Waldemar Dziubiński, franczyzobiorca McDonald’s / "Jeszcze przed objęciem restauracji dostałem wszystkie dane finansowe o jej kondycji. I wszystkie się potwierdzają. Nie chcę więc robić rewolucji, bo lokal funkcjonuje bardzo dobrze, a załoga stanowi zgrany i doświadczony team".
Czwartek
23.08.2018
Waldemar Dziubiński dwa razy próbował dołączyć do sieci McDonald's. Wreszcie mu się udało i od marca jest pierwszym licencjobiorcą tej marki w Radomiu.
 

Waldemar Dziubiński wprawdzie skończył kiedyś średnią szkołę gastronomiczną, ale nie wiązał swojej przyszłości z tą branżą. Studiował ochronę środowiska, później zaczął pracować jako przedstawiciel handlowy i sprzedawał słodycze. – Siostra namawiała mnie na wyjazd do Niemiec, gdzie czekała na mnie atrakcyjna posada. Już się na to zdecydowałem, ale plany pokrzyżowała śmierć mojej mamy – wspomina dzisiaj. – Mój tata miał wówczas raczkującą firmę transportową, którą zamierzał rozwijać wspólnie z mamą. Ale po jej śmierci sam nie miał do tego głowy. Zdecydowałem, że wobec tego ja przejmę ten interes. Tata sprzedał mi jedyną ciężarówkę, jaką wtedy miał. O tym, co firma będzie transportować, zadecydował przypadek. Spotkałem człowieka, który woził do kopalni drewno na stemple. W zamian dostawał ekwiwalent w postaci węgla. Złapałem jeden taki kurs, węgiel sprzedałem później w mgnieniu oka. Kilkanaście kolejnych transportów też znalazło szybko nabywców.

Widząc, że to może być dobry biznes, Waldemar Dziubiński wynajął działkę i otworzył skład węgla. Był 2003 rok. W Radomiu konkurencja była mała, a rynek chłonny. Firma rosła, klientów przybywało z roku na rok. – Kupiłem działkę, później kolejne, wybudowaliśmy biuro i halę magazynową – wspomina Waldemar Dziubiński.

W 2015 roku hossa się skończyła, bo pojawiła się konkurencja w postaci taniego węgla, importowanego ze wschodu. Właśnie wtedy Waldemar Dziubiński po raz pierwszy pomyślał o tym, by się przebranżowić. – Już kilka lat wcześniej znajomy, który przez pewien czas pracował w McDonald's, opowiadał mi o tym, jak dobra i stabilna jest to firma, jakie daje możliwości rozwoju. Namawiał mnie, bym spróbował aplikować na franczyzobiorcę. Nie zdecydowałem się od razu, bo mój biznes akurat rozkwitał, ale ten pomysł tkwił gdzieś z tyłu mojej głowy – opowiada Waldemar Dziubiński.

Zmiana branży

Gdy w 2015 roku jego skład węgla zaczął odczuwać pogorszenie koniunktury, Waldemar Dziubiński postanowił wysłać aplikację do McDonald's. – Zadeklarowałem, że chciałbym objąć restaurację w Radomiu, bo nie byłem gotów na zmianę miejsca zamieszkania. Jednak w tym czasie McDonald's nie miał w planach przekazywania żadnej z radomskich restauracji w ręce franczyzobiorców – opowiada. – I moja aplikacja została odrzucona.

Jakby na osłodę handel węglem trochę odżył, ale nie na długo. – Zaczęła się pogarszać sytuacja na Śląsku, zamykały się kopalnie, spadło wydobycie i polskiego węgla zaczęło po prostu brakować. I wtedy nagle znalazłem ogłoszenie o spotkaniu informacyjnym, które McDonald's organizował dla kandydatów na franczyzobiorców w Radomiu i Kielcach. Pamiętam, że odbyło się 26 kwietnia 2017 roku – wspomina Waldemar Dziubiński. – Poszedłem na nie i zaraz potem wysłałem aplikację po raz kolejny.

Tym razem szczęście się do niego uśmiechnęło. Około półtora tygodnia później dostał zaproszenie na rozmowę do centrali firmy. Poszła dobrze, więc przeszedł do kolejnego etapu – czyli weryfikacji swoich możliwości finansowych. – McDonald's wymaga, by kandydat na franczyzobiorcę wchodząc do sieci, dysponował kwotą minimum 1,2 mln zł oraz potrafił udokumentować ich pochodzenie – wyjaśnia Waldemar Dziubiński. – Nie musi to być wyłącznie gotówka zdeponowana na koncie. Mogą to być ruchomości lub nieruchomości, które kandydat posiada i chce sprzedać, a uzyskane w ten sposób pieniądze przeznaczyć na zakup restauracji.

McDonald's bardzo starannie weryfikuje kandydatów na franczyzobiorców, i to już na etapie wstępnym. Do szkoleń zostają dopuszczeni tylko ci, z którymi firma wiąże konkretne plany. Dlatego już wcześniej sito kwalifikacyjne jest ostre. – Przez trzy dni pracowałem w jednej z restauracji, poznając cały system od podszewki, zarówno od strony administracyjnej, jak i operacyjnej, produkcyjnej. Miałem też spotkania z przedstawicielami centrali – opowiada Waldemar Dziubiński. – Po tych trzech dniach o kandydacie wystawiana jest opinia. Do dziś nie wiem, co było w mojej, ale po dwóch kolejnych tygodniach dostałem zaproszenie na spotkanie z zarządem.

