Gastronomia lubi franczyzę
Gastronomia lubi franczyzę / Gastronomia to najsilniej reprezentowana we franczyzie branża.
Wtorek
15.10.2024
Jak zawsze branża gastronomiczna ma silną reprezentację na Targach Franczyza, które odbędą się 24-26 października w PKiN w Warszawie. Można będzie wybierać i wśród rodzimych, i wśród międzynarodowych konceptów.
 

Marki Bike Cafe i Bike Cafe Ice Cream zaliczają ten rok do bardzo udanych. – Rozwój obu marek odbywa się synchronicznie – wyjaśnia Marcin Łojewski, CEO Bike Cafe i Bike Cafe Ice Cream.

– Obecnie posiadamy w sumie 140 jednostek franczyzowych, z czego około 20 punktów to franczyza lodowa. Uważamy, że to świetny wynik, zważywszy na to, że jest to pierwszy sezon (wiosenno-letni) działalności Bike Cafe Ice Cream. Wielu naszych kawowych partnerów przystąpiło do franczyzy lodowej, uzupełniając swoją ofertę o drugi koncept, z rzemieślniczymi lodami. Dzięki temu stworzyli połączenie, które przyciąga nowych klientów.

Rowerowe kawiarnie i lodziarnie stoją w różnych lokalizacjach, przeważnie w większych i średnich miastach. Chociaż franczyzodawca zapewnia, że lody świetnie sprawdzą się też w mniejszych miejscowościach.

– Zdecydowanie najlepiej do prowadzenia obu naszych konceptów sprawdzają się zielone oazy w sercu miast – zauważa Marcin Łojewski. – Świetne przykłady to park Saski w Warszawie i Rusałka w Poznaniu.

Cena gotowej mobilnej kawiarni w wersji standard to 64,9 tys. zł netto. Natomiast elektryczny rower do podłączenia przyczepy lodowej kosztuje 11,7 tys. zł netto, a sama przyczepa z pojemnikami na lody 46,9 tys. zł netto.

– I kawiarnie, i lodziarnie są w pełni wyposażone, tak by franczyzobiorca mógł od razu wystartować – podkreśla Marcin Łojewski. – Doświadczenie w produkcji mobilnej kawiarni pozwala nam na skrócenie czasu oczekiwania na rower do trzech tygodni od momentu podpisania umowy. Mobilną lodziarnię budujemy również szybko, ale kolejka oczekujących sprawia, że czas jest nieco dłuższy i wynosi około czterech tygodni. 

Franczyzobiorcy biorą udział w szkoleniach, które obejmują aspekty techniczne związane z obsługą sprzętu, obsługą klienta, zarządzaniem zespołem, przygotowaniem kawy zgodnie ze standardami marki. Mają dostęp do systemu, który pozwala im monitorować kluczowe wskaźniki działalności, takie jak sprzedaż, koszty, marża itp. Franczyzodawca pomaga im w wyborze optymalnej lokalizacji dla punktu, w uzyskaniu wymaganych zezwoleń. Dostarcza gotowe narzędzia marketingowe, takie jak materiały reklamowe i profile w mediach społecznościowych, organizuje regularne akcje promocyjne, które mają pomóc zwiększyć sprzedaż i przyciągnąć nowych klientów.

Centrala zapewnia, że mobilne kawiarnie mogą działać przez cały rok, nie tylko w sezonie wiosenno-letnim.

– Nasza mobilna kawiarnia posiada system osłon zimowych i możliwość ogrzewania, co pozwala prowadzić działalność nawet w zimowe dni. Posiadając dodatkowo mobilną lodziarnię, można skalować biznes, łącząc w okresie wiosna-lato lody i kawę w jeden biznes – wyjaśnia Marcin Łojewski. 

Zyski z bubble tea 

Rynek bubble tea w Polsce coraz bardziej się nasyca, ale popularność produktu nadal jest wysoka.

