Kawiarnia, restauracja, lodziarnia, biznes sezonowy? Do wyboru, do koloru. Poniżej przedstawiamy tylko część konceptów, które będzie można odwiedzić na targowych stoiskach. Niektórzy przygotowali na tę okazję specjalne niespodzianki.
Premiera w Bike Cafe
Bike Café ma już 116 mobilnych, rowerowych kawiarni. Stoją głównie w plenerze, w miejscach o dużym przepływie pieszych. Ale mogą też jeździć np. na eventy, co jest świetną okazją po pierwsze do promocji marki, a po drugie oczywiście do zarabiania.
– Rynek eventów, który zamarł w pandemii, teraz zdecydowanie odżył – zauważa Marcin Łojewski, CEO Bike Café. – Rozwinęliśmy bardzo mocno ten segment naszej działalności. Mamy też inne projekty, które pozwalają naszym franczyzobiorcom na dodatkową aktywność biznesową. Np. program skierowany do biur i firm „Zamień owocowe czwartki na kawowe poniedziałki”. Proponujemy benefit dla pracowników, w postaci darmowej kawy z naszej kawiarni mobilnej, w dowolny dzień tygodnia.
W tym roku marka weszła też na dwa nowe rynki zagraniczne, do Irlandii i na Łotwę.
Rowerowa kawiarnia jest w pełni wyposażona m.in. w ekspresy ciśnieniowe oraz systemy zasilające. Dzięki Bike Café Monitoring System franczyzobiorcy mogą zdalnie zarządzać swoim biznesem – np. kontrolować zużycie kawy, czas pracy pracowników, rowery mają też geolokalizację. Cena standardowego roweru to obecnie 64,8 tys. zł netto. Rower elektryczny kosztuje 78,4 tys. zł netto. Można też skorzystać z leasingu, co obniża kwotę inwestycji startowej.
– Mamy dział zajmujący się wyszukiwaniem lokalizacji – podkreśla Marcin Łojewski. – To jeden z elementów wsparcia dla naszych franczyzobiorców, które w ostatnich latach bardzo mocno rozwinęliśmy.
Franczyzodawca podkreśla, że mobilne kawiarnie to biznes całoroczny – mogą pracować i latem, i zimą.
Na tegoroczne Targi Franczyza Bike Cafe przygotował specjalną ofertę – premierę nowego konceptu.
– Postanowiliśmy zdywersyfikować naszą ofertę, wprowadzając koncepcję rowerowej lodziarni, opartą na tych samych filarach, co Bike Cafe, a więc mobilność, atrakcyjny design, wysokiej jakości produkty oraz elastyczny model franczyzowy – zapowiada Marin Łojewski. – Chcemy w ten sposób nie tylko wspomóc naszych już obecnych franczyzobiorców, ale także otworzyć się na nowych ludzi i nowe miejsca. Widzimy rosnącą popularność i sprzedaż lodów w Polsce. Mowa tu oczywiście o lodach rzemieślniczych, a więc produkcie najwyższej jakości, bez konserwantów czy sztucznych dodatków.
Cafe Słodziak z Cukrem i Solą
Te dwa koncepty należą do jednego franczyzodawcy. Pierwszy to sieć kawiarni (wkrótce otworzy się 9. placówka), a drugi – sieć punktów małej gastronomii (główna specjalność marki to zapiekanki, a także m.in. kręcone ziemniaki, churrosy, bubble tea).
– Na przełomie września i października otworzyło się Cukrem i Solą w Galerii Młociny, a do końca października – na Dworcu Centralnym w Warszawie – zapowiada Kamil Woźniak, franczyzodawca obu marek. – Z kolei najnowsze otwarcie Cafe Słodziak mamy zaplanowane na październik, w centrum handlowym przy ul. Marywilskiej w Warszawie.
Franczyzobiorcy Cafe Słodziak mogą wybierać spośród trzech formatów franczyzowych. Można otworzyć lokal stacjonarny. Jak zapewnia franczyzodawca, jeśli znajdziemy pomieszczenia po gastronomii, inwestycja w lokal wraz z wyposażeniem może się zmieścić już w 80 tys. zł. Jeśli trzeba będzie wszystko przygotowywać od podstaw, trzeba będzie zainwestować do 150 tys. zł. Druga opcja to wyspa handlowa. Tutaj koszty zależą głównie od wielkości ogródka ze stolikami i według właściciela konceptu powinny zmieścić się w widełkach od 70 do 120 tys. zł. Ci, którzy wolą biznesy mobilne, mogą wybrać przyczepę gastronomiczną. Jej kupno to wydatek 119 tys. zł netto, ale można ją też wydzierżawić.
– W każdym przypadku dajemy franczyzobiorcom ekspres i młynki do kawy, zamrażarkę do lodów Mini Melts, szyld – wylicza Kamil Woźniak. – Daje to licencjobiorcom w sumie ok. 60 tys. zł oszczędności na starcie. Każda nasza kawiarnia była rentowna od pierwszego miesiąca. A lokale stacjonarne osiągały od pierwszych miesięcy nawet przyzwoity zarobek.
Jeśli chodzi o Cukrem i Solą, to także można zdecydować się na wyspę lub lokal stacjonarny, ale franczyzobiorcy najchętniej otwierają ten biznes w przyczepie gastronomicznej. Można ją wynająć lub wziąć w leasing.
