Golec uOrkiestra: Biznes z dobrym brzmieniem

Łukasz i Paweł Golcowie / „W biznesie rodzinnym warto określić kompetencje, co do kogo należy. Na bok trzeba odsunąć własne aspiracje i ostrą rywalizację. Rodzi to niezdrową atmosferę”.
Czwartek
02.03.2023
– W naszym przypadku są dwa minusy prowadzenia biznesu rodzinnego: przenoszenie trudnych spraw zawodowych na grunt rodzinny oraz zbiorcza odpowiedzialność – mówią Łukasz i Paweł Golcowie, założyciele Golec uOrkiestra.
 

Rynek muzyczny mocno ucierpiał w czasie pandemii. Wciąż nad branżą wiszą czarne chmury?

Łukasz Golec: Czas pandemii był dotkliwy nie tylko dla świata artystycznego, ale również dla wielu innych gałęzi gospodarki. Oczywiście, branża rozrywkowa jest na samym końcu tego „gospodarczego łańcuszka” i była pierwszą zamrożoną, a potem ostatnią odmrożoną. Uwidoczniło to kruchość naszego zawodu, niepewność i fakt, że sztuka czy rozrywka jest dodatkowym „luksusem”, bez którego można się obyć.

Paweł Golec: W tym czasie z trudnościami borykali się nasi współpracownicy: muzycy, aranżerzy, realizatorzy dźwięku, operatorzy kamer, wizualizacji, operatorzy światła, kierowcy, technicy – czyli pracownicy szeroko rozumianej scenotechniki. Z dnia na dzień nasza branża została bez pracy, odwołano nam ponad 80 koncertów, czyli praktycznie wszystkie podpisane umowy zostały rozwiązane z przyczyn od nikogo niezależnych. Niektórzy z naszych współpracowników zmuszeni byli do przebranżowienia się, aby móc spłacić zaciągnięte kredyty na sprzęt muzyczny czy na wypłaty dla swoich pracowników. 

Nie ma wprawdzie pandemii, ale jest trudna sytuacja gospodarcza i wojna za wschodnią granicą. Tymczasem Golec uOrkiestra to nie tylko zespół, ale także ogromne przedsięwzięcie i firma sama w sobie. Jak sobie radzicie?

ŁG: Przez pandemię w naszej firmie wydawniczej „Golec Fabryka” zmuszeni byliśmy zamrozić wszelkie działania, wstrzymać rozpoczęte dwa duże projekty, odwołać premierę płyty CD/DVD „Symphoethnic”, zmniejszyć wypłaty stałym pracownikom i jak większość przedsiębiorców, dostosować się do sytuacji. Aby uniknąć zwolnień oraz zamknięcia działalności, postanowiliśmy złożyć wniosek o dofinansowanie ministerialne, które ogłosiło Ministerstwo Kultury. Dofinansowanie dotyczyło firm, które miały spadek dochodów w czasie pandemii, a w przypadku naszej firmy był to wskaźnik ponad 98 proc. spadku. Odwołano nam przecież wszystkie koncerty wcześniej zakontraktowane, i to z dnia na dzień. Wniosek otrzymał pozytywną ocenę i tak, jak prawie 2200 innych podmiotów ubiegających się o to konkretne wsparcie, otrzymaliśmy dofinansowanie. 

PG: Niestety, nikt z nas składając projekt do Ministerstwa, nie przypuszczał, że otrzymanie dofinansowania w naszym przypadku spotka się z ogromnym hejtem, nienawiścią, a nawet groźbami w stosunku do nas i naszych rodzin. Przeciętni obywatele, czerpiąc swoją wiedzę z chcących wzbudzić tanią sensację portali siejących dezinformację, byli przekonani o tym, że kwota dofinansowania była przeznaczona na nasze prywatne wydatki, a każda próba sprostowania tego fejka kończyła się jeszcze większym wylaniem na nas goryczy. Nie ukrywamy, że ten czas był bardzo trudny zarówno dla nas, jak i dla naszych rodzin. 

ŁG: Gdy powoli zaczęliśmy wychodzić na prostą, w lutym wybuchła wojna na Ukrainie, która również zasiała blady strach w naszym muzycznym środowisku. Trudno kreować sztukę, kiedy wokół tyle obaw, strachu, dramatów, cierpienia, agresji i frustracji. Początkowo graliśmy szereg koncertów charytatywnych na rzecz Ukrainy, braliśmy udział w różnych organizowanych zbiórkach czy wydarzeniach i jak mogliśmy, tak wspieraliśmy naszych wschodnich sąsiadów. Nie ukrywam, że pojawiała się z tyłu głowy myśl, że nasz zawód w obliczu wojny może stać się zajęciem z góry skazanym na czasowy niebyt. Na szczęście tak się nie stało, bo ostatni czas obfitował w koncerty w Polsce i za granicą. Zagraliśmy koncerty m.in.: w Chicago, Nowym Jorku oraz w Rzymie. 