– Rozwój sieci w Polsce w 2024 nieco zwolnił, co jest spowodowane malejącą liczbą dostępnych galerii handlowych i odpowiednich miejsc pod nasz biznes – nie ukrywa Jakub Woźniczka, franchise menedżer Crazy Bubble. – Ale przy umiejętnym podejściu cały czas udaje się znaleźć nowe, godne uwagi lokalizacje. Na przyszły sezon planujemy również nowy format, który jeszcze bardziej zwiększy dostępność naszych produktów w mniejszych lokalizacjach. Wolniejsze tempo otwierania nowych lokali w Polsce dało nam przestrzeń na rozwój na innych płaszczyznach, tj. m.in.  doskonalenie działań marketingowych czy dalsza ekspansja na rynki zagraniczne. W 2024 r. udało nam się pozyskać dwa nowe rynki – Chorwację i Portugalię. 
Crazy Bubble ma obecnie 210 punktów, ok. 30 otwarto w tym roku. Marka rozwija trzy formaty: wyspa handlowa, lokal w galerii lub przyuliczny lokal stacjonarny.

– Obecnie skupiamy się na uzupełnieniu luk lokalizacyjnych w Polsce, a także na rozwoju rynków zagranicznych – mówi Jakub Woźniczka.
Koszt inwestycji to około 70 tys. zł netto. W tej kwocie zawierają się projekty i wizualizacje, meble, wyposażenie i branding – czyli gotowy do pracy punkt sprzedaży. Nie ma żadnej opłaty wstępnej. Stała miesięczna opłata franczyzowa to 1 tys. zł netto.

Przed rozpoczęciem współpracy centrala pomaga dobrać odpowiednią lokalizację, sprawdzić umowy najmu, świadczy bezpłatne usługi doradcze w zakresie współpracy z galeriami handlowymi. Zajmuje się również przygotowaniem kompleksowego projektu i stworzeniem wyspy/lokalu (łącznie z dostarczeniem mebli oraz sprzętu). Organizuje bezpłatną akcję marketingową na otwarcie. Franczyzobiorca i jego pracownicy przechodzą szkolenia.

– W trakcie trwania współpracy franczyzobiorcom przysługuje pełne wsparcie w każdym zakresie, m.in techniczne, marketingowe, prawne, operacyjne. Jako franczyzodawca dostarczamy również 100 proc. półproduktów oraz zapewniamy audyty punktów – wylicza Jakub Woźniczka. – Należy również wspomnieć o silnej promocji całej marki, co czyni ją najbardziej rozpoznawalną marką bubble tea w Polsce i przekłada się na wzrost sprzedaży w poszczególnych lokalizacjach.
Jak zapewnia licencjodawca, punkt zarabia już od dnia otwarcia.

– Przychody w punktach zależne są od lokalizacji i wahają się od 40 do nawet ponad 200 tys. zł miesięcznie – informuje Jakub Woźniczka. – Dzięki rozbudowaniu  menu (np. wprowadzenie napoi ciepłych do oferty jesienno-zimowej) oraz silnemu marketingowi marki zanika też sezonowość. Teraz spadek przychodów zimą względem lata średnio nie przekracza już 20 proc.  

Większość franczyzobiorców Crazy Bubble posiada więcej niż jeden lokal. Rekordzista ma ich ponad 20.

Licencja na złote łuki 

McDonald's to marka znana na całym świecie. Kluczem do sukcesu jest jej model biznesowy, oparty na franczyzie. Sieć restauracji doskonali go już od ponad 70 lat, dostosowując się jednocześnie do zmieniającego otoczenia biznesowego. Od 30 lat McDonald’s z sukcesem rozwija się w Polsce. Obecnie w kraju działa ponad 560 restauracji, które prowadzone są przez niemal 100 franczyzobiorców.

