W które franczyzy inwestują mężczyźni?
Choć dzisiaj w większości branż równie dobrze odnajdują się zarówno kobiety, jak i mężczyźni, to wciąż w niektórych biznesach panów łatwiej sobie wyobrazić. Stolarz, właściciel browaru czy firmy, która uczy majsterkowania, przeważnie jest płci męskiej. Poniżej prezentujemy siedem pomysłów na biznes, które są idealne właśnie dla mężczyzn.
1. Dostawczaki na wynajem
Warsztat samochodowy, wypożyczalnia aut albo auto concierge? W każdej z tych firm idealnie sprawdzą się faceci, bo mają naturalną smykałkę do motoryzacji. Łukasz Złotnicki całe zawodowe życie jest związany z motoryzacją. Po studiach przez 19 lat pracował dla dużych importerów samochodów – Mercedesa i BMW. W 2019 roku odszedł z pracy, w której pełnił funkcję członka zarządu. Już wtedy razem z bratem prowadził wielobranżową działalność, której jednym z filarów była sprzedaż, wynajem i serwis samochodów kempingowych. Po kilku latach uznali, że na rynku sprawdzi się także wynajem aut dostawczych.
– Wynajmowanie takich pojazdów spełnia jedną z podstawowych potrzeb konsumentów, ponieważ każdy czasem musi coś przewieźć – tłumaczy Łukasz Złotnicki.
Marka Wynajmij Dostawczaka działa na rynku od 2006 roku. Od pięciu lat rozwija się we franczyzie. Właściciele zaczynali od jednego punktu, dzisiaj mają ich aż 30. W sumie jeździ w nich 200 dostawczaków. Zainteresowanie współpracą nadal jest spore, choć miejsc do zagospodarowania coraz mniej.
– Szukamy wciąż partnerów we Wrocławiu, na Śląsku czy Pomorzu Zachodnim – mówi Łukasz Złotnicki.
W sumie co najmniej kilkanaście lokalizacji czeka na chętnych. Przy tym franczyzodawca najchętniej nawiązuje współpracę z osobami, które już prowadzą jakąś działalność, m.in.: właścicielami warsztatów samochodowych, firmami transportowymi, myjniami i stacjami paliw.
– Wynajmowanie dostawczaków jako uzupełnienie oferty działającej już firmy pozwala mocno ograniczyć koszty. Wielu naszych franczyzobiorców prowadzi spółki transportowe albo warsztaty samochodowe
– przyznaje Łukasz Złotnicki.
Przedsiębiorcy zainteresowani współpracą powinni też być podatnikami VAT. Franczyzodawca zapewnia samochody, know-how, odpowiednie procedury, system i dokumenty. Franczyzobiorcy natomiast odpowiadają za serwis aut i ich wynajem. Są oni zobowiązani do stałej miesięcznej opłaty za każdy pojazd, który dostają od franczyzodawcy. Przeciętna furgonetka to koszt rzędu 3 tys. zł miesięcznie. Przez pierwsze kilka miesięcy działalności opłata jest pomniejszona o 20 proc. w ramach rabatu rozrachunkowego. Cały dochód z wynajmu samochodów stanowi zarobek partnerów. Są oni odpowiedzialni także za serwis pojazdów.
Dobrze zarządzany punkt wynajmuje jedno auto przez 20 dni w miesiącu. Średnio daje to 250 zł dziennie, czyli ok. 5 tys. zł netto miesięcznie. Do franczyzodawcy trafia z tego ok. 3 tys. zł.
– Jedno auto dla wielu osób może zapewniać mało satysfakcjonujący przychód, ale jak mamy ich kilka, to już można liczyć na przyzwoity zysk. Średnio nasi partnerzy mają około siedmiu samochodów, a najwięksi kilkadziesiąt – mówi Łukasz Złotnicki.
Jego zdaniem, punktom oferującym wynajem dostawczaków przy okazji innej działalności często wystarczą już dwa auta, żeby mieć satysfakcjonujący dodatkowy przychód.
Wynajem dostawczaków cieszy się sporym zainteresowaniem. Lata po koronawirusie nie były co prawda najlepsze, ze względu na szybko rosnące koszty – zarówno finansowania flot, jak i wynajmu aut. Ponadto dostępność pojazdów była ograniczona. Na nowe samochody trzeba było długo czekać.
– Obroniliśmy się jednak, nasza flota utrzymała liczebność. Kolejne lata będą lepsze, dzięki obniżce stóp procentowych i stabilizacji cen nowych pojazdów – zapewnia Łukasz Złotnicki.
