Turystyczny biznes

W tej chwili My Travel jest największa multiagencyjną siecią biur podróży. Liczy około 115 placówek w całej Polsce. W ubiegłym roku do sieci dołączyło 30 biur, w tym kolejne cztery.
– A okres największego zainteresowania otwarciem biur podróży mamy dopiero przed sobą – mówi Damian Ozga, prezes My Travel. – Wiosna to najlepszy czas na taką decyzję. Biuro ma czas okrzepnąć przed szczytem sezonu, czyli latem.

Choć, jak przyznaje franczyzodawca, struktura sprzedaży oferty turystycznej mocno się ostatnio zmieniła. Już kolejny rok z rzędu da się zauważyć, że Polacy odchodzą od last minute, a coraz częściej sięgają po oferty first minut. Dzięki czemu sezon sprzedażowy w biurach podróży mocno się wydłużył.
– Klienci, nauczeni doświadczeniem, że im bliżej lata, tym trudniej znaleźć coś atrakcyjnego, zwłaszcza dla większej rodziny, coraz częściej wolą kupować wakacje właśnie w ofercie first minute, gdy wybór jest jeszcze duży. W sezonie urlopowym touroperatorzy już tylko właściwie dosprzedają to, co zostało po sprzedaży jesienno-zimowej – zauważa Damian Ozga. – W naszej sieci tegoroczna sprzedaż w okresie od listopada do końca lutego wzrosła w porównaniu z poprzednim rokiem o 100 proc. Cały czas rośnie też sprzedaż wyjazdów, realizowanych w zimie.
My Travel otwiera biura w średnich i małych miastach. Placówki mogą się mieścić zarówno w galeriach handlowych, jak i przy ulicach, mogą mieć też formę wyspy handlowej. Każde biuro powinno mieć przynajmniej dwa stanowiska do obsługi klientów. Kwota inwestycji zaczyna się od 20 tys. zł. Opłata licencyjna wynosi 10 tys. zł, ale można negocjować jej wysokość. Miesięcznie franczyzobiorca płaci na rzecz licencjodawcy ok. 300 zł za serwis informatyczny, marketingowy i wysyłkowy.
– Należy liczyć się z tym, że pierwszy rok lub dwa działalności biura trzeba poświęcić na budowanie bazy klientów – podkreśla Damian Ozga. – Satysfakcjonujący obrót, czyli ok. 1,5 mln zł rocznie, osiąga się około trzeciego roku działalności.
Jeśli chodzi o wyjazdowe preferencje Polaków, to powoli wracają do łask kierunki, które kiedyś były na szczycie, ale przez ostatnie lata popadły w niełaskę, czyli Egipt, Tunezja i Turcja.
– Ci, którzy do tej pory wyjeżdżali nad Bałtyk, wolą teraz kupić wczasy w Egipcie, gdzie mają zapewnioną dobrą pogodę i komplementarny, relatywnie niedrogi produkt w postaci pobytu all inclusive – dodaje prezes My Travel.