– Fundamentem rozwoju marki są licencjobiorcy. McDonald’s tworzy dla nich przedsiębiorczą przestrzeń współpracy, by wzmacniać ich w roli liderów i wspierać w budowaniu skali biznesu. Dobór odpowiednich partnerów jest więc dla nas kluczowy – mówi Marek Mikusek, franchising director McDonald's Polska. – Strategia marki na lata 2024-2026 zakłada zwiększenie liczby otwieranych restauracji – większość z nich otworzą właśnie franczyzobiorcy.

Docelowo McDonald’s chce, aby struktura marki była w 95 proc. oparta na restauracjach licencyjnych. Sprawdzona formuła modelu franczyzowego McDonald’s przynosi znaczące korzyści dla partnerów. Franczyzobiorcy zyskują możliwość prowadzenia restauracji pod szyldem znanej, globalnej marki, mają dostęp do sprawdzonych procedur operacyjnych, wieloletniego know-how, a także zaufanych dostawców. Kto może więc zostać franczyzobiorcą?

– Idealny profil licencjobiorcy McDonald's to nowoczesny przedsiębiorca, który rozumie znaczenie doświadczenia, zadowolenia i lojalności zarówno gości, jak i pracowników – podkreśla Marek Mikusek. – Ma kompetencje liderskie, chce i potrafi inwestować w rozwój i motywację zespołu oraz posiada kompetencje wykonawcze, a także strategiczne, umożliwiające rozwój własnej firmy.
Preferowane są osoby, które już prowadziły własny biznes lub pracowały w usługach czy dużych korporacjach i mają doświadczenie w zarządzaniu minimum kilkunastoosobowym zespołem. System McDonald’s oparty jest na ludziach – przede wszystkim pracownikach. Odpowiednio dobrany zespół pozwala organizacji franczyzowej dynamicznie się rozwijać, a licencjobiorcy skalować swoją działalność. McDonald’s oczekuje także od franczyzobiorców, że będą aktywnie zaangażowani w codzienną pracę restauracji. Osoby zainteresowane franczyzą McDonald’s przechodzą szkolenie praktyczne i teoretyczne, które trwa od dziewięciu do dwunastu miesięcy. Jego program zakłada poznanie wszystkich stanowisk w strukturze organizacyjnej restauracji, co pozwala poznać ten biznes „od kuchni”. 

Umowa franczyzy podpisywana jest z reguły na 20 lat i wymaga inwestycji ok. 5,5 mln zł, z czego minimum 25 proc. wartości wyposażenia lokalu powinno pochodzić ze środków własnych. Reszta może być sfinansowana z kredytu. W szczególnych przypadkach wymagana kwota środków własnych może być niższa, najważniejsze jest wysokie dopasowanie kandydata do roli franczyzobiorcy i odpowiednia motywacja.

Czekolada z tradycjami

Pierwszą pijalnię czekolady pod szyldem E.Wedel otwarto pod koniec XIX wieku. Dziś marka ma 16 franczyzowych pijalni, 18 własnych, sklep internetowy oraz Pijalnię Czekolady E.Wedel w formacie mini w Muzeum Fabryka Czekolady E.Wedel, która otworzyła się na początku września. Pijalnie powstają w największych polskich miastach, liczących od 100 tys. mieszkańców lub w miejscowościach atrakcyjnych wypoczynkowo i turystycznie.

– Preferujemy lokalizacje przyuliczne, najlepiej z ogródkiem, który mógłby funkcjonować zarówno latem, jak i zimą, ale jesteśmy otwarci na różne inne ciekawe propozycje ze strony przyszłych partnerów biznesowych – mówi Daniel Kucharski, prezes spółki Pijalnie Czekolady. – Część lokalizacji Pijalni Czekolady E.Wedel funkcjonuje również w centrach handlowych, ale z naciskiem na zachowanie wyjątkowego klimatu. Są to lokale autonomiczne, w których można spędzić czas identycznie, jak w lokalizacjach przyulicznych, odpoczywając od zgiełku centrum handlowego. Obawiamy się, że food court zabierze magię i wyjątkowość, która jest obecna w każdym z naszych lokali. 