Jego zdaniem, branża wróciła do realiów z lat 2018-2019, choć ceny są dzisiaj dużo wyższe.
Obecnie firma Wynajmij Dostawczaka skupia się na przyjmowaniu nowych franczyzobiorców oraz rozwoju minisieci obecnych.
– Dotychczasowym partnerom chcemy pomóc w zagospodarowaniu lokalnego rynku i znalezieniu klientów hurtowych. Dbamy o to, żeby franczyzobiorcy zarabiali. Zdarza się, że w tym celu ograniczamy im liczbę samochodów, które od nas pobierają, żeby nie było przestojów i obroty rosły płynnie. Auta muszą przecież jeździć i zarabiać – mówi Łukasz Złotnicki.
2. Czas na browar
Mężczyźni chętnie zakładają też browary. Ziemowit Fałat, współzałożyciel i współwłaściciel browaru PINTA, przyznaje, że piwo zawsze było istotną częścią życia jego oraz wspólników. Sam wydawał magazyn „Piwosz”, a Marek Semla i Grzegorz Zwierzyna organizowali Festiwal Birofilia. Samodzielnie warzyli też piwo, aż w 2010 roku zdecydowali się na reaktywację jedynego polskiego stylu piwnego – Grodziskie.
– Udało nam się wynająć małą warzelnię w browarze restauracyjnym w Lublinie i na podstawie oryginalnej receptury uwarzyliśmy 1666 butelek piwa A’la Grodziskie. Mimo że było to wówczas najdroższe polskie piwo, to cały zapas sprzedał się w ciągu tygodnia. To był dowód na to, że Polacy szukają ciekawszych piw niż eurolagery, nawet jeśli trzeba za nie zapłacić więcej – opowiada Ziemowit Fałat.
Od tamtej pory myśleli o regularnym warzeniu piw, których żaden inny browar w Polsce nie chciał robić. W ich głowach zrodził się pomysł na Atak Chmielu, pierwsze polskie piwo w stylu American IPA.
– Dziś takie piwa są już dostępne niemal wszędzie, ale w 2011 roku to był początek piwnej rewolucji w Polsce. Nasz sukces zachęcił innych do warzenia nowofalowych piw według własnych, autorskich receptur. Liczba browarów w Polsce wzrosła z niecałych 100 w 2011 roku do ponad 360 w 2020 roku. Później na skutek trudniejszych warunków na rynku piwa ta liczba nieznacznie spadła, ale w miejsce zamykanych browarów nadal powstają nowe. Mimo coraz ostrzejszej konkurencji i ponad 2000 piwnych premier rocznie, Atak Chmielu nadal jest najpopularniejszym piwem rzemieślniczym w Polsce – mówi Ziemowit Fałat.
Dodaje, że PINTA jest też cały czas blisko ludzi, którzy lubią kraft. Firmę można spotkać w mediach społecznościowych i w realu.
– Cały czas warzymy nowe, eksperymentalne piwa. Wiele z nich tworzymy wspólnie z innymi browarami z Polski i zagranicy. Widać nas w pubach i na piwnych festiwalach. Jeździmy po świecie w poszukiwaniu ciekawych odmian chmielu i innych składników. Nasze browary są otwarte dla zwiedzających. I dużo inwestujemy – opowiada Ziemowit Fałat.
W lipcu 2019 roku firma za mniej więcej 20 mln zł uruchomiła własny browar w Wieprzu koło Żywca. Wcześniej warzyła piwa w wynajmowanych zakładach.
– Jako jedni z pierwszych zainwestowaliśmy w puszkowanie piw rzemieślniczych – wspomina Ziemowit Fałat.
W ramach crowdfundingu firma pozyskała od ponad 1200 inwestorów społecznościowych rekordową kwotę 4,15 mln zł na budowę drugiego browaru PINTA Barrel Brewing. Ten dziesięć razy mniejszy od PINTY browar specjalizuje się w warzeniu piw Barrel Aged, czyli wymagających długiego procesu leżakowania i dojrzewania w drewnianych beczkach po innych alkoholach oraz w piwach dzikich, w których wykorzystywane są także szczepy drożdży unoszące się w powietrzu wokół browaru. Pod koniec 2022 roku przy jej browarach w Wieprzu powstało OneMoreBeer, nowoczesne centrum dystrybucji piw rzemieślniczych. Korzysta z niego PINTA i wiele innych browarów z Polski i zagranicy.
Firma cały czas cieszy się dużą popularnością wśród miłośników piwa.