– Franczyzobiorcy wolą przyczepy, bo uznają, że to mniej ryzykowny format – przyznaje Kamil Woźniak. – Oczywiście, musimy wtedy w naszym biznesplanie uwzględnić comiesięczne raty leasingu czy też opłaty za najem.
Inwestycja w najem przyczepy to 19 tys. zł, z czego 10 tys. zł stanowi kaucja zwrotna.
– Zyski zależą m.in. od lokalizacji, ale też od tego, czy franczyzobiorca osobiście pracuje w punkcie – zauważa Kamil Woźniak. – Jeżeli tak jest, to zakładając, że pomaga mu jeden pracownik i że mamy atrakcyjną lokalizację, w sezonie można zarobić 15-20 tys. zł na czysto. Jeśli natomiast opieramy się tylko na pracownikach, będzie to kwota 10-15 tys. zł.
Na kawę do Cofix
Cofix to międzynarodowa sieć kawiarni działającą od 2013 roku i posiadającą łącznie ponad 400 lokali w kilku krajach. W Polsce pierwszy lokal marki został otwarty w połowie 2020 roku, a dzisiaj kawiarni jest już 19.
– Do końca tego roku w planach mamy jeszcze cztery otwarcia – zapowiada Magdalena Pupek, development menedżer Cofix Polska.
Kawiarnie Cofix funkcjonują w trzech formatach. Podstawowy to Cofix Standard, przeznaczony do galerii handlowych, ale też lokalizacji miejskich. Charakteryzuje się dużą liczbą miejsc siedzących i pełną ofertą gastronomiczną. Możliwe jest też otwarcie wyspy, a ostatni format to Cofix Flex – podobny do wyspy, ale mniejszy, łatwo modyfikowalny, z możliwością dodawania i rozszerzania oferty sprzedażowej.
Na otwarcie kawiarni potrzeba 150-400 tys. zł. Dokładna kwota zależy od tego, jak duży jest lokal i jak wiele pracy potrzeba, aby przystosować go pod usługi gastronomiczne, ponieważ największy koszt związany jest z remontem i wyposażeniem. Jednak wyższa inwestycja może przełożyć się na wyższe przychody.
– Zwiększenie liczby miejsc, np. poprzez ogródek sezonowy, pozwala na uzyskanie dodatkowej przestrzeni i możliwość przyjęcia większej liczby gości – wyjaśnia Magdalena Pupek.
Koncept celuje w miasta od 20 tys. mieszkańców.
– Nasz wiodący format to Cofix Standard, jednak jesteśmy w stanie dostosować się do każdego miejsca – podkreśla Magdalena Pupek.
Jednorazowa opłata wstępna to 30 tys. zł, opłata miesięczna wynosi 6 proc. obrotu, do tego 2 proc. od obrotu, z przeznaczeniem na marketing.
Zwrot z inwestycji – jak informuje franczyzodawca – następuje po mniej więcej 18-30 miesiącach od otwarcia.
– Nasz dział operacyjny jest częstym gościem w każdej z nich, aby sprawdzać i doradzać partnerom – zapewnia Magdalena Pupek. – Dbamy szczególnie o produkty sezonowe i pracujemy nad wprowadzeniem nowych pozycji w menu. Dla zwykłego Kowalskiego ten proces zająłby co najmniej sześć miesięcy. W Cofix potrzebujemy maksymalnie trzech tygodni od pojawienia się pomysłu do umieszczenia produktu w ofercie. Dbamy także o marketing całej sieci oraz każdego punktu z osobna. Szkolimy pracowników, nie tylko ze sztuki parzenia kawy, lecz także technik sprzedaży czy umiejętności utrzymania stałego grona gości kawiarni. Ważne są dla nas również wskazówki od partnera, dotyczące specyfiki danego miejsca.
Szybkie tempo Crazy Bubble
W ciągu ostatniego roku Crazy Bubble, sieć specjalizująca się w bubble tea, urosła o 60 lokali.
– Gównie są to lokalizacje całoroczne, tylko ok. 10 proc. stanowią punkty sezonowe – mówi Jakub Woźniczka, franchise menedżer Crazy Bubble. – Cały czas staramy się utrzymać wysokie tempo rozwoju sieci.
Marka weszła w tym roku też na nowe, zagraniczne rynki, pojawiając się w Estonii, Bośni i Hercegowinie oraz w Finlandii. Oprócz tego ma również punkty w Rumunii (20), Czarnogórze (2) i na Litwie (5). W sumie cła sieć liczy ok. 180 placówek.
– Jesteśmy największą siecią z bubble tea w Europie. Nasz biznes jest prosty i łatwo skalowalny – podkreśla Jakub Woźniczka. – Dajemy też naszym franczyzobiorcom dobrze zarobić. Dlatego większość prowadzi z nami więcej niż jeden lokal. Rekordzista ma ich aż 16. Większość naszych franczyzobiorców traktuje tę działalność jako swoje podstawowe źródło dochodu, choć są i tacy, którzy mają również inne biznesy.
Punkt Crazy Bubble można prowadzić w formacie wyspy albo lokalu stacjonarnego, w galerii handlowej lub w lokalizacji przyulicznej. Koszty inwestycji to ok. 70 tys. zł – zarówno w przypadku wyspy, jak i lokalu w stanie deweloperskim, o powierzchni 30-50 m2.
