Marzena Gradowska, właścicielka restauracji na Dworcu Głównym w Gdańsku
Piątek
28.05.2010
W Niemczech Marzena Gradowska zajmowała się wystrojem wnętrz, w Polsce los popchnął ją do McDonald’s. – Polskim powietrzem, nawet na Dworcu Głównym, oddycha się jakoś głębiej – mówi franczyzobiorczyni.
 

Spośród setek zgłoszeń McDonald’s wybiera tylko nielicznych szczęśliwców, którzy przejdą przez sito rekrutacji, szkoleń i w końcu podpiszą umowę franczyzy na prowadzenie restauracji. Ci, którym się powiodło, inwestują ponad milion złotych z własnej kieszeni, spędzają blisko rok na szkoleniach, w trakcie których zdają wiele trudnych egzaminów. Cieszą się jak dzieci, gdy dostają dobre oceny.

Po przeczytaniu wydanej przez korporację książki „McDonald’s – historia złotych łuków” można zrozumieć radość nowych franczyzobiorców. Oto stają się częścią współczesnej wersji Imperium sukcesu. (…) „Gdyby do swoich punktów sprzedaży McDonald’s wprowadził Pepsi zamiast Coca-Coli, rynkowa przewaga Coca-Coli zmalałaby znacznie (…)” – czytamy w książce. Każdy chce być w armii zwycięzców.

Stoi na stacji

Przed kasami swojej restauracji wita mnie delikatna blondynka o rozbrajającym uśmiechu. Uśmiechać się będzie przez całą rozmowę, nawet gdy kokieteryjnie pożali się na swój wiek. Zresztą wcale na swoje lata nie wygląda. Tak naprawdę narzekać będzie tylko raz: gdy poskarży się, że z 20 pracowników niezbędnych na zmianie kilku potrafi w ostatniej chwili poinformować, że nie przyjdą do pracy. Mimo że nie ma epidemii grypy. Oczywiście, wszyscy przyniosą później odpowiednie usprawiedliwienie. To nazbyt lekkie podejście do obowiązków rozbija pracę restauracji, trzeba szukać zastępstwa, ściągać ludzi i samemu stanąć przy frytownicy.

– Dlatego w swoim zespole zatrudniam też ludzi po 50. roku życia. Są bardzo obowiązkowi, a jako równolatkowie także lepiej się rozumiemy – uśmiecha się Marzena Gradowska, właścicielka restauracji na Dworcu Głównym w Gdańsku, licencjobiorczyni McDonald’s. – W sumie zatrudniam 95 osób.

Na bieżąco pracą restauracji zarządza doświadczony kierownik, pracownik firmy pani Marzeny. Doceniła jego wartość w czasie swojego szkolenia, zaproponowała atrakcyjne warunki i zachęciła do przeprowadzki z Warszawy.

Koła w ruch

Rozmawiamy w pokoju menedżerskim, w którym cały czas na ekranie komputera widać podgląd pracy kas w restauracji. Pani Marzenie ciężko oderwać od niego wzrok. Wiadomo, pańskie oko konia tuczy, a na pewno nie daje mu schudnąć.

– Ooo, chyba przyjechała kolejka na peron, bo ludzi przed kasami więcej. Trzeba wysłać do obsługi dodatkowych pracowników – zauważa pani Marzena. Restauracja zlokalizowana na dworcu kolejowym ma swoją specyfikę. Fale klientów przypływają i odpływają zgodnie z rytmem rozkładu jazdy pociągów. Licencjobiorczyni zna go doskonale.

W 1987 roku Marzena Gradowska wyemigrowała do Niemiec. Gdy w Polsce rozpoczęły się zauważalne przemiany odwiedzała kraj nawet 2-3 razy w miesiącu.

– Tęskniłam, więc jeździłam – choćby na spacer po Sopocie, choćby na trzy godziny do teatru w Warszawie. Bez przerwy: w tę i z powrotem. Dziś swojego McDonald’sa prowadzę na dworcu kolejowym w Gdańsku. To taka moja docelowa stacja.

Gradowscy w Niemczech mieszkali w prestiżowej dzielnicy, odnieśli sukces zawodowy. Mąż w banku, Marzena we własnym sklepie MG Classic z wyposażeniem wnętrz. Niemieccy klienci ich lubili i cenili.

Najpierw powoli

– Tęskniliśmy za polskim powietrzem, zapachem lasu i bałtyckich plaż. Gdy zapadła decyzja o powrocie, sprzedaliśmy wszystko i pędem do Sopotu. Pół roku chodziliśmy jak wczasowicze po molo, raz w prawo, raz w lewo. I dopadła nas nuda. Najpierw planowaliśmy odtworzyć sklep, podobny do tego jaki prowadziliśmy w Niemczech. Ale wyszło nam, że nie da się przenieść modelu sklepu, który mieliśmy w Niemczech. Szukaliśmy dalej. I tak znaleźliśmy się na Salonie Franczyzy w warszawskim Pałacu Kultury i Nauki. Wybraliśmy McDonald’s, a McDonald’s dał szansę dwojgu wciąż aktywnym 50-latkom.