Pijalnie Czekolady E.Wedel to lokale wymagające 100-150 mkw. powierzchni. Jednak we wspomnianym Muzeum Fabryki Czekolady E.Wedel powstał też nowy mniejszy format – Pijalnia Czekolady E.Wedel, która funkcjonuje raczej w opcji na wynos, ale z dostosowaniem do szybkiej konsumpcji na miejscu.
Budżet potrzebny na inwestycję to minimum 800 tys. zł. Opłata licencyjna jest zależna od obrotu i płatna kwartalnie.

– Dzielimy się doświadczeniem i sprawdzonym know-how. Oferujemy szkolenia, corocznie rozwijamy ofertę, wypracowujemy materiały marketingowe – wylicza Daniel Kucharski. – Pomagamy w znalezieniu odpowiedniej lokalizacji, opracowaniu projektu architektonicznego wraz z pracami adaptacyjnymi, rekrutacji i szkoleniu pracowników, wdrożeniu oprogramowania, otwarciu i w pierwszych chwilach pracy lokalu. Jesteśmy też do dyspozycji franczyzobiorcy po otwarciu: oferujemy stałe wsparcie, doradztwo oraz kontrole jakościowe i operacyjne, a także silnie wspieramy swoją markę marketingowo, dostarczając gotowe działania promocyjne i materiały sprzedażowe. 

Franczyzodawca zastrzega, że nie podejmuje współpracy z każdym zainteresowanym.

– Musimy mieć poczucie dużego prawdopodobieństwa, że partner sobie poradzi, ma odpowiednie środki i odpowiednią lokalizację. Są to kluczowe czynniki pozwalające osiągnąć sukces, a sukces naszych partnerów jest dla nas priorytetowy – podkreśla Daniel Kucharski.

Pomysł z Dubaju

Robo Chef to urządzenie przygotowujące posiłki w sposób, który wymaga jak najmniejszej pomocy i ingerencji człowieka, wyposażone w funkcje sztucznej inteligencji.

– To coś w rodzaju automatycznego woka, wygląda jak piec – wyjaśnia Bartek Szczudłowski, wiceprezes Robo Chef na Europę. – Wystarczy wrzucić do niego podstawowe składniki potrawy. Maszyna ma pojemniki na sos i przyprawy, które sama dozuje, na podstawie wbudowanego przepisu. Wszystko jest przygotowywane na świeżo, w obecności klienta. Potrawa jest smażona w 400 stopniach, całość trwa 3,5 minuty. W menu są głównie potrawy na bazie ryżu i makaronu, a więc przede wszystkim kuchnia azjatycka i włoska. Co ważne, przepis wprowadzony w jednej maszynie dostępny jest automatycznie we wszystkich urządzeniach, w każdym lokalu i miejscu na świecie. 

Co w takim razie w lokalu robi człowiek?

– Przyjmuje zamówienie i zapłatę – uśmiecha się Bartek Szczudłowski. – Klient mówi, jakie składniki chce dodać do danej potrawy. Pracownik wkłada je do urządzenia, które przygotowuje danie i nakłada na wstawiony wcześniej talerz. 
Pomysł narodził się w Dubaju. Dziś pod szyldem Robo Chef działają restauracje w Singapurze, Indiach, Stanach Zjednoczonych, teraz chce wejść także na rynek polski i francuski.

– Chcemy otwierać restauracje pod szyldem Robo Chef, nie sprzedajemy urządzeń – podkreśla Bartek Szczudłowski. 
Obecnie marka przygotowuje się do otwarcia pokazowej restauracji we Włocławku. Tutaj będzie się mieścić też centrum serwisowe na całą Europę. Restauracje można otwierać w różnych lokalizacjach, także w food courtach, można też uruchomić food truck. Franczyzobiorca wynajmuje maszyny od centrali. Franczyzodawca zaleca, aby w lokalu było ich przynajmniej trzy. Kaucja za jedną to 5 tys. euro, w tym jest obsługa serwisowa. – Kaucję zwracamy, po potrąceniu kosztów amortyzacji po zakończeniu współpracy – dodaje Bartek Szczudłowski. 