– Pomimo różnych okoliczności staramy się utrzymać koszty inwestycji na stałym poziomie. W tym roku nie wzrosły – dodaje Jakub Woźniczka.
Popularniejszym formatem jest wyspa, którą franczyzodawca przygotowuje kompleksowo do pracy, dostosowując do wymogów konkretnej galerii handlowej.
– Przygotowujemy huczną promocję na otwarcie, kolejki klientów stoją wtedy przez cały dzień – mówi Jakub Woźniczka. – Przez cały czas trwania współpracy pomagamy franczyzobiorcom w każdym aspekcie, w tym w zakresie wsparcia technicznego, serwisowego, poszerzania oferty, także o produkty sezonowe. Jesteśmy jedynym dostawcą składników do bubble tea, które sprowadzamy bezpośrednio z Tajwanu.
Zyski zależą od wielu czynników, ale według szacunków franczyzodawcy jeden punkt może zarobić na czysto od 8 do 20 tys. zł. Franczyzodawca zapewnia, że biznes sprawdzi się zarówno w dużych miastach, jak i w mniejszych. W grę wchodzą rynki od 40 tys. mieszkańców.
– W takich miastach nie tylko nie mamy bezpośredniej konkurencji, ale w ogóle nie ma produktu, który mógłby konkurować z naszym bubble tea – podkreśla Jakub Woźniczka.
Potencjał Da Grasso
Da Grasso ma blisko 190 lokali w całym kraju. Od końca ubiegłego roku większościowym udziałowcem polskiej sieci pizzerii została norweska Orkla.
– Pojawienie się nowego inwestora pozwoli przede wszystkim na wymianę wiedzy i doświadczeń oraz zaimplementowanie sprawdzonych rozwiązań na polskim rynku. Wciąż jednak działamy i będziemy działać jako Da Grasso, zachowamy wszystko, co dla marki istotne oraz będziemy ją sukcesywnie rozwijać – podkreśla Rafał Piasecki, menedżer operacyjny w Da Grasso.
Sieć działa na różnych rynkach, otwierając lokale w dużych i mniejszych miastach.
– Wszystkie rozmowy z potencjalnymi franczyzobiorcami opieramy m.in. na analizie rynkowej i potencjale sprzedażowym miejsca. Inwestujemy w narzędzia, które sprawiają, że taka analiza jest skuteczna. Chcemy, aby nasza oferta była dostępna dla jak największej liczby klientów, dlatego do współpracy zapraszamy partnerów ze wszystkich zakątków Polski – mówi Rafał Piasecki.
Centrala angażuje się w poszukiwania i wybór odpowiedniej lokalizacji. Można otworzyć restaurację z salą konsumpcyjną lub lokal realizujący tylko zamówienia w dostawie lub z odbiorem własnym. Koszt inwestycji – jak podaje franczyzodawca – rozpoczyna się od 250-300 tys. zł netto. Jednorazowa opłata wstępna wynosi 12 tys. zł.
Przygotowanie restauracji do otwarcia trwa ok. sześć miesięcy.
– Nasza sieć wspiera franczyzobiorców na każdym etapie inwestycji – zapewnia Rafał Piasecki. – Począwszy od podjęcia decyzji o rozpoczęciu działalności, poprzez poszukiwanie miejsca i ocenę jego potencjału, analizę rynku lokalnego i potencjału sprzedażowego, szkolenie personelu oraz pomoc przy otwarciu. Franczyzobiorcy otrzymują dostęp do zakupów centralnych, know-how sieci oraz szerokiej gamy narzędzi sprzedażowych i marketingowych, sprawdzone przepisy, sezonowe nowości. Dobre umowy z kontrahentami i mocne wsparcie promocyjne, zarówno na poziomie działań lokalnych, takich jak eventy czy kampanie targetowane – to kolejne ważne elementy współpracy. Ponadto wszystkie restauracje mogą każdego dnia liczyć na pełny kontakt z koordynatorem, który na bieżąco pomaga rozwiązać wszelkie problemy i odpowiada na pojawiające się pytania oraz wątpliwości.
Miesięczne koszty związane z franczyzą zależą od wybranego pakietu menu (od 1610 do 2105 zł netto). Opłata marketingowa wynosi 700 złotych.
Gelato Naturale z promocją
W 2020 roku koncept Gelato Naturale wystartował z pierwszym punktem własnym. Rok później zaczął budować sieć franczyzową, a w tegorocznym sezonie letnim miał już 40 mobilnych lodziarni – wszystkie franczyzowe. Mają format rowerów lub wózków.
– Dzięki temu docieramy do każdego miejsca – zapewnia Mirosław Reszka, właściciel Gelato Naturale. – Na place zabaw, do środka parków, a nie na obrzeża. Organizujemy też naszym franczyzobiorcom udział w różnego rodzaju eventach.
To biznes głównie sezonowy. Rowery wyjeżdżają na ulice przeważnie z początkiem kwietnia i stoją do końca września. Ale jeśli pogoda pozwoli, sezon można wydłużyć. A po sezonie jest możliwość przeniesienia się np. do galerii handlowych.
– Uważam, że sezonowość jest atutem tego biznesu – mówi Mirosław Reszka. – Produkt nie powszednieje, nie opatrzy się, ciągle pozostaje atrakcyjny.
