Poniedziałek
06.01.2020
W co zainwestować – czy warto porzucić ciepły etat i wybrać własną firmę? Podpowiadamy, jaki biznes najlepiej otworzyć w 2020 roku.
 

Samo podjęcie decyzji o wyborze branży, w którą chcemy zainwestować, nie jest łatwe. Kandydaci na przedsiębiorców poświęcają wiele godzin na rozważania, jaki biznes może przynieść im pewny zarobek. Rynek ma to do siebie, że bywa zmienny. Coś, co jeszcze rok temu przynosiło duże zyski, teraz może być tylko źródłem strat i kłopotów – bo rynek zbytnio się nasycił, bo zmieniły się gusta klientów, bo zmianie uległa ogólna sytuacja gospodarcza. Warto więc dobrze rozważyć, w jaką firmę zainwestujemy zaoszczędzone pieniądze. 

W artykule przedstawiamy:

  1. Jak otworzyć kawiarnię
  2. Czy każdy może mieć Pijalnię Czekolady E.Wedel
  3. Zarabiamy na pieczeniu ciast bez cukru i glutenu
  4. Czy warto prowadzić restaurację sushi
  5. Jak rozpocząć wege biznes
  6. Czy pizzeria się opłaca?
  7. Jaką pizzerię wybrać?
  8. Czy biznes kurierski ma dobre perspektywy
  9. Jak otworzyć szkołę językową
  10. Pomysł na biznes fryzjerski
  11. Jak otworzyć biznes kosmetyczny
  12. Biznes na fotodepilacji
  13. Otwieramy mydlarnię
  14. Franczyza w branży moda
  15. Inwestujemy w sklep z wyposażeniem wnętrz
  16. Czy klub fitness się opłaca?
  17. Zakładamy park trampolin
  18. Jak zarabiać na sprzedaży karmy dla zwierząt
  19. Uruchamiamy wypożyczalnię pojazdów elektrycznych na minuty
  20. Zarabiamy na automatach vendingowych
  21. Gdzie znaleźć 350 innych pomysłów na biznes?

JAK OTWORZYĆ KAWIARNIĘ

Z raportu Cafe Monitor wynika, że Polacy zazwyczaj piją trzy kawy dziennie. Najczęściej ciągle w domu, ale coraz częściej też poza nim. Przebadane na potrzeby raportu osoby najczęściej piją kawę na mieście kilka razy w tygodniu. Co dziesiąty robi to codziennie. Kawiarnia to marzenie wielu osób, które planują własny biznes. Pytanie, czy łatwo znaleźć swoje miejsce na rynku, na którym jest już tyle krajowych i międzynarodowych sieci? Rozwiązaniem może być otwarcie własnej kawiarni, ale pod znanym franczyzowym szyldem. Taką propozycję ma np. koncept So! Coffee. Kawiarnie tej sieci rocznie obsługują ponad 2 mln gości. Koncept należy do międzynarodowej grupy Lagardere Travel Retail, która ma w swoim portfolio również takie marki, jak sieci saloników prasowych Inmedio i Relay. W Polsce pod szyldem SO! COFFEE działają 54 kawiarnie: w galeriach handlowych, przy głównych ulicach, deptakach, na dworcach i lotniskach. Marka rozwija się również w Czechach, we Francji, w Rumunii i Hiszpanii.

– Ludzie częściej korzystają z usług gastronomicznych poza domem, coraz więcej osób pracuje mobilnie, kawiarnie są często miejscem spotkań nie tylko towarzyskich, ale także biznesowych – mówi Grzegorz Łyczak, zastępca dyrektora operacyjnego Lagardere Travel Retail.

Kawiarnie SO! COFFEE można otworzyć w dwóch formatach: jako wyspę handlową lub lokal stacjonarny. Całkowita kwota inwestycji składa się z dwóch części. Pierwsza to rozwiązania technologiczne, ekspres do kawy, meble ruchome, oświetlenie, sprzęt IT, drobne wyposażenie. Wszystko to kosztuje około 200 tys. zł netto. Większość wymienionych pozycji można finansować leasingiem. Natomiast gotówka potrzebna jest na pozostałą część, czyli pokrycie kosztów szeroko rozumianych prac budowlano-instalacyjno-wykończeniowych. Tutaj koszt wynosi około 2,4 tys. zł netto za 1 m2.

