Paulina Młynarska: W biznesie trzeba być szczęśliwym

Paulina Młynarska, dziennikarka, bizneswoman / "Moja koncepcja Villi Tatra jest jasno określona – to nie jest miejsce premium z przepychem i gadżetami. Ludzie, którzy do mnie przyjeżdżają, nie płacą za moje nazwisko i rozpoznawalność. Tu nie ma snobizmu. Jest miło, na luzie, wakacyjnie".
Poniedziałek
09.05.2022
Paulina Młynarska mieszka na stałe w Grecji, prowadzi autorskie warsztaty „Miejsce Mocy”, na których łączy jogę ze zwiedzaniem. W tym roku rusza z nowym projektem – Villą Tatrą na Krecie, która już niedługo przywita pierwszych turystów.
 

Kiedyś powiedziała pani: „Dokądkolwiek nie pojadę, chcę tam zostać”. Zwiedziła pani cały świat, szczególnie sporo czasu poświęcając na Azję. Ostatecznie porzuciła pani swoje ukochane Kościelisko na Podhalu na rzecz małego domku na wsi na Krecie. Niespokojny duch wreszcie znalazł swoją przystań? 
Przynajmniej na razie, chyba tak (śmiech). Od dziecka marzyłam o tym, aby kiedyś zamieszkać w Grecji. Miałam sześć lat, kiedy z rodzicami pojechaliśmy białą ładą przez Bałkany do Grecji. Tam poczułam, że chyba nic piękniejszego w życiu nie zobaczę, Grecja stała się dla mnie jakąś osobistą mityczną krainą. I rzeczywiście, mimo tak wielu podróży, miałam ją w sercu. Przeniosłam się na Kretę cztery lata temu. Miałam jakiś swój plan na życie. Decyzję o przeprowadzce podjęłam w 2017 roku, kolejny rok zajęło mi układanie tego wszystkiego, co dziś mnie otacza, w 2018 roku już tutaj mieszkałam. Wiedziałam, że chcę pracować w branży turystycznej. Zresztą mieszkając w Kościelisku i tak zimowe miesiące spędzałam w Azji, gdzie prowadziłam moje warsztaty w ramach projektu „Miejsce Mocy”. Wtedy oczywiście nikt nie podejrzewał, że przyjdzie pandemia i zmieni świat, nie mówiąc już o wojnie na Ukrainie. 

„Miejsce Mocy” - co to jest za projekt?
To wyprawy, podczas których łączymy wypoczynek z praktyką jogi i  wprowadzeniem do medytacji. Podróżujemy w średnich i małych grupach, wspólnie ćwiczymy, odpoczywamy, śmiejemy się… I co najważniejsze, dajemy sobie mnóstwo wsparcia! Bali, Nepal, Indie, Sri Lanka… Kierunków jest mnóstwo. Pomysł na takie podróżnicze warsztaty zrodził się w mojej głowie w 2015 roku. Uznałam, że mogłabym zabierać kobiety w świat (śmiech). Projektem zainteresowałam poznańskie biuro podróży Esta Travel.

Pracują tam fantastyczni ludzie, dzięki którym każdy wyjazd jest świetnie przygotowany i bezpieczny. Wszystko dzięki cudownej właścicielce. Estera Hess sama odwiedziła ponad 100 krajów! To kobieta z ogromną wiedzą i doświadczeniem w branży, nasza współpraca to niezwykła przyjemność i pewność, że każdy wyjazd jest wyjątkowy. Z biurem podróży jesteśmy w kooperacji, jeśli chodzi o wyjazdy turystyczne połączone z jogą. Te tylko związane z jogą, bez zaplanowanych atrakcji turystycznych, często organizuję sama. Dzięki warsztatom spędzałam 4-6 miesięcy w roku w Azji. Kiedy zamieszkałam w Grecji, uznałam, że lato to idealny czas, aby w sezonie tutaj działać zawodowo. Miałam wszystko zaplanowane, jak ma to wyglądać i wtedy przyszła pandemia. Zresztą, zastała mnie w Indiach ze sporą grupą z Polski. Estera sprawnie wszystko załatwiła, abyśmy wróciły bezpiecznie do domów w różnych częściach świata.