Mobilne lodziarnie kosztują od 39 do 68 tys. zł netto, w zależności od konfiguracji sprzętu.
– Sugerujemy naszym franczyzobiorcom, aby skorzystali z leasingu i większość z nich tak właśnie robi – dodaje franczyzodawca Gelato Naturale.
Rowery i wózki pomieszczą 14 kuwet z lodami.
– Kuwety nasi franczyzobiorcy otrzymują za darmo, co nie jest standardem w tym biznesie – podkreśla Mirosław Reszka. – Ich koszt to 12 tys. zł, więc to jest nasz realny wkład w inwestycję franczyzobiorcy.
Rowery mają zamknięty obieg wody, autorski system zasilania, pozwalający pracować nawet do 16 godzin. Sprzedają nie tylko lody, lecz także lemoniadę, shake'i lodowe.
– Chcemy zmodyfikować konstrukcję wózków i rowerów i przygotować je do sprzedaży również zapiekanek. Jednak wtedy będą już wymagały przyłączenia do prądu – zapowiada Mirosław Reszka.
Wśród franczyzobiorców Gelato Naturale są tacy, którzy zdecydowali się na prowadzenie więcej niż jednego punktu. Niektórzy mają po dwa, a są i tacy, którzy prowadzą 5-6 punktów.
Franczyzodawca nie pobiera opłaty za przystąpienie do sieci, ani opłat miesięcznych. A dla osób, które na tegorocznych Targach Franczyza zdecydują się na współpracę z Gelato Naturale, franczyzodawca ma specjalną ofertę.
– Na początku kolejnego sezonu przekażemy franczyzobiorcy nieodpłatnie taką ilość lodów, która pozwoli na wygenerowanie 15 tys. zł przychodu – zachęca Mirosław Reszka.
Lwowskie croissanty zadomawiają się w Polsce
Lviv Croissants ma w Ukrainie ok. 150 lokali. W Polsce marka jest obecna od roku i w tym czasie uruchomiła 10 lokalizacji.
– Naszą strategią jest dynamiczny rozwój, na początek w dużych polskich miastach – podkreśla Orest Zahrodskyy, menedżer ds. rozwoju sieci Lviv Croissants w Polsce. – W samej Warszawie, gdzie niedawno otworzyliśmy piąty lokal, widzimy miejsce na pewno na ponad 20 placówek, a może nawet 40.
Lviv Croissants jest hybrydowym konceptem – jednocześnie piekarnią (criossanty są wypiekane na miejscu), kawiarnią i miejscem, gdzie można szybko zjeść. W menu są croissanty – ale większe i nie tak tłuste ani maślane, jak te francuskie. Marka serwuje je zarówno ze słodkimi, jak i wytrawnymi dodatkami.
– Skupiamy się obecnie na tym, aby dopasować naszą ofertę do gustów i upodobań Polaków – mówi Orest Zahrodskyy. – Wprowadziliśmy nowe receptury, np. croissant grillowany z pastą jajeczną czy croissants „Bawarski” z kiełbasą. Nasza rozpoznawalność i popularność wśród polskich klientów systematycznie rośnie.
Aktualnie wszyscy franczyzobiorcy Lviv Croissants to osoby pochodzące z Ukrainy, ale marka prowadzi też rozmowy z Polakami, zainteresowanymi otwarciem lokalu pod tym szyldem. Od kandydatów koncept oczekuje doświadczenia w prowadzeniu własnej działalności gospodarczej.
– Nasze wsparcie zaczyna się od momentu podpisania umowy franczyzowej. A nawet wcześniej, bo możemy pomóc również w poszukiwaniu lokalizacji – dodaje Orest Zahrodskyy.
Obecnie marka celuje w najlepsze lokalizacje, które dają wysokie prawdopodobieństwo powodzenia biznesu, przy ruchliwych ulicach, głównych skrzyżowaniach, ale też w galeriach handlowych.
– Aby płynnie przejść przez inwestycję warto mieć minimum 100 tys. euro – wyjaśnia Orest Zahrodskyy. – W tym zawiera się też wstępna opłata licencyjna oraz pierwsze zatowarowanie. Ostateczna kwota może być wyższa, bo wiele zależy od stanu technicznego lokalu.
Po zaakceptowaniu lokalizacji franczyzodawca zleca przygotowanie projektu technologicznego. Dzieli się z licencjobiorcami kontaktami do podwykonawców, u których centrala ma wynegocjowane ceny usług. Przeprowadza rekrutację personelu, w tym menedżera lokalu.
– Preferujemy, aby franczyzobiorca był osobiście zaangażowany w prowadzenie lokalu. Najlepiej, aby sam w nim przepracował jakiś czas, zanim na swoje miejsce zatrudni menedżera – podkreśla Orest Zahrodskyy. – A i wtedy zwykle nasi franczyzobiorcy nadal są obecni w lokalach i wspierają ich działanie.
Dowozy ze Stavą
Stava zajmuje się logistyką dla rynku dostaw jedzenia i zakupów. Czyli dostarcza do klientów zamówienia z restauracji i sklepów.