Jednorazowa opłata licencyjna to 30 tys. zł. Wsparcie franczyzodawcy obejmuje m.in. przygotowanie projektów budowlanych, technologicznych i aranżacyjnych; trwające blisko miesiąc szkolenia dla franczyzobiorcy i jego pracowników (produktowe, sprzedażowe, administracyjne); dokumentację i szkolenie z zakresu HACCP; wyposażenie lokalu w cały potrzebny sprzęt, od autoryzowanych dostawców.

– Przedstawiciel centrali: kierownik regionalny, trener lub wyznaczony pracownik sieci jest też przez kilka dni w lokalu, bezpośrednio przed otwarciem i później – podkreśla Grzegorz Łyczak. – Na otwarcie przygotowujemy również akcję promocyjną oraz pokrywamy koszty materiałów marketingowych na sezonowe kampanie w pierwszym roku funkcjonowania kawiarni.

W tym roku marka przeprowadziła metamorfozę jednej ze swoich kawiarni, w Outlet Factory na warszawskim Annopolu. Obecnie to wizytówka sieci, która ma wyznaczać kierunek jej rozwoju.

– Do wyposażenia i wystroju wnętrza dodaliśmy meble tapicerowane z przewagą kanap i foteli. Zastosowaliśmy różnorodne faktury, naturalne, szlachetne ekologiczne materiały, takie jak korek, kamień, drewno, metal – opisuje Grzegorz Łyczak. – Jest też wiele udogodnień dla osób niepełnosprawnych, m.in. duże przestrzenie między stolikami, ułatwiające dostęp osobom na wózkach inwalidzkich, piktogramy na witrynie szklanej oraz stołach, sygnalizujące miejsca przeznaczone dla osób niepełnosprawnych, uchwyty na kule dla osób starszych, także udogodnienia dla niedosłyszących.

Miesięczna opłata franczyzowa w sieci So! Coffee wynosi 5 proc. od sprzedaży netto (nie mniej niż 2 tys. zł).

CZY KAŻDY MOŻE MIEĆ PIJALNIĘ CZEKOLADY WEDLA?

Pijalnie czekolady w Polsce jednoznacznie kojarzą się z marką E.Wedel. Obecnie pod szyldem Wedla działa ich 30, z czego 12 to lokale franczyzowe. Licencjodawca zapewnia, że pijalnie sprawdzają się w różnej wielkości miastach.

– W dużych miastach oczywiście powinny być położone blisko miejsc turystycznie atrakcyjnych, wypoczynkowych lub tam, gdzie przebywa bardzo dużo ludzi, np. dlatego, że są w drodze z pracy do domu lub na zakupach – wyjaśnia Daniel Kucharski, prezes Pijalni Czekolady E.Wedel. – Im mniejsze miasto, tym bardziej liczą się dodatkowe czynniki, które zwiększają obecność gości w okolicy. W przypadku małych miast stawiamy na miejscowości o charakterze wypoczynkowym lub turystycznym. Wtedy bardzo ważne jest położenie w najatrakcyjniejszym punkcie takiej miejscowości.

Lokal musi mieć minimum 90 m2. Mile widziane jest miejsce na ogródek sezonowy. Wszystkie pijalnie muszą zostać zaaranżowane według tych samych wzorów i standardów. Wnętrza utrzymane są w ciepłym klimacie, dużo w nich elementów drewnianych. – Standardy wykończenia wnętrz partner franczyzowy otrzymuje po podpisaniu umowy. Franczyzobiorcy otrzymują dostęp do wynegocjowanych przez nas warunków na zakup urządzeń, mebli i usług w zakresie projektowania czy adaptacji lokalu – dodaje Daniel Kucharski. – Gwarantujemy także wsparcie merytoryczne przy tworzeniu projektu technologicznego. Pomagamy na każdym etapie przygotowywania lokalu. Doradzamy przy pierwszych zamówieniach towaru. Nasz opening team jest na miejscu w pierwszych dniach otwarcia pijalni.

Koszty inwestycji to standardowo wydatek do 800 tys. zł (łącznie z początkowym zatowarowaniem). Ostateczna kwota zależy oczywiście m.in. od wyjściowego stanu lokalu, jego wielkości. Jednorazowa opłata wstępna wynosi 20 tys. zł. Natomiast bieżąca opłata franczyzowa jest płatna kwartalnie i jest liczona w procentach od obrotu. Licencjobiorcy i ich pracownicy są szkoleni zarówno w Warszawie, w pracowni szkoleniowej Wedla, jak i na miejscu w otwieranym lokalu.