– Nie idziemy na kompromisy, tylko nadal warzymy takie piwa, jakie sami chcielibyśmy pić. Sprzedajemy wszystko, co obecnie jesteśmy w stanie uwarzyć. W 2023 roku to było około 30 tys. hektolitrów piwa – mówi Ziemowit Fałat.
Firma od 2018 roku działa też we franczyzie. W tej formie proponuje otwieranie pubów. Zaczęła od Wrocławia, a obecnie lokale pod jej szyldem działają też w Warszawie, Sopocie i Węgierskiej Górce.
Kandydat na franczyzobiorcę powinien mieć doświadczenie w prowadzeniu działalności gospodarczej. Przede wszystkim musi zapewnić lokal w atrakcyjnym miejscu o powierzchni przynajmniej 150 mkw. Główna jego część (sala konsumpcyjna, główny bar) musi się znajdować na parterze. Konieczna jest możliwość urządzania sezonowego ogródka. Witryny powinny dawać możliwość kontaktu wzrokowego klientów z ulicą lub ogródkiem piwnym oraz przechodniów z pubem.
Wysokość inwestycji zależy od wielkości pubu. Remont i adaptacja lokalu o powierzchni 150-180 mkw. kosztuje około 500 tys. zł. Firmowe puby PINTY mogą być na plusie już w pierwszych miesiącach działalności. Na całkowity zwrot z inwestycji trzeba poczekać 2-3 lata.
3. Sklep z trunkami
Wśród mężczyzn można znaleźć wielu smakoszy nie tylko piwa. Panowie gustują też w innych trunkach. Dlatego dobrze odnajdują się w prowadzeniu biznesów związanych z alkoholem. Tym tropem poszedł Andrzej Maruszczyk, franczyzobiorca sieci Al. Capone.
– Wybrałem branżę alkoholową, żeby połączyć przyjemne z pożytecznym. Jestem pasjonatem dobrego alkoholu i chciałem na tej pasji zarabiać. Wiedziałem też, że branża alkoholowa uchodzi w naszym kraju za bardzo stabilną – wspomina Andrzej Maruszczyk.
Szukał konceptu, który miałby odpowiednie know-how w zakresie alkoholi premium. Al.Capone spełniał ten warunek. – Firma była całkowitym przeciwieństwem brzydkich, ciemnych, słabo zatowarowanych stereotypowych sklepów monopolowych – mówi Andrzej Maruszczyk.
Zależało mu także na odpowiednich warunkach współpracy.
– W Al. Capone są one proste i przejrzyste, a co najważniejsze, skrupulatnie przestrzegane przez licencjodawcę – mówi Andrzej Maruszczyk. Docenia też wsparcie franczyzodawcy, bez którego trudno byłoby mu odnieść sukces. Jego zdaniem, w coraz cięższych ekonomicznie czasach wchodzenie w branżę alkoholową samodzielnie pod swoim brandem to poniekąd biznesowe samobójstwo.
– Jako pojedynczy gracz nie byłbym w stanie uzyskać nawet w części takich warunków zakupowych, jakimi dysponuje sieć, co za tym idzie, moja oferta handlowa nie byłaby korzystna dla klientów – uważa Andrzej Maruszczyk.
Podkreśla jednak, że choć w ramach licencji franczyzobiorcy otrzymują rozpoznawalny brand, sprawdzone know-how, dobre warunki handlowe, terminy płatności, akcje promocyjne i marketingowe, to nikt za nich nie wykona codziennej pracy niezależnego przedsiębiorcy. – W tej branży bez pełnego zaangażowania oraz nastawienia na zdobywanie wiedzy oraz naukę nie da się odnieść sukcesu – twierdzi Andrzej Maruszczyk.
Swój pierwszy sklep otworzył w 2018 roku. Do biznesu trafił prosto z uczelni. Wcześniej pracował jako doktorant na Politechnice Częstochowskiej. Już w 2021 roku otworzył drugi sklep.
Aleja Capone działa na rynku od 13 lat i dzisiaj ma już aż 119 sklepów. Ponad połowę z nich prowadzą partnerzy franczyzowi.
– Pierwsze sklepy powstały na południowym wschodzie Polski w Tarnowie i jego okolicach oraz w Rzeszowie. Na początku były to placówki własne, a dopiero po ugruntowaniu pozycji na rynku, zdobyciu potrzebnego doświadczenia ruszyły placówki franczyzowe. Pięć lat temu rozpoczęła się ekspansja na terenie całego kraju. Teraz jesteśmy obecni w wielu lokalizacjach, nie tylko na południu, lecz także w województwie pomorskim, Wielkopolsce, na Dolnym Śląsku, świętokrzyskim, łódzkim, podlaskim czy lubelskim – wylicza Marcin Górski, właściciel konceptu.