– Współpracujemy z ponad tysiącem różnych klientów, wśród których można znaleźć takie marki jak: McDonald’s, AmRest, Pasibus, Stokrotka czy Decathlon – wylicza Jarosław Chłopecki, kierownik rozwoju sieci Stava. – Aktualnie jesteśmy obecni w nieco ponad 50 polskich miastach, licząc w sumie blisko 60 oddziałów.
Klasyczna franczyza Stavy wymaga od kandydata na licencjobiorcę niewielkiego kapitału. Wystarczy 10 tys. zł. Centrala oferuje pomoc w pozyskaniu potrzebnego sprzętu i dalszego finansowania – od wynajmu wyposażenia, przez wynajem czy leasing aut, aż po pomoc w pozyskiwaniu środków z dotacji UE czy urzędów pracy. Trzeba natomiast osobiście zaangażować się w prowadzenie oddziału. Franczyzobiorca jest odpowiedzialny za kompleksowe prowadzenie jednostki – od organizacji sprzętu, po sprzedaż usług i obsługę klienta. Dlatego powinien mieszkać na terenie miasta, w którym planuje otworzyć oddział lub w bliskiej okolicy.
Niedawno Stava wprowadziła też inną możliwość współpracy – tzw. model przewoźnika.
– Model przewoźnika polega na outsourcingu sprzętu oraz pracowników, czyli samochodów i kierowców – wyjaśnia Jarosław Chłopecki. – Zakres obowiązków partnera jest bardziej okrojony, bo odchodzą takie kwestie, jak sprzedaż czy utrzymywanie relacji z restauratorami.
W tym modelu kandydat na partnera powinien mieć minimum pięć lat doświadczenia na rynku pracy, a szczególnie cenne będzie doświadczenie w branży logistycznej. Kapitał, potrzebny na start, jest sporo większy niż w klasycznej franczyzie – to min. 100 tys. zł, na zakup niezbędnego sprzętu i uruchomienie działalności. Jeśli partner ma już własną flotę pojazdów, to proporcjonalnie zmniejsza się wartość inwestycji. Stava płaci partnerowi na określonych umową warunkach – za zamówioną dostępność pojazdów i pracowników, a także wypłaca dodatek za realizację zleceń.
– Dostrzegamy ogromny potencjał w rynku dowozów, którego model franczyzy podstawowej nie jest w stanie w pełni wykorzystać – dodaje Jarosław Chłopecki. – Wsłuchując się w głosy naszych partnerów, wdrożyliśmy możliwość współpracy skrojoną na ich miarę, tj. z niepełnoetatowym zaangażowaniem. Ponadto dużą zmianą jest fakt, że model przewoźnika może funkcjonować także w mniejszych miastach, poniżej 40 tys. mieszkańców, co w przypadku franczyzy podstawowej było wręcz nierentowne. Model ten można też dowolnie skalować – nie musi ograniczać się do jednego miasta.
Japońska kuchnia od Sushi Kushi
Sushi Kushi oraz Ramen Shop to dwie marki specjalizujące się w kuchni japońskiej. W menu tej pierwszej, oprócz sushi oczywiście, znajdziemy też zupy, makarony np. po tajsku, przekąski. Ramen Shop serwuje natomiast rameny.
– Z naszymi konceptami wchodzimy w miasta liczące od 100 tys. mieszkańców. Sushi jest już bardzo mocno spopularyzowane wśród Polaków. Natomiast jeśli chodzi o ramen, to świadomość konsumentów jest mniejsza, niemniej obydwa nasze koncepty cieszą się bardzo dużą popularnością – zauważa Andrzej Pelc-Gonera, twórca Sushi Kushi & Ramen Shop.
Średnio inwestycja w koncept wynosi 300-350 tys. zł. Jest też możliwość otwarcia modelu combo, czyli obydwu marek pod jednym dachem, co pozwala na spore oszczędności na wydatkach inwestycyjnych. Jak mówi franczyzodawca, można realnie obniżyć koszty o jakieś 100-150 tys. zł.
– Do tej pory 15 naszych franczyzobiorców zdecydowało się na prowadzenie obydwu konceptów razem – informuje Andrzej Pelc-Gonera.
Specjalnie na Targi Franczyza franczyzodawca przygotował premierę swojego nowego konceptu – Sushi Kushi Express. To sushi bary nastawione na zamówienia w dostawie na wynos.Oferta jest skierowana do dużych miast, powyżej 200 tys. mieszkańców. Co ciekawe, produkcja sushi w tych lokalach zostanie zautomatyzowana - rolki sushi będą przygotowywane z pomocą robotów.
– Dzięki temu nie trzeba będzie zatrudniać profesjonalnego sushi-mastera, co pozwoli na zmniejszenie kosztów działalności – wyjaśnia Radosław Szwugier, dyrektor operacyjny Sushi Kushi. – Wystarczy pracownik do obsługi maszyny, którego szkolenie zajmuje dwie godziny.
Automatyzacja pozwala też skrócić czas realizacji zamówienia.
– Chcemy, aby kierowca dowiózł sushi do klienta w 45 minut – mówi Radosław Szwugier.
Inwestycja w Sushi Kushi Express to ok. 250 tys. zł netto (plus remont lokalu). Zdaniem franczyzodawcy, może się zwrócić już w dwa lata.