Branża ogólnie, panów zdaniem, pomału, ale jednak wychodzi na prostą?

PG: Trudno stwierdzić, nie mamy wglądu w statystyki, ale jako zespół nie narzekamy na brak pracy. Owszem, część koncertów, które w 2022 roku zagraliśmy, były koncertami przełożonymi z czasów pandemii. Trudno również przewidzieć, co będzie w kolejnych latach, kiedy inflacja zacznie zbierać żniwo, ale wierzymy w to, że skoro przetrwaliśmy 25 lat wzlotów i upadków, to powinniśmy dać radę (śmiech).  

Jaką rolę odgrywa muzyka w tych niepewnych czasach?

PG: Obserwując reakcje na koncertach, można pokusić się o stwierdzenie, że muzyka jest lekarstwem na całe zło… Dźwięki, wibracje o określonej częstotliwości sprawiają, że odbiorca na moment przenosi się w inną rzeczywistość, w której doznaje pewnego rodzaju ulgi i zapomnienia. Stwierdzenia, że muzyka łagodzi obyczaje, łączy pokolenia, to nie tylko puste frazesy, ale prawdziwe fakty. Nie bez powodu na kilku polskich uczelniach można studiować muzykoterapię i stosować ją w leczeniu m.in. depresji. A jak twierdzą nasi fani, my tworzymy muzykę, która daje im mnóstwo energii, wiary i optymizmu. A z fanami się nie dyskutuje (śmiech). 

ŁG: To piękne, że człowiek poprzez obcowanie ze sztuką czy szeroko rozumianą rozrywką, otwiera swoje serce, duszę, przede wszystkim ma możliwość odreagowania rzeczywistości, która nie zawsze jest kolorowa. Uważam, że dla higieny psychicznej dobrze jest wyjść i przenieść się w świat barw czy dźwięków, bo to przynosi zapomnienie, jak również dystans do otaczającego świata. Kiedy widzimy te uśmiechnięte twarze pod sceną, te grupy młodych osób skaczących do rytmu naszych piosenek, wtedy utwierdzamy się, że to, co robimy, ma sens i czerpiemy z tego satysfakcję. 

Kiedy pod koniec lat 90. powstał zespół, wtedy nie było jeszcze możliwości promocji online na Facebooku, Instagramie czy YouTubie. Ale i tak Golec uOrkiestra podbili serca publiczności. Dziś większość gwiazd, tych większych i mniejszych, zaczyna w sieci. Ale czy rzeczywiście jest im łatwiej?

ŁG: Owszem, te ćwierć wieku temu, kiedy Golec uOrkiestra stawiała pierwsze kroki na polskiej scenie, możliwości były zupełnie inne. Wtedy muzyka, talent czy hit musiały się same obronić, a jedynymi kanałami zaprezentowania piosenki były telewizja i radio. Nie było internetu, serwisów takich jak YouTube, Tidal, Spotify i nie było social mediów. Obecnie sposobów i dróg na pokazanie własnej twórczości jest o wiele więcej, ale czy to znaczy, że jest łatwiej – trudno powiedzieć. Wydawałoby się, że jest łatwiej, bo do sieci można wrzucić wszystko, ale z drugiej strony mam wrażenie, że trudniej przez to trafić do szerszego grona. Odbiorca może czuć się trochę przytłoczony liczbą wykonawców, a już na pewno trudniej mu znaleźć tego jedynego idola, którego obdarzy bezgraniczną miłością.

PG: Są artyści, którzy istnieją tylko w sieci i mają milionowe odsłony na YT, natomiast ich piosenki nie są grane w radiach ani nie występują w telewizji. Świetnym tego przykładem są raperzy, których piosenki mają wielomilionowe odsłony i bardzo wysoką ściągalność w streamingach, ale rzadko można ich usłyszeć w głównych stacjach radiowych. Są też tacy artyści, których piosenki zajmują pierwsze miejsca na listach przebojów w mainstreamie, natomiast nie koncertują, a ich wizerunek nie jest kojarzony w przestrzeni publicznej. Czasy, kiedy nie było internetu, były łaskawsze dla artystów, pod względem chociażby ekonomicznym, ponieważ sprzedaż płyt dawała dużo większy zysk w porównaniu do obecnej sprzedaży muzyki w streamingu. Dzisiaj za jedno ściągnięcie piosenki w sieci twórca otrzymuje groszowe kwoty, które mają się nijak w stosunku do kosztów produkcji. Dlatego jedynym sensownym źródłem dochodu, przynajmniej w naszym przypadku, są koncerty. 