W menu pijalni jest oczywiście czekolada do picia, kawy, desery, lody oraz oferta detaliczna produktów sklepowych, np. praliny, bombonierki.

– Budując ofertę, mamy na względzie wszystkie grupy konsumentów – podkreśla Daniel Kucharski. – W pijalni znajdą coś dla siebie i turysta, i rodziny z dziećmi, goście zainteresowani zjedzeniem czegoś smacznego, jak również tacy, którzy się spieszą i szybko chcą wziąć coś na wynos.

Franczyzobiorcy nie muszą osobiście prowadzić Pijalni Czekolady Wedla, mogą powierzyć to zadanie menedżerowi. – Partnerów franczyzowych dobieramy jednak bardzo rozważnie – dodaje Daniel Kucharski. – Staramy się też tak planować roczną liczbę otwarć, aby być w stanie skutecznie wesprzeć partnerów we wszystkich przygotowaniach.

ZARABIAMY NA PIECZENIU CIAST BEZ CUKRU I GLUTENU

Słodycze, które smakują nie gorzej, niż te z cukierni, ale nie zawierają cukru i złych kalorii, to pomysł na biznes pod marką Fit Cake.

Rafał Kościuk, właściciel i twórca marki mówi, że idea tego biznesu zrodziła się z pasji jego partnerki, Eweliny Choińskiej, która jest zawodniczką fitness. Trenuje pięć razy w tygodniu, startuje w zawodach, pokazach i ma na swoim koncie liczne sukcesy.

– Taka pasja pociąga za sobą rygory dotyczące odżywiania, które w dłuższej perspektywie stają się stylem życia. Ewelina od dawna pasjonuje się kreowaniem zdrowych potraw. Ma też niesamowitą zdolność odtwarzania popularnych smaków przy pomocy zdrowych, nieprzetworzonych składników mówi Rafał Kościuk. Dodaje, że kiedy pasja jego partnerki stała się również jego stylem życia, zdał sobie sprawę, że to byłby dobry pomysł na biznes. Pierwsza „nie-cukiernia” Fit Cake powstała w 2016 roku. Dziś pod tym szyldem działa 13 placówek.

Fit Cake to niewielki lokal połączony z zakładem produkcyjnym, lokalna manufaktura bez przemysłowych maszyn. Tu wytwarza się wszystkie ciasta, torty, batony, przygotowuje desery, śniadania i inne gotowe dania. Rafał Kościuk twierdzi, że biznes stale się rozwija, gdyż grupa docelowa jego konceptu stale rośnie. 

– Naszych klientów można podzielić na kilka grup  mówi franczyzodawca Fit Cake. – Pierwsza to osoby z alergiami, chorobami i nietolerancjami pokarmowymi, które tylko u nas bezpiecznie mogą zjeść np. rurkę z kremem. Druga to ludzie aktywni, dbający o sylwetkę, makroskład posiłków. Trzecią stanowią świadomi rodzice, którzy nasze produkt kupują dla dzieci.

Sprzedaż na miejscu w lokalu i realizacja zamówień klientów to nie jedyna możliwość zarabiania we franczyzie Fit Cake. Przedsiębiorcy mogą dystrybuować też swoje wypieki poprzez sklepy ze zdrową żywnością czy dostarczać je do siłowni. – Franczyzobiorca, który ma już stacjonarną „nie-cukiernię” z zakładem produkcyjnym może też otworzyć dodatkowo wyspę w galerii handlowej  dodaje Rafał Kościuk.

Według filozofii firmy, Fit Cake to nie tylko biznes, ale też styl życia. Franczyzodawca nie oczekuje, że każdy franczyzobiorca będzie sportowcem. Dodaje jednak, że niektórzy z licencjobiorców zmienili swój sposób odżywiania pod wpływem franczyzy, w którą zainwestowali.

 Nie trzeba być wykwalifikowanym cukiernikiem, aby poprowadzić Fit Cake podkreśla Kościuk. – Tak naprawdę to biznes dla każdego. Mamy wśród franczyzobiorców pracowników korporacji, księgową czy przedsiębiorców, którzy mają też inne biznesy.