– Nasz nowy koncept to propozycja np. dla inwestorów, którzy szukają dobrej lokaty kapitału, a niekoniecznie chcą się bardzo angażować w prowadzenie lokalu. Ten biznes jest łatwy w nadzorowaniu i zwraca się szybciej niż mieszkanie na wynajem – podkreśla Radosław Szwugier.
Jeden franczyzodawca, kilka marek do wyboru
Sweet Gallery jest jednym z największych w Polsce operatorów marek gastronomicznych. Rozwija markę Lodolandia & Kołacz na Okrągło, SiGelato i Bafra Kebab. W tej chwili zajmuje ok. 20 proc. rynku w segmencie street food, podbija także rynki zagraniczne. W tym roku firma obchodzi 10 lat swojej działalności.
Każda z marek funkcjonuje w formie mobilnych przyczep z możliwością relokacji. W tej chwili wszystkich punktów jest ponad 800, z czego 50 punktów własnych należących do firmy. Oprócz tego ponad 40 punktów funkcjonuje za granicą pod międzynarodową marką Ice and Roll (Lodoalandia) i Cake and Roll (Kołacz na Okrągło). Według danych analitycznych, firmy Dun & Bradstreet Poland od stycznia 2023 roku pojawiło się ok. 1,7 tys. punktów gastronomicznych. Najwięcej w branży restauracyjnej, bo 1 tys. podmiotów, natomiast najszybsze procentowe tempo wzrostu notują punkty mobilne, których przybyło ok. 400. 1/4 z nich należy do Sweet Gallery, która rok do roku otwiera średnio 250 punktów mobilnych.
Na koniec ubiegłego roku sieć Bafra Kebab miała 254 punkty, natomiast teraz w tym samym okresie ma ich 360. Tylko w lipcu i sierpniu Sweet Gallery podpisała 144 umowy franczyzowe. Zdaniem Krzysztofa Olesiaka, prezesa Sweet Gallery, do której należy marka Lodolandia & Kołacz na Okrągło, SiGelato i Bafra Kebab, szybki rozwój to zasługa zarówno dobrze ułożonych zasad współpracy oraz przystępnych kosztów inwestycji, jak i nastrojów na rynku.
– Mobilne koncepty gastronomiczne odpowiadają na obecne wyzwania związane z inflacją i nowymi zwyczajami konsumenckimi. Obecnie wyjścia do restauracji są rzadsze i bardziej celebrowane. Natomiast u nas można zjeść taniej, szybciej i równie smacznie jak w restauracji. I tego klienci oczekują – mówi Katarzyna Krzeminska-Malon, marketing & PR menedżer firmy Sweet Gallery.
Jeszcze do końca tego roku Sweet Gallery zamierza uruchomić ok. 100 punktów. Według Krzysztofa Olesiaka, członka zarządu Sweet Gallery, punkty mobilne stwarzają możliwość relokacji, jeśli dana lokalizacja nie spełni oczekiwań, w przeciwieństwie do stacjonarnych restauracji.
– Rozwój punktów mobilnych jest po prostu bezpieczniejszy, a inwestycja w pojedynczy punkt dużo niższa – przyznaje Krzysztof Olesiak.
Firma cały czas szuka nowych lokalizacji. Interesują ją miejscowości już od trzech tysięcy mieszkańców, gdzie wciąż jest mała konkurencja i w porównaniu do większych miast brakuje miejsc spotkań towarzyskich, a mieszkańcy szukają potraw innych od domowego jedzenia.
– Przez kilka lat byłem kierowcą ciężarówki w Niemczech. Z dala od rodziny, spanie, gotowanie w trudnych warunkach, spożywanie posiłków w samochodzie, prysznic w tzw. miejscach obsługi podróżnych (MOP) przy autostradach to przykra codzienność. W pewnym momencie postanowiłem zmienić swoje życie i wrócić do domu. Tylko pytanie… Co robić? Mieszkam w Słupcy, w małej miejscowości, gdzie możliwości zawodowe w porównaniu z dużymi miastami są ograniczone – mówi Karol Nowosielski, franczyzobiorca Bafra Kebab.
Sweet Gallery samodzielnie wyszukuje i weryfikuje każdą nową lokalizację. Firma otwarta jest przede wszystkim na potrzeby przyszłych franczyzobiorców, którym zależy na pobliskim miejscu pracy.
– Jeśli ktoś myśli o biznesie w swojej miejscowości, ale ma wątpliwości, czy nie jest za mała, firma bezpłatnie sprawdzi jej potencjał i opłacalność inwestycji. Pod uwagę brane są m.in.: obecność konkurencji, natężenie ruchu i wiele innych aspektów, które decydują o wyborze.
Niewielki wkład własny
Wystarczy kwota już od 15 tys. zł wkładu własnego, aby otworzyć biznes pod marką Bafra Kebab. Proste zasady biznesu zostały opracowane z myślą o osobach, które chciałyby się szybko przebranżowić. Każdy franczyzobiorca przechodzi pięciodniowe szkolenie, podzielone na dwa bloki. Pierwszy obejmuje wiedzę z zakresu operacyjnego zarządzania punktem, czyli umiejętności przygotowywania wszystkich pozycji z menu. Jest to wiedza, którą franczyzobiorca przekazuje następnie swoim pracownikom. Ponadto, licencjobiorca poznaje zasady obsługi klienta.