Marka nie pobiera w tej chwili opłaty wstępnej. Opłata miesięczna to 3 proc. od obrotu.
Robo Chef najbardziej nastawia się na rozwój w średniej wielkości miastach.

– Na takich rynkach łatwiej się wybić, łatwiej dotrzeć do klientów z przekazem marketingowym – uzasadnia Bartek Szczudłowski. – Choć nie wykluczamy żadnych lokalizacji. Szukamy entuzjastów, którzy zapalą się do tego pomysłu. Liczymy na ludzi młodych, bo wymagania finansowe na start biznesu nie są wysokie. 

Własny Subway 

Subway ma na świecie ponad 42 tys. restauracji. W Polsce jest ich 173, z czego 63 należą do indywidualnych franczyzobiorców. Pozostałe są zarządzane przez sieci stacji paliw MOL i AMIC.

– W 2024 roku udało nam się otworzyć już sześć nowych placówek, co w świetle wyzwań makro świadczy o sile naszego brandu – komentuje Piotr Bruździak, business developer Subway Polska. – Każda nowa lokalizacja jest dobierana niezwykle starannie pod względem trafficu, ekspozycji brandu oraz przede wszystkim dostępności dla klientów. Uważamy, że Polska ma jeszcze potencjał na kolejnych kilkadziesiąt restauracji. Mimo trudnych warunków ekonomicznych, wiele osób poszukuje sprawdzonych konceptów, które pozwalają na relatywnie szybkie osiągnięcie rentowności.

Marka najchętniej lokuje swoje restauracje w centrach handlowych, przy stacjach paliw i w innych miejscach o dużym natężeniu ruchu. Wysokość inwestycji zależy m.in. od wielkości lokalu czy jego lokalizacji. Średni koszt oscyluje w granicach 700 tys. zł i obejmuje projektowanie wnętrza, wyposażenie lokalu, zakup niezbędnych urządzeń, a także opłaty licencyjne i początkowe zatowarowanie. 
Wstępna opłata za licencję to 15 tys. euro. Poza tym franczyzobiorcy są zobowiązani do cotygodniowych opłat licencyjnych oraz marketingowych, które wynoszą w sumie 12,5 proc. od przychodów brutto.

– Te opłaty pomagają utrzymać wysoką jakość usług i są przeznaczane na promocję marki na rynku – uzasadnia Piotr Bruździak.

Franczyzodawca pomaga m.in. w wyborze i adaptacji lokalu, oferuje szkolenia dla pracowników oraz menedżerów, a także dostarcza narzędzia online do zarządzania operacyjnego. W trakcie trwania umowy franczyzowej gwarantuje bieżące wsparcie operacyjne, marketingowe i technologiczne.

– Od kandydatów na franczyzobiorców oczekujemy zaangażowania w rozwój biznesu, umiejętności zarządzania zespołem oraz gotowości do przestrzegania standardów marki. Wymagane jest również posiadanie odpowiedniego kapitału własnego na inwestycję. Szukamy osób, które podzielają nasze wartości i są gotowe na długofalową współpracę – dodaje Piotr Bruździak.

Rentowność biznesu, jak podkreśla franczyzodawca, zależy od wielu czynników, w tym lokalizacji, efektywności zarządzania i warunków rynkowych. W większości przypadków franczyzobiorcy osiągają zwrot z zainwestowanego kapitału maksymalnie po trzech latach. Chociaż w lokalizacjach o największym natężeniu ruchu może to nastąpić nawet po 14-15 miesiącach.

– Średnie przychody miesięczne różnią się w zależności od lokalizacji restauracji, wielkości rynku oraz sezonowości. Uśredniając, może to być ok. 100 tys. zł – mówi Piotr Bruździak. – W przypadku lokalizacji o największym natężeniu ruchu wyniki restauracji mogą jednak być znacznie wyższe.