Dodaje, że firma proponuje szeroką gamę alkoholi z całego świata, nawet z tak odległych krajów jak Kanada, RPA, Chiny czy Nowa Zelandia. Może się pochwalić dużą reprezentacją rodzimych produktów jak piwa czy wódki, ale proponuje także whisky, burbony, koniaki, rumy, giny, tequile, likiery czy wina. Szeroki wybór to duży plus dla Polaków.
– Kiedyś królowała u nas zwykła wódka, dzisiaj Polacy piją coraz lepszy alkohol. Chętnie kupują whisky, rum, gin czy tequillę. Coraz częściej sięgają także po wysokogatunkowe wina, co jest związane z trwającą od kilku lat tendencją wzrostu kultury picia tego trunku w naszym kraju – mówi Andrzej Maruszczyk.
Przy tym personel sklepów działających pod szyldem Aleja Capone zna się na rzeczy i potrafi doradzić klientom.
– Pracownicy są przeszkoleni z wiedzy produktowej, aby pomóc w wyborze odpowiedniego trunku. Dużą rolę kładziemy na pogłębianie i poszerzanie asortymentu pod gusta klientów. Nasi rodacy bardzo lubią eksploatować nowe smaki, dlatego stale poszerzamy naszą ofertę – zapewnia Marcin Górski.
4. Cuda z drewna
Adam Lamirowski jest stolarzem z dziada pradziada. Śmieje się, że w warsztacie stolarskim po prostu się urodził.
– W starym domu, gdzie mieszkaliśmy razem z dziadkami, mieliśmy duży zakład stolarski. W przeszłości próbowałem swoich sił w różnych zawodach, ale stolarnia to było moje przeznaczenie. W końcu wróciłem do korzeni – wspomina Adam Lamirowski.
Zakład stolarski otworzył razem ze wspólnikiem w 1991 roku. Szybko się jednak z nim rozstał i zaczął działać na własną rękę. Przez długi czas nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca na stolarnię. Przez przypadek trafił do Teatru Guliwer, gdzie przygotowywał dekoracje.
– Po jakimś czasie dostałem propozycję przejęcia stolarni. I tak się zaczęła moja przygoda na ulicy Różanej w Warszawie – wspomina Adam Lamirowski.
W sumie w dekoracje zaopatrzył ponad pięćdziesiąt sztuk teatralnych. Najwięcej było ich w Teatrze Guliwer, ale z jego usług korzystał także Teatr Polonia oraz Teatr Och. Na co dzień produkuje po prostu drewniane meble. Nie robi ich z płyt wiórowych. Drewno nie jest tanie, ale jego zakład nie narzeka na brak klientów.
– Mamy stałych klientów, a dzisiaj przychodzą do nas także ich dzieci – mówi Adam Lamirowski.
Jego zdaniem stolarnię warto otworzyć w każdym czasie.
– To praca, która pozwala godnie żyć. Co prawda nie zarabiam kokosów, ale stać mnie na wszystko, czego potrzebuję – mówi Adam Lamirowski.
Koszt inwestycji w stolarnię może być różny, w zależności od tego, co chcemy robić. Aby otworzyć typową stolarnię, która produkuje drewniane meble, trzeba mieć co najmniej 200 tys. zł. Jeśli natomiast otwieramy płyciarnię, czyli taką stolarnię, która tworzy meble z wiórowych płyt, przede wszystkim kuchnie, to inwestycja zamknie się w 100 tys. zł.
– Oprzyrządowanie do drewna jest dużo droższe niż do płyt wiórowych. U mnie same frezy do frezarki to koszt rzędu nawet 70 tys. zł – mówi Adam Lamirowski.
Przy tym niełatwym zadaniem w przypadku stolarni jest znalezienie odpowiedniego lokalu. Nikt nie chce mieszkać w pobliżu działalności, która generuje hałas.
– My zainwestowaliśmy w dźwiękochłonne okna. Wyciszyliśmy sufit specjalną wełną. Dzięki temu nie słychać pracy maszyn. Stoją też one na specjalnych poduszkach gumowych, żeby drganie nie przenosiło się po stropie – mówi Adam Lamirowski.
Wspomina, że kiedy zaczynał działać, trudno było cokolwiek kupić. Dzisiaj materiałów jest pod dostatkiem. Jest jednak i druga strona medalu.
– Dzisiaj ludzie są skażeni katalogami, gdzie prezentowane są piękne rzeczy, ale często mało użytkowe. Wydaje im się, że wszystko jest proste w wykonaniu. Mają duże wymagania i często szukają dziury w całym – mówi Adam Lamirowski.