Drugi blok szkoleniowy dotyczy wiedzy na temat biznesu w szerokim aspekcie. Jest to m.in. zarządzanie punktem, czyli pełną jego organizacją, kosztami i finansami, układaniem planu pracy poszczególnych pracowników i nadzorowanie wydajności pracy w stosunku do natężenia ruchu w punkcie. Franczyzobiorcy i ich pracownicy korzystają także ze specjalnych platform szkoleniowych.
Firma szkoli także pracowników w zakresie skutecznej rekrutacji pracowników, bo to do nich należy obowiązek odpowiedniego skompletowania zespołu.
– Zanim otworzyłem punkt Bafra Kebab, byłem kompletnym laikiem. Pracowałem w innym zawodzie. Natomiast z gastronomią zacząłem mieć do czynienia, współpracując z Bafra Kebab. Wszystkiego nauczyłem się podczas szkolenia, które było bardzo szczegółowe. Teraz mam jeszcze opiekuna, z którym współpracuję na co dzień i jest do dyspozycji w każdym momencie. To bardzo pomaga i zwiększa pewność siebie – mówi Karol Nowosielski. – Zespół firmy liczy 250 osób, zatrudnionych w centrali i w regionach, które pracują dla naszych franczyzobiorców – mówi Katarzyna Krzemińska-Malon.
Mała odległość punktu od miejsca zamieszkania to często jeden z kluczowych elementów, który przekonuje osoby, dotychczas zatrudnione daleko od domu do otwarcia punktu Bafra Kebab. – Kierowcy, pracownicy fizyczni, pracownicy hal magazynowych, budowlańcy itd., którzy pracują kilkaset kilometrów od domu oraz inni, u których praca stanowi dominujący element życia kosztem rodziny i czasu wolnego. Otwierając punkt Bafra Kebab, osiągną większy komfort życia zawodowego i prywatnego – zapewnia Krzysztof Olesiak. Jak twierdzi, biznes pod marką Bafra Kebab pozwala zarobić nawet 15-20 tys. zł miesięcznie. Firma stawia jednak warunki. Trzeba zaangażować się w działalność, spędzać w punkcie przynajmniej pięć godzin dziennie i doglądać spraw związanych z prowadzoną działalnością. Wystarczy jeden pracownik, który będzie prawą ręką franczyzobiorcy.
Taki sam wynik, czyli 15 tys. zł miesięcznie, potrafi osiągnąć punkt z lodami świderkami – Lodolandia i SiGelato, z lodami rzemieślniczymi.
– Jest to możliwe, jeśli franczyzobiorca traktuje biznes całościowo i nie ogranicza się tylko do sprzedaży lodów. Biznes lodowy uchodzi za prosty biznes, z czym stanowczo się nie zgadzam. W biznesie lodowym istotne znaczenie ma to, czego nie widać, czyli całe zaplecze. Pokazujemy franczyzobiorcom jak prowadzić biznes pod kątem menedżersko-operacyjnym, jak zarządzać całością, kontrolować koszty stałe, food cost, godziny zatrudnienia pracowników i wiele innych czynników, które mają istotny wpływ na całokształt. Nasi franczyzobiorcy odpowiedzialni są nie tylko za sprzedaż lodów, ale za cały biznes, za wszystko, co składa się na jego poprawne działanie. Franczyzobiorcy nie są jednak pozostawieni sami sobie, tylko przechodzą szczegółowe pięciodniowe szkolenie – zapewnia Krzysztof Olesiak.
Smakowita oferta
Koncept Lodolandia łączy się z marką Kołacz na Okrągło, tworząc biznes całoroczny. W sezonie wiosenno-letnim oferuje lody, gofry, granitę, bubble tea, zimne desery i napoje, a jesienią i zimą kołacze, churrosy, pączki i ciepłe napoje. Rebranding punktu jest bardzo szybki, trwa około trzech godzin. Wówczas urządzenie do wypieku kołaczy wymieniane jest na maszynę do produkcji lodów świderków oraz zmianie ulega zewnętrzna elewacja punktu.
SiGelato natomiast to lody rzemieślnicze zainspirowane sycylijską tradycją produkcji lodów.
– Korzystamy przy ich produkcji z naturalnych składników. Owoce i pistacje sprowadzamy prosto od sycylijskich rolników. Sorbet pomarańczowy robimy z soku pomarańczowego, który jest zamrożony w bryłę. Rozmraża się 72 godziny i z niego właśnie robimy czysty, 100 procentowy sorbet pomarańczowy – podkreśla Katarzyna Krzemińska-Malon.
Klienci lodziarni SiGelato mogą wybierać spośród 10 smaków, które co jakiś czas się zmieniają. W ofercie zawsze jest kremowa śmietanka, sycylijska pomarańcza, pistacje z Bronte i belgijska czekolada. Smaki dopasowane są do lokalnych upodobań, dlatego oferta w poszczególnych punktach nieco się różni.
– Franczyzobiorca nie wyrabia lodów. Nie wymagamy od niego wiedzy i umiejętności w tym zakresie. To leży w naszej gestii – mówi Katarzyna Krzemińska-Malon. Lody dowożone są bezpośrednio do wszystkich punktów zlokalizowanych w całej Polsce.
Na początku minionego sezonu wiosenno-letniego Sweet Gallery rozpoczęło współpracę z firmą Costa Coffee – producentem, dystrybutorem i siecią kawiarni.