Mimo rozwoju technologii i możliwości, pewne posiadane cechy i umiejętności muzyka są stałe i niezbędne, aby odnieść sukces?

ŁG: Nie ma gotowego przepisu na osiągnięcie sukcesu w branży muzycznej. Składa się na to wiele czynników, a jednym i niezaprzeczalnym jest szczęście i talent. Wskazane są też takie cechy jak cierpliwość, determinacja, odporność psychiczna, kreatywność, dystans do siebie i do swojej twórczości. No i to „coś” co wyróżnia z tłumu (śmiech).

Golec uOrkiestra to przedsięwzięcie rodzinne. Co pomaga, a co przeszkadza w codziennej pracy z rodziną? Są emocje, różne zdania i pomysły, łatwo jest iść na kompromis?

ŁG: Jesteśmy bliźniakami i od początku wszystko robiliśmy razem. Znamy się, ufamy sobie, wspieramy się w pomysłach, ale nasza firma to nie tylko my. Starszy brat Rafał jest menedżerem, autorem tekstów i piosenek oraz pomysłodawcą wielu projektów. To on ze swoją żoną wpadł na pomysł założenia firmy. A przyczyna była prosta. Ochrona własnej twórczości i popularności przed ludźmi z branży, którzy nieuczciwie chcieli to wykorzystać w tamtym czasie. W efekcie mogło być tak, że zostalibyśmy gwiazdą jednego sezonu. Widzieliśmy wiele przypadków polskich artystów, z których wyssano cały potencjał twórczy, wyeksploatowano ich pod każdym względem, zwłaszcza pod względem finansowym i pozostawiono samych sobie. Chcieliśmy tego uniknąć i na pewno dzięki założeniu firmy rodzinnej wyszliśmy na tym dobrze. Plusem naszego rodzinnego biznesu jest pewność i zaufanie, że nikt nie nadużyje naszej pracy. Tyle zarabiasz, ile wkładasz, a jeśli nie wkładasz, to nie zarabiasz. Poza tym mamy wspólny cel i działanie dla dobra własnego biznesu, a to nas buduje i wzmacnia więzi. Cieszy nas też brak zwierzchników, bo od zawsze marzyliśmy, aby być dyrektorami i prezesami (śmiech).

PG: Żeby nie było tak słodko, to minusy prowadzenia biznesu rodzinnego w naszym przypadku są dwa. Pierwszy  to  przenoszenie trudnych spraw zawodowych na grunt rodzinny. Niestety, nie opanowaliśmy do tej pory umiejętności oddzielania tych spraw od siebie. Napięcia w pracy niejednokrotnie przenoszą się na grunt rodzinny i rodzą się przez to niepotrzebne konflikty. Drugim minusem jest „zbiorcza” odpowiedzialność. Za złą, ale też i za dobrą decyzję jednego z nas, wszyscy po równo ponoszą konsekwencje. Jedziemy na tym samym „wózku.” 

ŁG: W biznesie rodzinnym warto na początku określić kompetencje, co do kogo należy. Na bok trzeba odsunąć własne aspiracje i ostrą rywalizację. Rodzi to niezdrową atmosferę. Później wiele zależy już od wzajemnych relacji i umiejętności pójścia na kompromis. Zakładając własny biznes, trzeba dobrze zastanowić się i określić priorytety: czy rodzina jest dla mnie ważniejsza niż biznes? I  trzeba pamiętać, że obcemu pracownikowi zawsze można wypowiedzieć umowę, a bratu już niestety nie. Ale, reasumując, mamy to szczęście, że nasz wspólny biznes pogłębia i zacieśnia nasze relacje rodzinne. 

Wasze koncerty gromadzą tłumy fanów. Ale żeby koncert mógł się odbyć, pracuje przy nim wiele osób. Jak wyglądają przygotowania i cała logistyka? Podobnie jest zresztą z wydaniem płyty.

PG: Jeśli chodzi o pracę nad płytą, to największy koszt w naszym przypadku generuje wyprodukowanie płyty w studiu czyli: praca realizatora dźwięku, producenta, aranżera, twórcy muzyki, twórcy tekstu, muzyków, praca grafika, praca technika, koszt wynajmu studia, wyprodukowania teledysku, promocji, dystrybucji itp. Natomiast jeśli chodzi o organizację koncertu, to średnio zaangażowanych jest około 50 osób w zależności jaki to koncert. Organizator musi podjąć koszty budowy sceny, świateł, multimediów, hoteli, logistyki, ubezpieczeń, posiłków itp.

