Makarun mnie przekonuje
Rozwiązaniem dla nich może być skorzystanie z ofert franczyzowych, które ułatwiają organizacyjnie i marketingowo wiele kwestii, a ponadto oferują sprawdzony produkt.
Funkcjonujący na rynku od sześciu lat Makarun Spaghetti and Salad jest nie tylko największą siecią spaghetterii w Polsce, ale także marką z największą dynamiką rozwoju. W 2016 roku został za to nagrodzony w prestiżowym konkursie Food Business Awards 2016. Sieć zajęła I miejsce w kategorii “Fast-food”. Makarun posiada blisko 30 lokali, działających jako franczyza w 12 miastach Polski, a także w Hamburgu. Tylko w pierwszej połowie 2018 roku marka uruchomiła 6 nowych punktów. Po ulicach Karkowa jeździ też pierwszy makarunowy foodtruck. Sieć dziennie obsługuje około 3 tysięcy klientów. Niektórzy przedsiębiorcy, zachęceni szybkim sukcesem, zdecydowali się na otwarcie kolejnych restauracji. W Poznaniu działają trzy punkty, ale marka ciągle poszukuje nowych lokali, ponieważ są kolejni inwestorzy, chętni do wejścia w makarunowy biznes. Podobnie w Warszawie i Krakowie. Poniżej rozmowa o początkach w makarunowym biznesie z Jakubem Giefingiem, franczyzobiorcą sieci Makarun Spaghetti and Salad z Poznania, który opowiada o swoich doświadczeniach i zachęca innych inwestorów, by weszli w makarunowy biznes.
Pierwsze tygodnie po otwarciu lokalu bywają decydujące. Jakie są Pana wrażenia i czy początek dobrze rokuje?
Jakub Giefing, franczyzobiorca sieci Makarun and Spaghetti: Jest dobrze! Nawet lepiej niż się spodziewałem, otwierając lokal na placu budowy. Trwa właśnie wielki remont ul. Świętego Marcina, przy której 15 lutego, uruchomiliśmy punkt Makaruna, a mimo to na otwarcie przyszło sporo ludzi. Po trzech miesiącach od premiery mogę powiedzieć, że frekwencja utrzymuje się na stabilnym poziomie. Wydajemy około 100 dań dziennie. Mamy swoich stałych bywalców. To studenci i pracownicy okolicznych korporacji. Trudno w centrum miasta znaleźć tańszy, smaczny i ciepły obiad za mniej niż 8,90 zł., a tyle kosztuje u nas najpopularniejszy makaron bolognese. Wychodzimy więc na swoje i jestem dobrej myśli.
Dlaczego zdecydował się Pan na taką lokalizację?
Ponieważ poza ewidentnymi minusami: remont, utrudniona reklama zewnętrzna, czasowo mniejszy ruch, ma też swoje niezaprzeczalne plusy. Do końca trwania przebudowy ulicy, czyli do marca 2019 roku, płacimy o połowę mniejszy czynsz! Obok działają lokale o podobnym profilu biznesowym, ale serwujące zupełnie inne dania, więc mam nadzieję, że powstanie tu strefa dobrej, niedrogiej kuchni i mimo płotu, wieści o niej szybko się rozejdą wśród miejscowych. Poza tym, to główna ulica Poznania. 20 lat temu była miejskim deptakiem i po rewitalizacji znowu ma nim być. Spodziewam się więc, że wróci tu dawny ruch, Święty Marcin zacznie tętnić życiem, a ja i moi współpracownicy na tym skorzystamy. Jestem poznaniakiem, wiem gdzie ludzie tu chodzą, co lubią, czym się kierują. Postawiłem na tę lokalizację, a Makarun oszacował wszystko bardzo starannie i zgodził się ze mną, że da się tu zarobić. Dziś jestem tego pewien.
Ile trwały przygotowania do otwarcia lokalu i co okazało się największym problemem?
Pracowaliśmy przez dwa miesiące, czasami naprawdę od rana do nocy. Najtrudniejsza okazała się papierologia, załatwienie wszystkich formalności, projektów, pozwoleń. Prowadziłem wcześniej mniejsze punkty gastronomiczne i wiedziałem co mnie czeka, a mimo to bywało ciężko. Muszę oddać sprawiedliwość, że ludzie z Makaruna - Agnieszka i Karol, uczestniczyli w przygotowaniach nie tylko teoretycznie, ale też praktycznie. Po prostu pomogli mi załatwić wiele spraw, byli zawsze w gotowości i wykazywali anielską cierpliwość.
Dlaczego zainwestował Pan właśnie w Makarun?
Mam pewne doświadczenie w gastronomii. Chciałem zainwestować w tę branże, ale w coś co mnie przekonuje. Wybrałem Makarun dlatego, że jakość dań, jakie oferuje jest adekwatna do ceny. Karta nie jest przekombinowana, to proste, smaczne jedzenie. Gdybym był „na mieście”, miał wiele spraw do załatwienia i chciał coś szybko zjeść, poszedłbym do Makaruna. Oczywiście sprawdziłem też oferty innych kulinarnych sieci franczyzowych. Niektóre życzyły sobie jakichś absurdalnych pieniędzy. Rozmawiając z Makarunem wiedziałem za co płacę, skąd biorą się koszty. I podczas adaptacji lokalu te koszty nie urosły nagle. Na co się umówiliśmy, to zrealizowaliśmy.
Jakie to koszty i kiedy spodziewa się Pan ich zwrotu?
Zainwestowałem w otwarcie lokalu 130 tys. zł. Do końca przebudowy ulicy spodziewam się raczej niewielkich zysków, ale mam nadzieję, że jak runie płot, to nadejdzie czas żniw. W wersji optymistycznej stanie się to za dwa lata, w pesymistycznej za trzy. Tak czy siak, wierzę, że się uda. A tymczasem mam fajny lokal, do którego przychodzą fajni ludzie.
Dziękuję za rozmowę.