– Kawa to także flagowy produkt włoski, a Costa Coffee, marka stworzona przez Włochów – braci Sergio i Bruna Costa gwarantuje smak prawdziwej włoskiej kawy. Koncept SiGelato inspirowany jest Włochami oraz Sycylią, dlatego prawdziwa włoska kawa jest tu niezbędna – mówi Krzysztof Olesiak.
Sweet Gallery tworzy zaplecze merytoryczne, które jest fundamentem działalności franczyzobiorców pod marką SiGelato i Lodolandia. Franczyzobiorcy nie muszą mieć doświadczenia w gastronomii. Każdy zostaje gruntownie przeszkolony, tak by później samodzielnie mógł poprowadzić własny biznes. Tak samo jak w przypadku konceptu Bafra Kebab, szkolenia podzielone są na dwa bloki. Pierwszy obejmuje wiedzę z zakresu operacyjnego zarządzania punktem, czyli umiejętności przygotowywania lodów i deserów. Drugi blok szkoleniowy dotyczy wiedzy na temat biznesu w szerokim aspekcie, czyli m.in. zarządzania punktem, jego organizacją, kosztami i finansami, układania planu pracy poszczególnych pracowników i nadzorowania wydajności pracy w stosunku do natężenia ruchu w punkcie. Całą zdobytą wiedzę franczyzobiorca przekazuje następnie swoim pracownikom.
Firma samodzielnie wyszukuje lokalizacji dla lodziarni. Punkty powstają najczęściej przy centrach handlowych, blisko głównego wejścia, na skwerach, w parkach oraz w miejscowościach już nawet kilkutysięcznych.
PRZECZYTAJ ARTYKUŁY
Franczyzodawca Cukrem i Solą oraz Cafe Słodziak poszerza ofertę w lokalach m. in. o croissanty z dubajską czekoladą. Ma też propozycję dla franczyzobiorców, którzy chcieliby zaoszczędzić na inwestycji.
Zainspiruj się sukcesami i poznaj sprawdzone pomysły na biznes! Grudniowy numer „Własny Biznes FRANCHISING” pełen praktycznych porad i historii przedsiębiorców już w sprzedaży!
To, że poszedłeś pracować na etat, nie oznacza, że całe życie tak musi być. Kup listopadowy numer "Własny Biznes FRANCHISING", odważ się i zmień swoje życie zawodowe.
Franczyzobiorca rzucił korporację dla rodziny i rozpoczął własny biznes. Wiosną tego roku otworzył własny punkt Bafra Kebab i już myśli o kolejnych.
Joanna i Paweł Sobkowiakowie szukali biznesu, który będzie dodatkowym źródłem dochodu. Ważne dla nich było też to, żeby dało się go połączyć z prowadzeniem ich dotychczasowej firmy, a także wychowaniem małego dziecka. Na jaką franczyzę postawili?
NAJCZEŚCIEJ CZYTANE
Gastronomia, bankowość, usługi? Sprawdzamy, jakie branże i koncepty franczyzowe dobrze radzą sobie na rynku i jaki pomysł na biznes najprawdopodobniej sprawdzi się w 2024 roku.
Żeby myśleć o otwarciu własnego McDonalda nie wystarczą tysiące ani setki tysięcy złotych . Potrzeba więcej. Ile? I co franczyzobiorca Złotych Łuków dostanie w zamian?
Paweł Marynowski z ZapieCKanek startuje z franczyzą. Czym zapiekanki jego marki wyróżniają się od konkurencji?
Pieczarkarnia to opłacalny biznes nawet na niedużą skalę. Właściciel jednej hali zbiera plony co sześć tygodni. Gdy ma się więcej pomieszczeń – wtedy na zyski można liczyć co tydzień.
Wiele osób wciąż myli franczyzę z franszyzą, która jest pojęciem z rynku ubezpieczeń. Niepoprawna jest również franczyzna czy też franszczyzna.
POPULARNE NA FORUM
Dolci Sapori - Mniami
https://youtu.be/kojfdVGqIY4?si=N1J9rlZC1jf4U-2y
Biznes, który bije rekordy
Niestety jako osoba która ma bezpośrednie doświadczenie z ta franczyza, nie moge polecic wspolpracy z nimi. Te artykuly maja na celu tylko nabijanie kolejnych klientow.
Dolci Sapori - Mniami
Jestem również osobą poszkodowaną przez tą firmę 574 720 428
Biesiadowo
Tak patrzę i biesiadowo pisze że ma 119 lokali. Ale na ich stronie nie ma nawet 50
Kawiarnie Cafe Nescafe
Nie chciałabym tej franczyzy
McDonalds opinie o franczyzie
Ja bym pomyślała o tej franczyzie
Doświadczenia z Bafra Kebab
Witam wszystkich, zastanawiam się nad otwarciem punktu Bafry Kebab. Czytając komentarze w internecie mam mieszane odczucia. Czy ktoś się tym interesował? Otworzył? Jakie...
Własny, mobilny punkt gastronomiczny lody, gofry, granita - sprzedaż
Dzień dobry, Noszę się z zamiarem sprzedaży przyczepy (cesja leasingu) po franczyzie znanej jako Lodolandia. Jeśli jest ktoś zainteresowany to zachęcam do...