Dodaje, że tak się dzieje szczególnie w przypadku młodych osób. Klienci, którzy są po 50. roku życia, wiedzą, czego chcą i potrzebują normalnych, porządnych mebli.
Ponadto trzeba pamiętać, że stolarstwo to po prostu ciężka, fizyczna praca.
– Pracujemy z naprawdę ciężkimi materiałami. Przenosimy i przewozimy deski i płyty. Mój kręgosłup i barki są kompletnie zniszczone. Stale się rehabilituję – mówi Adam Lamirowski.
Niełatwo też zatrudnić pracownika, bo oczekiwania finansowe szczególnie w przypadku fizycznej pracy rosną.
– Radzimy sobie, bo prowadzimy naukę zawodu. Nasi uczniowie pracują u nas przez trzy lata i potem często otwierają własne biznesy – mówi Adam Lamirowski.
Sam nie walczy o powiększenie zakładu i duże projekty coraz częściej omija szerokim łukiem.
– Robimy jednostkowe rzeczy, nie urządzamy dużych domów i mieszkań. Mam na to za małą stolarnię, a powiększać jej już mi się nie chce – mówi Adam Lamirowski.
W tej chwili ma 60 lat i zamiast dużych projektów, coraz częściej myśli o wakacjach. Ale chętnych do nauki zawodu mu nie brakuje. Choć stolarz kojarzy się z mężczyzną, to ostatnio jego stolarnię opuściła zdolna uczennica, która doskonale odnajduje się w pracy fizycznej i w roli stolarza.
5. Biznes z młotkiem i wkrętarką
Młotek i wkrętarka – brzmi jak idealny pomysł na biznes dla faceta? Na tym postanowił oprzeć swoją działalność Szymon Górny, właściciel firmy KnockKnock.edu.pl. Pracował on w sieci franczyzowej związanej z klockami Lego i ośrodku wychowawczym, kiedy w jego głowie pojawił się pomysł uruchomienia własnej firmy.
– Tworząc modele Lego w oparciu o instrukcje, a jednocześnie robiąc różne konstrukcje z drewna z podopiecznymi w ośrodku wychowawczym, doszedłem do wniosku, że można te dwie rzeczy połączyć – opowiada.
Nie znalazł wtedy na rynku firmy, która proponowałaby dzieciom naukę majsterkowania w oparciu o instrukcje, przy użyciu prawdziwych narzędzi. Postanowił taką stworzyć.
– Chciałem zaproponować dzieciom naukę umiejętności, które w dzisiejszym świecie, wypełnionym technologią, zanikają – opowiada Szymon Górny.
Jego KnockKnock proponuje zajęcia z majsterkowania, które odpowiadają na pragnienie tworzenia i kreatywności drzemiące w każdym małym człowieku.
– Uczą one umiejętności technicznych i praktycznych, z którymi jest coraz większy problem. Mało kto potrafi już wywiercić otwór – twierdzi Szymon Górny.
Dodatkowo dla najmłodszych obcowanie z prawdziwymi narzędziami, których na co dzień nie mogą dotykać, a nawet nie wiedzą, do czego służą, to prawdziwa frajda.
– Świat narzędzi dla dzieci jest fascynujący, tym bardziej że rodzice nie pozwalają im się takimi rzeczami posługiwać. Z naszą asystą i odpowiednio dobranym sprzętem, mogą to robić. Na zajęciach niczego nie symulują, tak jak to jest w przypadku klocków Lego, tylko tworzą prawdziwe konstrukcje, które potem zabierają ze sobą do domu – opowiada Szymon Górny.
Śmieje się, że rodzice dzieci uczestniczących w takich zajęciach często zauważają, że ich pociechy potrafią sprawniej skręcić meble niż oni sami. Ale KnockKnock to nie tylko nauka majsterkowania.
– Przekazujemy też podstawy matematyki i uczymy wykorzystania tej wiedzy w praktyce. Na przykład zamieniamy milimetry na centymetry, dodajemy i łączymy ze sobą różne elementy. Do tego zawsze staramy się tworzyć modele tak, żeby przy okazji dzieci czegoś nauczyć. I tak choćby skręcając samochody, rozmawiamy z nimi o tym, jakie elementy są wykorzystywane w prawdziwej motoryzacji. Mówimy też o podstawach fizyki przy okazji konstruowania różnych maszyn – wyjaśnia Szymon Górny.
Podopieczni KnockKnock do domu przynoszą własnoręcznie stworzone auta, samoloty, doniczki, korytka na kwiatki i wiele innych rzeczy.