Podczas pobytu w Azji pokochała pani jogę. Ta fascynacja szybko przerodziła się w pomysł, aby połączyć jogę z życiem zawodowym?
Nic podobnego. Nie planowałam tego. Zaczęłam medytować spontanicznie jako bardzo młoda sosna. Miałam kłopoty z kręgosłupem, żyłam ze strasznym bólem pleców, nie mogłam normalnie funkcjonować i tu joga mi pomogła. Zachęcam do przeczytania mojej książki „Jesteś spokojem”, tam opisałam swoją ścieżkę. Dużo czasu spędzałam w Indiach i na Sri Lance. Kiedy zaczęłam tam zgłębiać jogę, zrozumiałam, że jest czymś więcej niż gimnastyką. Przypadek zrządził, że trafiłam na swojego mistrza i zostałam u niego raz, potem drugi i kolejne, na kilka miesięcy. Chcę podkreślić, że  joga nie jest zajęciem elitarnym, jak niektórym może się wydawać! Wszystkim, którzy twierdzą, że nie stać ich na luksus uprawiania jogi i medytacji, zawsze odpowiadam, że zarówno jedno, jak i drugie jest stale praktykowane w najgorszych więzieniach świata!

Oczywiście, nie mam na myśli „Instajogi” dla szpanu.  Prawdziwa joga jest absolutnie dla każdego. Jestem tego przykładem, bo sama zaczęłam profesjonalnie się nią zajmować po czterdziestce, nie mając superformy.  Po latach praktyki w wielu różnych ośrodkach w Azji i u mojego mistrza, zdałam egzamin nauczycielski w szkole Routes of Yoga na Bali w Indonezji. Gdyby jednak ktoś 12 lat temu powiedział, że nie będę pracowała w mediach, tylko zostanę nauczycielką jogi i będę pisać książki o jodze, to bym się uśmiała…

Po wybuchu pandemii została pani całkowicie pozbawiona pracy? Branża turystyczna została zamknięta.
Zaczęłam pracować w systemie online, robiąc coś zupełnie innego. Na szczęście taką mam filozofię, aby wszystko mocno dywersyfikować. To chroni w biznesie od utraty… wszystkiego. Kiedy w Polsce pracowałam w mediach, byłam uzależniona od jednego dyrektora pracodawcy – wtedy obiecałam sobie, że nigdy więcej tego nie uczynię. Gdy ma się wolny zawód, nie można mieć tylko jednego źródła dochodów. Po wybuchu pandemii, poza jogą miałam swoje felietony i książki. Pieniądze z umów wydawniczych i tantiemy rozsądnie wydawałam. Wynajmowałam turystom mieszkanie na Krecie, uczyłam online. Żyję skromnie, nie jestem osobą, która rozbuchała sobie konsumpcyjny tryb życia. Nie rozpaczałam, bo nagle nie mam na luksusowe przedmioty czy wymyślne jedzenie. I tak nigdy nie było ono dla mnie ważne. Mieszkam w malutkim domu w górach na wsi. Taki minimalizm bez wyrzeczeń. Choć mam malutką firmę, to jednak zatrudniam ludzi i o nich mi przede wszystkim chodziło. Zwolnienie pracowników nie wchodziło w grę, ogromnie dużo im zawdzięczam. W Grecji pomoc rządu dla takich firm, jak moja, była minimalna. Na szczęście przetrwaliśmy.

W pierwszym sezonie pandemicznym przyjechały do nas małe i większe grupki na warsztaty. Obłożenie w stosunku do normalnego okresu było maksymalnie 20-30 procent. Trzeba było zacisnąć pasa i obserwować, co się dzieje. Drugi sezon był już trochę lepszy. Wbrew pozorom turyści docenili takie małe firmy, które nastawione są na bliską więź z klientami. Wrócili, bo wiedzieli, że można nam zaufać. Dlatego poradziliśmy sobie chyba trochę lepiej niż na przykład większe hotele. One nie były w stanie wygenerować takiego obłożenia gośćmi, aby przetrwać. W drugim sezonie zaproponowałam dwie formy przyjazdów na Kretę. Pierwsza – bardziej nastawiona na turystykę z jedną sesją jogi w ciągu dnia. Druga – warsztaty z sześcioma godzinami jogi dziennie, w skromnym miejscu, ale oczywiście zadbanym i wygodnym. Chciałam, aby wzięły w nich udział osoby, które pandemia mocno trzepnęła po kieszeni, a które bardzo potrzebowały wyjechać i oderwać się od wszystkiego. Dla mnie ta druga opcja była niemal „po kosztach”. Ale było warto. 