Odbyło się rok temu, w lipcu i w jego trakcie Waldemar Dziubiński dowiedział się, że został wytypowany do objęcia jednej z radomskich restauracji. W trakcie prawie dwugodzinnej rozmowy musiał m.in. zadeklarować, co się stanie z jego dotychczasowym biznesem. – Od razu wiedziałem, że będę zajmował się wyłącznie prowadzeniem restauracji. Zdecydowałem, że skład węgla sprzedaję, co zresztą właśnie się dzieje – dodaje.
Od frytek do certyfikatu

Do objęcia własnego lokalu ze złotymi łukami nad wejściem droga była jednak jeszcze długa. Najpierw przyszłego franczyzobiorcę czekało wyczerpujące kilkumiesięczne szkolenie. Każdy kandydat musi je przejść. I nie ma się co czarować – to jest ciężka harówka. Nikt na tych szkoleniach nie traktuje kandydata jako przyszłego właściciela. Przeciwnie, musi ciężko fizycznie pracować, żeby nauczyć się o restauracji dosłownie wszystkiego. Na początek staje przy frytownicy, przez kilka godzin dziennie ucząc się smażenia frytek i związanych z tym procedur. To samo jest z grillem, składaniem kanapek, obsługą kasy, okienka dla kierowców.... – Przez pierwsze tygodnie, a nawet miesiące w ogóle nie dotyka się spraw administracyjnych – wyjaśnia Waldemar Dziubiński. – Pracowałem codziennie, jak długo się dało. Po sześć, osiem, dziewięć godzin. Dobrze, że nie musiałem tego robić nocami, bo przecież nadal prowadziłem wówczas swój skład węgla. Na szczęście zajmowała się nim żona, która od początku bardzo mnie wspierała.

Szkolenia są kilkuetapowe, poszczególne kursy kończą się egzaminami. – Materiał jest bardzo obszerny i nie ma żadnej taryfy ulgowej – podkreśla franczyzobiorca. – Musiałem m.in. przypomnieć sobie wzory matematyczne, bo na jednym z egzaminów było np. kilkanaście zadań matematycznych, oczywiście nawiązujących do pracy lokalu. Ale dla nowych kandydatów mam dobrą wiadomość – od czerwca obowiązuje nowa formuła kursów i szkoleń, w której takich zadań już nie ma.

Ostatni etap to ukoronowanie całego szkolenia – kandydat otrzymuje certyfikat, upoważniający go do bycia kierownikiem lokalu oraz ofertę odkupienia konkretnej restauracji. W grudniu ubiegłego roku Waldemar Dziubiński dowiedział się, że może zostać właścicielem lokalu z 20-letnim stażem, na radomskim osiedlu Ustronie. Oczywiście, zdecydował się bez wahania.

Przyszłość z McDonald's

Miesiąc przed datą przejęcia restauracji Waldemar Dziubiński został oficjalnie przedstawiony jej personelowi. – Choć sądzę, że już wcześniej pocztą pantoflową dotarła do nich informacja o tym, że będą mieć nowego szefa – śmieje się. – Szkolenia miałem przecież w Radomiu, a tu wieści rozchodzą się szybko. Już wcześniej wiedzieli więc, że da się ze mną żyć i pracować.

I tak w marca Waldemar Dziubiński został pierwszym franczyzobiorcą McDonald's w Radomiu. Jak mówi, ma głowę pełną
pomysłów, jak rozwijać swój nowy biznes. – Jeszcze przed objęciem restauracji dostałem wszystkie dane finansowe o jej kondycji. I wszystkie się potwierdzają. Nie chcę więc robić rewolucji, bo lokal funkcjonuje bardzo dobrze, a załoga stanowi zgrany i doświadczony team. Duża część osób pracuje tu już 10-15 lat, a jedna z pracownic nawet 20 – podkreśla. – Ale np. wymyśliłem konkursy motywacyjne dla pracowników czy darmowe posiłki dla załogi w takie dni jak niedziele niehandlowe, które dla nas oznaczają ogromny wzrost klientów i dużą ilość pracy.

Od pierwszego spotkania w McDonald's Waldemar Dziubiński nie ukrywał, że ma apetyt na więcej niż jedną restaurację z szyldem Złotych Łuków. Teraz nadal to podtrzymuje. – Starsza córka już mi zapowiedziała, że jak tylko skończy 16 lat, zaczyna pracę przy kasie w naszej restauracji. Oczywiście w wakacje, w warunkach obowiązujących dla osób nieletnich. Nie chcę wybiegać myślami za daleko w przyszłość, ale może po skończonych studiach spróbuje wspólnie ze mną poprowadzić ten biznes? – dodaje franczyzobiorca.


Waldemar Dziubiński, / Inwestycja w milionach 1,2 "Kandydat na franczyzobiorcę McDonald’s powinien dysponować kwotą co najmniej 1,2 mln zł na inwestycję".