– Łącznie mamy ponad 150 instrukcji. Ta baza jest ciągle rozbudowywana. Dostosowujemy się także do szkolnych projektów, ponieważ realizujemy nasze warsztaty między innymi w takich miejscach – mówi Szymon Górny.
KnockKnock działa na rynku od trzech lat. Firma rozpoczęła działalność w Poznaniu, a dzisiaj funkcjonuje w całej Wielkopolsce. Od niedawna rozwija się we franczyzie. Nie trzeba umieć majsterkować, żeby dołączyć do sieci. Najważniejsza jest chęć i gotowość do pracy z dziećmi.
– Zapraszamy gotowe wziąć na siebie odpowiedzialność za rozwój swojej placówki i poświęcić się temu na cały etat – mówi Szymon Górny.
Inwestycja w pakiet startowy, zawierający narzędzia oraz materiały na początek, to koszt rzędu 7,5 tys. zł. Opłata licencyjna wynosi od 5 tys. zł, a miesięczne zaczynają się od 500 zł. Wszystko zależy od wielkości obszaru, na którym partner będzie działał. Minimalnie cała inwestycja może zamknąć się w kwocie 12,5 tys. zł. Partnerzy dostają na wyłączność konkretne powiaty. Posiadanie lokalu na początku nie jest konieczne. Można zacząć od mobilnej wersji działalności i prowadzić zajęcia w szkołach, przedszkolach i domach kultury. W miarę rozwoju firmy warto jednak pomyśleć o warsztacie.
Obecnie działają trzy placówki franczyzowe
– w Oleśnicy, Kłobucku i Oleszowie. KnockKnock szuka franczyzobiorców w całej Polsce. Największy potencjał mają jednak duże miasta, ponieważ tam umiejętności majsterkowania zanikają w największym stopniu.
6. Pielęgnacja zarostu
Kiedyś fryzjer kojarzył się głównie z kobietą. Dzisiaj na rynku powstaje coraz więcej salonów, które skierowane są wyłącznie do panów. Barber shopy otwierają przeważnie mężczyźni. Bywa, że zupełnie przypadkowo. Tak było z Miłoszem Anbatawi, który pracował jako pośrednik w sprzedaży i nigdy nie miał nic wspólnego z barberstwem. Mieszkał w Warszawie i czasem odwiedzał rodzinny Rzeszów. Podczas jednej z takich wizyt spotkał znajomego, z którym pracował w rzeszowskim pubie.
– Był w trakcie kursu barberskiego i zaprosił mnie do siebie na strzyżenie. Zażartowałem, że skoro został barberem, to ja otworzę barber shop. Trzy miesiące później staliśmy w moim lokalu – opowiada Miłosz Anbatawi.
Zanim zdecydował się na taki krok, dokładnie przeanalizował rynek. Doszedł do wniosku, że chociaż barber shopów w Rzeszowie nie brakuje, bo już wtedy działało ich w tym mieście kilkanaście, to nie ma takich, które oferowałyby naprawdę wysoką jakość.
– Postawiłem na dobrze wyposażone wnętrza oraz dobry serwis – mówi Miłosz Anbatawi.
Biznes otworzył w lutym 2020 roku, czyli na samym początku pandemii. Już miesiąc później swój salon musiał zamknąć z powodu lockdownu. Szybko wypracował jednak procedury, dzięki którym jego Gentlemen Barber Shop mógł dalej działać. Klientów przybywało.
– Na początku to miała być mała firma, która zapewni mi dodatkowy przychód. Nie chciałem jej rozwijać. Ale niedługo po otwarciu pierwszego salonu zdecydowałem o kolejnym lokalu, ponieważ było bardzo duże zainteresowanie usługami – wspomina Miłosz Anbatawi.
Nie myślał też o franczyzie, dopóki jeden z klientów nie zaczął o tę kwestię pytać.
– Nie wiedziałem wiele o takim rozwiązaniu, ale zacząłem zgłębiać temat i doszedłem do wniosku, że warto pójść w tym kierunku. Kiedy ruszył pierwszy salon franczyzowy, szybko zaczęły się otwierać kolejne – mówi Miłosz Anbatawi.
Dzisiaj lokali partnerskich jest już kilkanaście. Celem na najbliższy czas jest otwarcie w sumie 50 punktów pod szyldem Gentlemen Barber Shop. Nie jest to przypadkowa liczba. Z analizy właściciela firmy wynika, że tyle jest właśnie miejsc, w których placówka Gentlemen Barber Shop powinna się koniecznie pojawiać. Chce on też ze swoim pomysłem wyjść za granicę.
