Państwo Kociszewscy w 2012 roku postanowili otworzyć franczyzowy sklep sieci Grene. Jego oferta jest bardzo szeroka: są tu i części do maszyn rolniczych, i odzież robocza, i asortyment hydrauliczny, i sprzęt ogrodniczy i wiele innych rzeczy.
Sobota
08.10.2016
Barbara Kociszewska razem z mężem prowadzą nie tylko 130-hektarowe gospodarstwo, ale też sklep sieci Grene, w którym zaopatrują się okoliczni rolnicy.
 

Gospodarstwo rolne jest najczęściej dziedziczone po rodzicach. Ale w przypadku Barbary i Rafała Kociszewskich było inaczej.
– Sami zdecydowaliśmy, że to będzie nasz sposób na życie – opowiada Barbara Kociszewska. – Kupiliśmy gospodarstwo, później je powiększaliśmy. Dziś mamy 130 hektarów, na których uprawiamy zboża, rzepak.
Już same 130 ha to dużo pracy, ale państwo Kociszewscy chcieli rozszerzyć działalność. Zajęli się dodatkowo handlem maszynami rolniczymi. A w 2012 roku postanowili otworzyć franczyzowy sklep sieci Grene. Jego oferta jest bardzo szeroka: są tu i części do maszyn rolniczych, i odzież robocza, i asortyment hydrauliczny, i sprzęt ogrodniczy i wiele innych rzeczy. Wprawdzie Kłódka, w której mieszkają franczyzobiorcy Grene, to niewielka miejscowość, ale klientów nie brakuje.
– Kujawsko-pomorskie to tereny rolnicze – tłumaczy franczyzobiorczyni Grene. – W okolicy są zarówno duże kilkusethektarowe gospodarstwa, jak i takie 20-hektarowe. Klientów mamy więc dużo. Teraz, gdy nadchodzi zima, pracy będzie nieco mniej, chociaż w asortymencie są też produkty potrzebne przez cały rok. Natomiast od wiosny do września ruch jest największy.

Otwarci dla klientów

W tej chwili sieć Grene ma 93 sklepy własne i 43 franczyzowe. Ten rok planuje zamknąć w sumie liczbą 10 otwarć, a umów na kolejne placówki ma podpisanych drugie tyle. Franczyza Grene to raczej nie jest propozycja dla dużych miast.
– Nasi klienci nie będą jechać do centrum 200-tysięcznego miasta – przyznaje Leszek Niewiedziała, odpowiedzialny z rozwój sieci franczyzowej Grene. – Choć lokalizacja na obrzeżach już jest dogodna. Sklepy sprawdzą się również dobrze w 30- czy 50-tysięcznych miastach, czy nawet kilkutysięcznych miejscowościach. Ważne by wokół były tereny rolnicze. Choć w ofercie mamy także dużo produktów uniwersalnych, dla działkowców, właścicieli domków jednorodzinnych. Dobre są lokalizacje w pobliżu stacji benzynowych, marketów budowlanych, czy też sklepów konkurencji, bo to wcale nie wpływa źle na sprzedaż.

Na sklep potrzebny jest lokal o wielkości minimum 200 m2. Obok musi być parking. Wyposażenie kosztuje ok. 100-120 tys. zł. Zatowarowanie to też spory wydatek, rzędu 300 tys. zł. Do tego należy doliczyć 20 tys. zł opłaty licencyjnej. Zwrot z inwestycji, według szacunków franczyzodawcy, następuje po około trzech latach.
– My zainwestowaliśmy w budowę własnego budynku. Owszem, był to wydatek, ale teraz nam się to zwraca i nie musimy co miesiąc płacić czynszu za najem – dodaje Barbara Kociszewska.
Sklep stoi obok domu franczyzobiorców, więc klienci wiedzą, że mogą zostać obsłużeni nawet poza godzinami otwarcia, wystarczy zadzwonić do drzwi właścicieli. Bywa, że w szczycie sezonu przychodzą nawet o godz. 4 czy 5 rano – w rolnictwie to wcale nie jest dziwna pora.
– Musimy być elastyczni i otwarci na potrzeby klientów – zauważa franczyzobiorczyni Grene. – Choć sklep jest w małej miejscowości, to jednak ludzie do nas dojeżdżają, bo wiedzą, że po pierwsze zawsze zostaną obsłużeni, a po drugie znajdą tu wszystko, co potrzebne. W sezonie towar uzupełniamy codziennie.