Subtelny głos, drobna figura, elegancki kostium dopowiedziany kontrastowymi koralami, modna blond fryzura. No i nieustający uśmiech. Pani Marzena to czysta, żywa delikatność.

– Na początku szkolenia w McDonald’s nie wiedziałam, co mnie tak naprawdę czeka. A czekały na mnie na starcie dwa miesiące pracy w kuchni. Grill, stół do garnirowania, frytownica. Niełatwa praca dla osoby odwykłej od wysiłku fizycznego. Bolały mnie plecy, bo to praca na stojąco, a ja mam 50 lat i wadę kręgosłupa.

Nagle świst, nagle gwizd!

– Praca w kuchni to były naprawdę trudne dni. Po co ja to robię – myślałam. W Niemczech miałam już karierę poukładaną, a teraz smażę frytki. W dodatku robię to w ramach szkolenia, nie dostaję pieniędzy, a poświęcam własny czas. Wstawałam wcześnie rano, a kładłam się często w środku nocy. Zasady działania restauracji trzeba było przecież poznać na wszystkich zmianach. Podczas szkolenia słuchałam poleceń i porad ludzi, którzy mogliby być moimi dziećmi – to też nie było łatwe do zaakceptowania.

Dałam radę, bo mi zależało. Na powrocie do Polski, na nowym życiu, na marce McDonald’s – opowiada Marzena. – A McDonald’s zaimponował mi od pierwszej minuty: eleganckim, najlepszym stoiskiem na targach franczyzowych, doskonałą organizacją pracy i niewiarygodną wprost czystością. Tu nie można podnieść niczego z podłogi, nawet jak keczup w zabezpieczonej torebce upadnie na ziemię, musi trafić do śmietnika. Mnie, żółtodzioba procedury prowadziły za rękę już od pierwszego dnia szkolenia. Instruktor plus standardy i nie ma szans, żeby pracownik pomylił dwie różne kanapki, choćby pracował pierwszy dzień.

Szarpnęła wagony

– Wygodnie jest prowadzić ten biznes, bo tu wszystko jest już wcześniej policzone, opracowane i podpowiedziane. Pracownicy restauracji już rozpoczynając zmianę, dokładnie planują, np. ile będą musieli zrobić hamburgerów, a ile cheeseburgerów między godziną 13 a 14.

Informacja z McDonald’s: „Po okresie szkoleń stanowiskowych w restauracji kandydat na licencjobiorcę rozpoczyna trening w zakresie zarządzania zmianą, monitorowania systemów sprzedaży oraz planowania jej wielkości. Każdy etap szkoleń kończy weryfikacja i egzamin. W pierwszym okresie kandydat musi zaliczyć znajomość ogólnych standardów kierowania zespołem, potem zdobyć wiedzę odpowiadającą poziomowi menedżera, na koniec poznać procedury i zasady zarządzania systemem sprzedaży”.

– Przejęliśmy funkcjonującą restaurację, znaliśmy więc specyfikę i wynik finansowy tej lokalizacji. Nie stoimy jednak w miejscu, staramy się rozwijać nasz biznes, ciągle inwestujemy. A to w reklamy na dworcu, a to w szkolenia menedżerów. Pieniądze nie muszą przyjść od razu, wiemy, że poniesione inwestycje zwrócą się w dwójnasób.

Staram się podpytać państwa Gradowskich o wysokość zysków z tego biznesu. Milczą i uśmiechają się do siebie porozumiewawczo.

I kręci się, kręci i gna coraz prędzej

Spróbujmy dojść do prawidłowej odpowiedzi: McDonald’s na Dworcu Głównym w Gdańsku jest czynny przez 20 godzin na dobę (od 5. rano do 1. w nocy), 7 dni w tygodniu. Dworzec to ruchliwe miejsce. Obsługuje ruch lokalny Szybkiej Kolei Miejskiej w Trójmieście oraz wiele połączeń dalekobieżnych. Obok przystanki komunikacji miejskiej, główna arteria miasta. Sezon wypoczynkowy trwa na Wybrzeżu od maja do września. Restauracja ma 5 stanowisk kasowych i blisko 300 metrów powierzchni sali jadalnej. Najtańsza kanapka kosztuje 3 zł, najdroższa kilkanaście, średni wartość zakupu kształtuje się na poziomie typowego zestawu. Zostaje nam postać przez dobę pod drzwiami i policzyć klientów. Od przychodów będzie trzeba odjąć koszt najmu powierzchni, płace 95 osób, koszty mediów i wartość rat kredytu. Jaki zysk wyszedł na końcu równania? Informacja z McDonald’s: „Właśnie mija 55 miesiąc nieprzerwanego wzrostu przychodów polskiej sieci restauracji McDonald’s”.

– Kto myśli o McDonald’s tylko jak o dobrej inwestycji, nigdy nie zostanie franczyzobiorcą. Nie pomogą mu nawet miliony wyłożone na stół. Przepustką do grona kilkudziesięciu polskich licencjobiorców sieci jest osobiste zaangażowanie się w prowadzenie restauracji. A także zwyczajna sympatia do marki, frytek i hamburgerów – mówi z przekonaniem pani Marzena. Właśnie je na obiad sałatkę z McDonald’s.

Arkadiusz Słodkowski


Agnieszka Turska