Pandemia sprawiła, że na biznes spojrzeliśmy także z innej strony – pasji. Bo jeśli był on nastawiony wyłącznie na zyski, a te przez koronawirus zostały niemal do zera obniżone, właściciele o firmy przestawali walczyć. Zamknęło się ich mnóstwo. Te prowadzone z pasją walczyły bądź walczą nadal. Bo wierzą w swój biznes.
To prawda. Ja postawiłam na to, aby dobrze żyć, a to wcale nie znaczy to samo, co żyć drogo. To oczywiście nie znaczy też, że stałam się jakąś mniszką. Też mam trudności z utrzymaniem pieniędzy (śmiech). Lubię pożyć, biesiadować, zapraszać gości, a to kosztuje. Bardziej chodzi o to, aby życie miało rytm i tryb, taki styl, który mi odpowiada. Czy prowadzi się małą, czy dużą firmę, trzeba inwestować, płacić ludziom. O tym trzeba pamiętać. Taka firma jak moja jest ściśle związana z życiem innych ludzi. Kiedy jest ruch w moim interesie, generuje się także dobre relacje z ludźmi, którzy są wokół, po sąsiedzku. Daje się im zarobić. To o tym przede wszystkim myślałam, wydając pieniądze. Ludzie we mnie wierzyli, to dawało mi sił do działania. Bardziej sobie to cenię niż zarabianie samych pieniędzy. W biznesie warto pamiętać o tym, aby być szczęśliwym, dobrze „usieciowanym” w swoim środowisku. Wtedy to ma sens, ponieważ przyczynia się do budowania wspólnoty, która jest także, ale nie tylko wspólnotą interesów. Pieniądze mają w tym pomóc, ale nie powinny być celem samym w sobie. Fajnie jest wiedzieć, że ludzie ze mną pracują, bo lubią i vice versa.

Do kogo przede wszystkim skierowana jest oferta pani wyjazdowych warsztatów?
To bardzo duża grupa osób, w zasadzie bez ograniczeń, jeśli chodzi o wiek. Cieszy mnie, że na zamkniętej grupie stałych uczestniczek na Facebooku jest blisko 300 osób na Facebooku, które mają ze sobą kontakt i skrzykują się, by wracać do mnie razem. To fajne i różne pod kątem wieku, stylu życia i zawodu, kobiety. I nie tylko – panowie są także, ponieważ od pewnego czasu wyszłam z bańki czysto feministycznej i robię też grupy mieszane. Jest trochę osób bardzo zapracowanych, dla których wyjazdy z jogą są pewnego rodzaju resetem od życia zawodowego, chwilą na zatrzymanie się i wgląd w siebie. To lekarze, psycholożki, adwokatki, inżynierki, jednym słowem kobiety, które pracują na odpowiedzialnych stanowiskach lub prowadzą z rozmachem własne firmy. Jest też sporo mam zawodowych. Cechą charakterystyczną moich wyjazdów jest to, że są międzypokoleniowe. Są wyjazdy, na których najmłodsza uczestniczka ma 18 lat, a najstarsza jest po 70. Bardzo to cenię, ponieważ dużo po zajęciach rozmawiamy, dzielimy się doświadczeniem. Nikt tutaj nie ocenia, panie wzajemnie mogą sobie dużo dać. 

Pani najnowszym zawodowym wyzwaniem jest Villa Tatra na Krecie, rezydencja dla turystów. Czas na taką ofertę jest trudny, biorąc pod uwagę pandemię i sytuację w Ukrainie. Znajomi nie odwodzili pani od ryzykownej inwestycji?
Nie radziłam się ich, więc nie wiem (śmiech)! Mam swój rozum. Długo szukałam takiego miejsca, widziałam mnóstwo ofert. I wreszcie znalazłam. Chciałam, aby to był dom, którego szukają osoby, które przyjeżdżają do mnie na warsztaty. Niektóre z nich pytały o miejsce, które w sezonie wakacyjnym jest ciche i jednocześnie wyjątkowe. To często osoby wysokowrażliwe, których, notabene, na świecie jest blisko 20 procent! Potrzebują spokoju, bez tłumu ludzi i trąbiących samochodów, głośnej muzyki, nadmiaru bodźców. Ja zresztą też jestem taką osobą. Niestety, większość ofert wakacyjnych nie jest przeznaczona dla kogoś takiego. Wakacje to tłumy ludzi, pełne restauracje, gwar… Moja Villa Tatra jest na malutkiej wsi z przecudownymi gajami oliwkowymi dookoła, prywatnym basenem, hamakami i świętym spokojem. To oferta dla  rodziny czy grupy znajomych, a jednocześnie prywatnością w swoim mieszkaniu. Moja koncepcja Villi Tatra jest jasno określona – to nie jest miejsce premium z przepychem, designerskimi meblami i gadżetami. W żadnym wypadku. Ofert premium w Grecji jest mnóstwo. Ludzie, którzy do mnie przyjeżdżają, mają normalne zarobki i wydatki, nie płacą za moje nazwisko i rozpoznawalność. Zero snobizmu. Tu ma być miło, na luzie, po prostu wakacyjnie. U mnie można prostu odpocząć od ciągłego ataku komercją i zachęcania do bycia „glam” i „hot” (śmiech) .

