdzięczyć. Umiem być bardzo wdzięczna za pomoc, empatię, lojalność, oddanie i przyjaźń.

Zawodowe plany na ten rok?

Przetrwać.

Pandemia przedefiniowała rynek czy zmieniła również pani życie zawodowe?

Szalenie. Życie zawodowe i prywatne zmieniło się nie do poznania. Dam radę, bo chcę, ale już niczego nie muszę.

Rozmawiała Monika Ustrzycka

Wywiad pochodzi z archiwalnego numeru miesięcznika "Własny Biznes FRANCHISING".


Paulina Smaszcz-Kurzajewska, dziennikarka i bizneswoman / "Kobiety nie potrafią sobie wybaczać błędów i potyczek. Mężczyzna, każdy, nawet maleńki sukces mocno przeżywa. Panie natomiast nie pamiętają, co osiągnęły".

POPULARNE NA FORUM

Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?

Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...

33 wypowiedzi
ostatnia 08.01.2024
Oszukani przez franczyzodawcę

Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...

48 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?

Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...

40 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?

14 wypowiedzi
ostatnia 24.05.2023
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché

przeciez to złodzieje

1 wypowiedzi
ostatnia 04.05.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...

14 wypowiedzi
ostatnia 23.04.2023
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu

Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...

211 wypowiedzi
ostatnia 13.03.2023
Hodowla psów: Trudne życie hodowcy

Znam osoby gdzie rocznie zarabiają 300 tys złotych prosze nie łżeć że hodowla się nie opłaca.

4 wypowiedzi
ostatnia 10.02.2023