Miłosz Anbatawi podkreśla, że w jego przypadku kluczem do sukcesu była ciężka praca. Sam był jeszcze na etacie, kiedy prowadził już cztery barber shopy. Wszystko, co zarabiał, inwestował w kolejne lokale i ich reklamy.
Aby dołączyć do sieci Gentlemen Barber Shop, nie trzeba mieć doświadczenia ani w barberstwie, ani w prowadzeniu biznesu. Wszystkiego można nauczyć się na miejscu. Wystarczą chęci do działania, ambicja i nastawienie na sukces.
Kwota inwestycji we współpracę to ok. 100 tys. zł. Opłata wstępna wynosi 15 tys. zł netto, a w trakcie współpracy franczyzodawca od drugiego miesiąca działalności pobiera 8 proc. obrotu. Zwrotu z inwestycji należy się spodziewać po kilku, najdalej kilkunastu miesiącach.
– Stawiamy na współpracę z osobami, które chcą rozwijać swój biznes. Nie chcemy mieć wielu franczyzobiorców, tylko partnerów, którzy będą otwierać jak najwięcej salonów. Dla osób, które otwierają kolejne salony, przewidziane są pewne ułatwienia – zapewnia Miłosz Anbatawi.
Oprócz odpowiednich szkoleń franczyzodawca zapewnia także opiekę księgową i porady prawne w razie potrzeby. Ponadto ten biznes można prowadzić w sposób półpasywny.
– Niektórzy franczyzobiorcy mają więcej niż jeden lokal i oprócz tego angażują się jeszcze w inne działalności – zapewnia Miłosz Anbatawi.
7. Sport na zdrowie
Mężczyźni często są fanami sportu. Szkoły walki czy siłownie to ich domena. Na rynku w ostatnim czasie pojawia się jednak coraz więcej firm, które proponują specyficzny rodzaj ćwiczeń – trening EMS. Opiera się on na metodzie Electrical Muscle Stimulation (EMS) i polega na serii krótkich ćwiczeń z trenerem, z wykorzystaniem urządzeń, które emitują impulsy elektryczne, wspomagające pracę mięśni.
Jedno z pierwszych studiów oferujących taki trening osiem lat temu otworzył w Polsce Bartłomiej Stanek.
– Był to mój pomysł na połączenie ogromnej pasji do sportu, aktywności i pomagania ludziom z chęcią prowadzenia własnego biznesu i zyskania niezależności. Okazało się to strzałem w dziesiątkę, bo zainteresowanie 20-minutowym treningami EMS jest spore i szybko powstała potrzeba otwarcia kolejnych lokalizacji. Co więcej, było to dla mnie bardzo satysfakcjonujące i sprawiało wiele przyjemności. Kiedy zdobyliśmy odpowiednie doświadczenie, wiedzę oraz stworzyliśmy procesy, które pozwalały otwierać kolejne studia według dopracowanego schematu, wyszliśmy z ofertą franczyzową – opowiada Bartłomiej Stanek.
Dodaje, że otwarcie własnego studia treningowego i łączenie pasji z biznesem jest marzeniem wielu mężczyzn. Pozwala to spełniać się równocześnie na wielu płaszczyznach, daje niezależność i radość z tworzenia. Idealnym przykładem takiej sytuacji jest jeden z pierwszych franczyzobiorców Studia Synergy – Bartek, który otworzył własne studio w Radomiu dwa lata temu.
– To człowiek, który nie tylko pasjonuje się sportem, lecz także zawodowo go uprawia. Jest bowiem piłkarzem i chciał stworzyć wyjątkowe miejsce, w którym każdy, niezależnie od poziomu zaawansowania, będzie mógł zadbać o swoje zdrowie, sylwetkę i kondycję – mówi Bartłomiej Stanek.
W ten sposób w 2021 roku Radom zyskał studio, gdzie klienci mogą pod okiem trenerów personalnych stawiać pierwsze kroki w świecie aktywności fizycznej.
– Jest to także miejsce, gdzie osoby aktywne, nawet na tak wysokim poziomie, jaki reprezentuje sam Bartek, mogą pracować nad swoimi słabymi ogniwami, wzmacniać mięśnie głębokie czy robić treningi funkcjonalne, bowiem sam EMS ma swoje korzenie w fizjoterapii – tłumaczy Bartłomiej Stanek.
W Polsce funkcjonuje już 10 lokalizacji Studio Synergy, z czego sześć to placówki franczyzowe. W przyszłym roku planowane są kolejne otwarcia. Aby otworzyć własne Studio Synergy, należy być przygotowanym na 13 tys. zł opłaty franczyzowej oraz koszty związane z przygotowaniem lokalu. Tutaj kwoty zaczynają się już od około 100 tys. zł. Comiesięczna opłata franczyzowa to 6 proc. obrotu.