Wszystko w pani życiu dzieje się raczej bez określonego planu, po prostu naturalnie. Chyba że… życie w Grecji? To plan na dłużej?
Nic nie jest przesądzone, zresztą wystarczy zobaczyć, co dziś dzieje się na świecie, nie ma już nic „na zawsze”. Trudno coś zaplanować nawet tym osobom, które lubią planować (śmiech). Przyznam, że chciałabym tutaj zostać. Znalazłam się w miejscu, do którego czuję, że jakoś przynależę. Zresztą moja wolność i mobilność została mocno ograniczona – w czasie pandemii do mojego domu zawitało sześć zwierzaków – dwa psy i cztery koty! Wczoraj zgarnęłam z ulicy kolejną bidę, suczkę, która być może znajdzie inny dom, a jak nie, to zostanie. Tak tu jest, niestety Kreta roi się od bezdomnych zwierzaków, a ja mam trochę za miękkie serce.  Wyjechanie na krótko jest dla mnie wysiłkiem nie tylko logistycznym, ale także emocjonalnym. Nie lubię się z nimi rozstawać. To mi jednak nie przeszkadza. Poddałam się temu. Jestem szczęśliwa ze swoimi futrzakami i chyba we właściwym miejscu. Pasuję do tego miejsca, a ono do mnie.

Rozmawiała Beata Rayzacher


Prawie jak w raju / "Moja Villa Tatra jest na malutkiej wsi z przecudownymi gajami oliwkowymi dookoła, prywatnym basenem, hamakami i świętym spokojem. To oferta dla rodziny czy grupy znajomych, a jednocześnie prywatnością w swoim mieszkaniu".

POPULARNE NA FORUM

Wakacje.pl czy się opłaca

Zastanawiam się nad franczyzą z wakacji.pl Byłby to drugi punkt tej sieci w moim mieście (200 tys. mieszkańców), lokal zwykły (nie w galerii handlowej) ale przy kilku...

1 wypowiedzi
ostatnia 22.02.2022
Własny ośrodek wypoczynkowy nad morzem :)

ej Forumowicze! Od paru lat z mężem zastanawialiśmy się nad zakupem bądź wybudowaniem własnego ośrodka wypoczynkowego nad morzem, nic wielkie taki mini pensjonat 20-30...

1 wypowiedzi
ostatnia 14.08.2020
Czy warto zainwestować w pensjonat, apartamenty?

Pewnie, że tak. Własny apartament to bardzo fajna sprawa, gdyż o każdej porze roku pojechać sobie możemy do niego i odpocząć od codziennych obowiązków. Z drugiej...

15 wypowiedzi
ostatnia 09.07.2019
Global CFM Rent a Car - jakie są wasze opinie?

Wynająłem samochód na kilka dni za 360 zł przez internet. Na drugi dzień pojechałem po odbiór na drugi koniec miasta i dowiedziałem się, że rezerwacja została...

34 wypowiedzi
ostatnia 07.06.2019
Kajaki, tratwy, namioty - podróżowanie

Możecie pochwalić się miejscami do których udajecie się na wypoczynek ?

1 wypowiedzi
ostatnia 03.01.2019
Global CFM Rent a Car - jakie są wasze opinie?

Witam, jestem kolejnym klientem oszukanym przez Global. Mechanizm juz opisany wczesniej przez innych na forum. Chetnie przystapie do pozwu zbiorowego lub zawiadomienia o...

34 wypowiedzi
ostatnia 14.12.2018
Pensjonat - warto czy nie?

Największą rolę odgrywa miejsce. Jak jest miejsce turystyczne to zawsze ma sens.

3 wypowiedzi
ostatnia 07.12.2018
Global CFM Rent a Car - jakie są wasze opinie?

Firma Global Rent a Car to najwieksze oszustwo z jakim sie spotkalam w moim 34 letnium zycziu. Wypozyczam z mezem samochody pare razy jesli nie wiecej w roku w roznych krajach...

34 wypowiedzi
ostatnia 09.11.2018