Pieniądze w czasach niepewności

Piotr Kuczyński, analityk rynków finansowych w firmie Xelion
Wtorek
30.09.2014
Chciałbym wyraźnie powiedzieć, że wybuch wojny wydaje mi się skrajnie mało prawdopodobny. Chyba że ekonomicznej…
 

Oczywiście, nie da się do końca wykluczyć tego, że jakiś szaleniec zastrzeli jakiegoś „arcyksięcia” XXI wieku, ale nawet wtedy chętnych do wojny z Rosją nie będzie wielu. To nie znaczy jednak, że nie będzie innego rodzaju wojny – wojny ekonomicznej. Również skrajnie nieprawdopodobne jest to, że Rosja zrezygnuje z Krymu i w przyszłości – z Ukrainy. Najpewniej prezydent Putin umacniając siły rosyjskie na Krymie, ma nadzieję na to, że wschodnia Ukraina nie wytrzyma narzuconych przez MFW i UE reform i sama wpadnie do koszyczka Rosji. To bardzo logiczne założenie. I właśnie ten moment może być groźny dla naszych pieniędzy.

Nie można też wykluczyć, że Zachód przesadzi z sankcjami. Nikt nie chce umierać za Krym, ale w ferworze politycznej wendety można z reakcją przesadzić. Mówi się, że ktoś gwałtownie i nieracjonalnie reagujący na olbrzymie zagrożenie walczy jak zagoniony do kąta szczur (jak wiadomo, taki szczur jest bardzo niebezpieczny). Jeśli do tego dojdzie, to rzeczywiście sytuacja stanie się groźna.

Zgodnie ze stanem na połowę marca niepokoić się mogą przede wszystkim firmy zaangażowane w handel z Rosją. Możliwe są różne sankcje zwrotne, które najbardziej uderzą właśnie w tę grupę spółek. Przedsiębiorcy są teraz bezradni – mogą co najwyżej ubezpieczyć w KUKE (Korporacja Ubezpieczeń Kredytów Eksportowych – przyp. red.) swoje transakcje. Powinni jednak przygotować się na to, co stanie się wtedy, kiedy zbuntuje się wschodnia Ukraina (rok, dwa), co doprowadzić może do wejścia na Ukrainę Rosji „w celu obrony swoich rodaków”. Takie firmy powinny zmniejszać zaangażowanie w Rosji, a jeśli tego robić nie chcą, to przedsiębiorcy powinni solidnie je ubezpieczać.

Na pozór lepiej poradzą sobie firmy handlujące z Ukrainą. Jeśli zniesione zostaną cła na produkty ukraińskie, to przy słabej hrywnie sprowadzanie do Polski ukraińskiej żywności będzie niezwykle opłacalne. Oczywiście do momentu, kiedy nie zbuntują się nasi rolnicy. Uważam, że zbuntują się nie później niż po roku od zniesienia ceł, co doprowadzi do ograniczenia importu. Będzie to jednak rok bardzo dla naszych importerów korzystny.

Eksporterzy na Ukrainę i nasze firmy mające tam filie będą mieć problemy. Znaczna część wymiany odbywała się dotychczas z Ukrainą, co za jej pośrednictwem z Rosją. Ten strumień wyschnie i trzeba się do tego przygotować. Dopóki jednak nie zjawi się konkurencja koncernów z Europy Zachodniej i ze Stanów, to eksporterzy też mogą trochę zyskać, choć oczywiście też muszą się bardzo solidnie ubezpieczać.

A co mają robić Polacy niemający bezpośrednich kontaktów z Rosją czy Ukrainą, ale niepokojący się o swoje pieniądze? Na razie nic innego niż to, co robili dotychczas – różnicować inwestycje (gotówka, złoto, akcje, lokaty, nieruchomości). Być może warto nieco zwiększyć proporcje złota. Jeśli jednak zobaczymy zaczątki buntu na wschodniej Ukrainie, to wtedy zdecydowanie najbardziej pożądane będą gotówka i złoto.

Piotr Kuczyński, analityk rynków finansowych w firmie Xelion


Piotr Kuczyński