W 2018 roku w Krakowie swoją działalność zaczęło też inne studio treningowe EMS – InTime.
– Byliśmy świadomi, jak duży wpływ mają aktywność i wysiłek fizyczny na samopoczucie, więc stworzyliśmy miejsce, w którym oprócz kompetentnego podejścia do treningu, chcemy zarazić każdego zdrowym stylem życia i umiejętnością cieszenia się ruchem – opowiada Kacper Orłowski, dyrektor do spraw franczyzy w InTime.
Obecnie w sieci InTime działa 16 studiów, w tym sześć własnych i 10 franczyzowych.
– Rzeczywiście, aktualnie wśród naszych franczyzobiorców przewagę stanowią mężczyźni, aczkolwiek z całą pewnością branża treningu EMS nie jest zarezerwowana wyłącznie dla nich. Otrzymujemy również wiele zapytań franczyzowych od kobiet – podkreśla Kacper Orłowski.
Firma proponuje dwie możliwości współpracy. Pierwsza to jednostanowiskowe studio o powierzchni 40-50 mkw. Skierowana jest przede wszystkim do mniejszych miast, a kwota inwestycji zaczyna się od 90 tys. zł. Drugi wariant to studio dwustanowiskowe, które najlepiej sprawdzi się w większych miastach, w lokalach o powierzchni 70-80 mkw. W tym wypadku szacowany koszt inwestycji oscyluje w granicach 220-260 tys. zł. Zwrot inwestycji następuje po 2-2,5 roku. Suma miesięcznych opłat to 7,9 proc. wielkości sprzedaży.
Wspomniane firmy to tylko kilka przykładów biznesów, w których dobrze odnajdzie się niemal każdy mężczyzna. Panowie niewątpliwie znajdą coś dla siebie dzisiaj niemal w każdej dziedzinie. Tym bardziej że podział zawodów na płeć odchodzi do lamusa. A mężczyźni ponad wszystko cenią niezależność i wciąż zdecydowanie częściej niż kobiety decydują się na otwarcie własnego biznesu.
PRZECZYTAJ ARTYKUŁY
Co zrobić, by dorobić się majątku, prowadząc własną firmę? Ciężka praca, odwaga, elastyczność, wyczucie rynku – może to truizmy, ale to też najlepsza droga do biznesowego sukcesu.
Wrześniowy numer magazynu "Własny Biznes FRANCHISING" już w sprzedaży! Sprawdź, o czym w nim przeczytasz.
Sieć sklepów z alkoholem w minionym roku otworzyła znacznie więcej placówek, niż planowała. Dlaczego?
Jakie biznesy zakładają dwudziestolatkowie, czy warto zainwestować we franczyzę z branży edukacyjnej i jak zarobić na Walentynkach? Przeczytaj we "Własnym Biznesie FRANCHISING".
– Dojrzałe sklepy osiągają zyski od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięczny miesięcznie – mówi Marcin Górski, właściciel sieci Al. Capone.
NAJCZEŚCIEJ CZYTANE
Kredigo otwiera więcej biur niż planował. Partnerzy, żeby zarobić, muszą nauczyć się dobrze weryfikować klientów.
Żeby myśleć o otwarciu własnego McDonalda nie wystarczą tysiące ani setki tysięcy złotych . Potrzeba więcej. Ile? I co franczyzobiorca Złotych Łuków dostanie w zamian?
Pieczarkarnia to opłacalny biznes nawet na niedużą skalę. Właściciel jednej hali zbiera plony co sześć tygodni. Gdy ma się więcej pomieszczeń – wtedy na zyski można liczyć co tydzień.
Wiele osób wciąż myli franczyzę z franszyzą, która jest pojęciem z rynku ubezpieczeń. Niepoprawna jest również franczyzna czy też franszczyzna.
Paweł Marynowski z ZapieCKanek startuje z franczyzą. Czym zapiekanki jego marki wyróżniają się od konkurencji?
POPULARNE NA FORUM
Co sądzicie o Oskrobie?
Witam, Z calego serca odradzam jakąkolwiek wspolprace z ta firma. Okolo 2 miesiące temu zglosilam sie do Oscroby bedac zainteresowana franczyza ich sieci. Wyslalam do nich...
Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?
Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...
Oszukani przez franczyzodawcę
Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?
Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...
piszę pracę na temat franchisingu :)
hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché
przeciez to złodzieje
piszę pracę na temat franchisingu :)
Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu
Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...