ŁG: I dochodzimy do sedna pytania. Aby mogły odbywać się koncerty i aby to koło zamachowe mogło ruszyć, trzeba zacząć od stworzenia i wylansowania hitu (najlepiej kilku). I paradoksalnie, to jest najtrudniejsze, co nie znaczy, że niemożliwe, ale to właśnie od tej jednej zapamiętanej i pokochanej przez publiczność piosenki wszystko się zaczyna.

Prowadzicie Fundację Braci Golec ukierunkowaną na dzieci. To pewnego rodzaju kuźnia młodych talentów: jak wygląda działalność Fundacji? Skąd pomysł na jej założenie?

PG: Zauważyliśmy pewną lukę w systemie edukacji muzycznej, w którym zabrakło miejsca na muzykę ludową. Postanowiliśmy założyć Fundację Braci Golec, która od 20 lat zajmuje się nauczaniem muzyki tradycyjnej, z rejonu Żywiecczyzny. Działamy w dziewięciu gminach Żywiecczyzny: w Jeleśni, Czernichowie, Łodygowicach, Żywcu, Lipowej, Szczyrku, Gilowicach, Rajczy i w Ujsołach,  a w kolejce czekają inne samorządy, które chcą nawiązać współpracę. 

ŁG: Około 300 podopiecznych regularnie pobiera naukę gry na unikatowych ludowych instrumentach jak heligonki, dudy, basy, skrzypce (manierą góralską), dzięki czemu poznają swoją rodzimą kulturę, integrują się, rozwijają swoje muzyczne talenty, uwrażliwiają się i tym samym dbają o własną małą ojczyznę. Fundacja wydaje również albumy z serii: „Stroje ludowe w Karpatach polskich”. Do tej pory ukazało się pięć: „Mieszczański strój żywiecki”. „Strój górali śląskich”, „Strój górali żywieckich”, „Strój górali podhalańskich”, „Strój cieszyński”. Docelowo w przygotowaniu są jeszcze cztery pozostałe regiony Karpat. Środki ze sprzedaży przekazujemy na cele statutowe fundacji, podobnie jak 1% podatku, którym można wesprzeć działania fundacyjne. 

Jakie wyzwania, plany i projekty stoją przed Golec uOrkiestra w 2023 roku? 

PG: Między koncertami pracujemy nad najnowszą płytą, którą chcielibyśmy wydać w tym roku, z okazji naszego 25-lecia działalności. 

ŁG: Przed świętami swoją premierę w streamingu będzie miała płyta „Kolędowanie z Janem Pawłem II”. Płyta została wydana w formie CD w 100-lecie urodzin Jana Pawła II, ale dopiero teraz doczekała się swojej premiery w sieci. Równolegle gramy normalne koncerty i jednocześnie przygotowujemy się do trasy z kolędami, które zagramy w największych polskich miastach, m.in.: w Krakowie, Gdańsku, Koszalinie, Szczecinie, Poznaniu, Radomiu, Katowicach, Bielsku-Białej, Tarnowie i wielu innych.

PG: Jak widać, nasze góralskie ADHD nie pozwala nam wieść spokojnego żywota (śmiech). Nie dla nas życie przepełnione usystematyzowanym trybem. Jesteśmy duszami niespokojnymi i ciągle ciekawymi życia chłopakami z Milówki. Jest tyle pracy w obszarze muzycznym, koncertowym, marketingowym, że brakuje nam doby, aby to wszystko domykać i ogarniać. Sama działalność muzyczna, jak tworzenie, komponowanie, tworzenie tekstów, szukanie inspiracji, sesje nagraniowe, zdjęciowe, produkcja płyty, prowadzenie social mediów, marketing – to działania niezwykle czasochłonne, ale na szczęście ciągle nas to kręci (śmiech). Mamy w sobie głód poszukiwań tych idealnych dźwięków, które przyniosą radość i satysfakcję nie tylko słuchaczom, ale również nam. 

Rozmawiała Beata Rayzacher


Paweł Golec / „W obecnych czasach jedynym sensownym źródłem dochodu, przynajmniej w naszym przypadku, są koncerty”.

POPULARNE NA FORUM

Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?

Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...

33 wypowiedzi
ostatnia 08.01.2024
Oszukani przez franczyzodawcę

Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...

48 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?

Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...

40 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?

14 wypowiedzi
ostatnia 24.05.2023
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché

przeciez to złodzieje

1 wypowiedzi
ostatnia 04.05.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...

14 wypowiedzi
ostatnia 23.04.2023
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu

Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...

211 wypowiedzi
ostatnia 13.03.2023
Hodowla psów: Trudne życie hodowcy

Znam osoby gdzie rocznie zarabiają 300 tys złotych prosze nie łżeć że hodowla się nie opłaca.

4 wypowiedzi
ostatnia 10.02.2023