Placówki marki działają zarówno w mniejszych miastach np. w Skierniewicach, jak i w aglomeracjach typu Warszawa. Do uruchomienia Fit Cake przyszły franczyzobiorca będzie potrzebował lokalu o wielkości mniej więcej 70 m2, najlepiej w centrum miasta, z dostępem do parkingu. Wysokość inwestycji franczyzodawca szacuje na ok. 1 tys. zł za 1 m2. Opłata za przystąpienie do sieci wynosi 30 tys. zł

CZY WARTO PROWADZIĆ RESTAURACJĘ SUSHI

Sushi ma w Polsce wierną grupę zwolenników, która stale rośnie, pomimo że restauracje tego typu nie należą do najtańszych. Koncept Sushi Royal postanowił uczynić sushi dostępnym dla szerszej grupy klientów.

– Nasz koncept wypełnia niszę pomiędzy drogimi restauracjami, a sklepami wielkopowierzchniowymi, w których kupujemy sushi z chłodni z 14-dniowym terminem przydatności do spożycia – podkreśla Renata Kiraga, dyrektor ds. ekspansji spółki JFP, franczyzodawcy marki Sushi Royal. – Chcemy podbić serca Polaków szybkim, smacznym i co najważniejsze atrakcyjnym cenowo produktem.

Pod szyldem Sushi Royal powstają restauracje wyspowe w galeriach handlowych, w których dzięki otwartej kuchni klient może obserwować proces przygotowywania dań. Działa ich już 30, a kolejne siedem jest w trakcie przygotowań.

– Startowaliśmy prawie cztery lata temu, powoli rozwijając nasz koncept, usprawniając jego funkcje poprzez rozbudowę zaplecza technologicznego i stale poprawiając estetyczne walory naszych lokali – opowiada Renata Kiraga. – Dzięki temu udało się zbudować rolls royce’a wśród restauracji wyspowych.

Trzeba zaznaczyć, że choć format wyspowy jest wiodący, to koncept występuje także w modelu zamkniętych restauracji, również w galeriach. Generalnie lokale powstają raczej w dużych miastach, choć Sushi Royal nie wyklucza też mniejszych rynków.

– Na razie najmniejsze miasta, w jakich mamy placówki franczyzowe, to np. Olsztyn, Toruń, Opole – wylicza Renata Kiraga. – Jednak nie stawiamy sobie żadnych ograniczeń. Tak naprawdę wybór miasta zależy od jego potencjału, możliwości i preferencji zakupowych klientów, pozycji rynkowej danej galerii handlowej. Współpracujemy z dużą amerykańską firmą, zajmującą się komercjalizacją galerii na całym świecie, która robi dla nas research wśród obiektów na wskazanym przez licencjobiorcę terenie. Później pokazujemy nasze propozycje franczyzobiorcy, wskazując tę, która naszym zdaniem jest najlepsza. Jeśli jednak partner dobrze zna lokalny rynek, sam może również wskazać własne propozycje. Pomagamy także w negocjowaniu warunków najmu.

Franczyzodawca bierze na siebie cały proces, związany z powstaniem restauracji: od przygotowania wskazań lokalizacyjnych, przez projektowanie, wykonanie, montaż wyspy i wyposażenia aż po odbiór sanepidowski. Franczyzobiorca dostaje klucze do gotowego lokalu. Zwykle od dnia podpisania umowy do tego momentu mijają 2-3 miesiące.

Koszt restauracji wynosi 180 tys. zł netto. Jej powierzchnia waha się od 18 do 20 m2. Jeśli mieści się poza strefą food court, obok jest aranżowana strefa stolikowa dla klientów.

W trakcie trwania budowy stoiska franczyzobiorca i jego pracownicy przechodzą szkolenia, zarówno z przygotowywania sushi, obsługi klienta, jak i pracy z gastronomicznym systemem operacyjnym. Na jednej zmianie na wyspie pracują zwykle dwie osoby, a w weekendy, gdy ruch jest większy, trzy. Oprócz sushi w menu stoisk jest również m.in. kawa, japońska herbata, lody, koktajle, świeżo wyciskane soki, ciasta, zupy, dania curry.

– Dodatkowo oprócz tradycyjnego sushi my przyrządzamy je również na słodko, z malinami, z kurczakiem czy z wołowiną. Hitem okazało się też sushi z mięsem rekina – chwali menu spółki Paulina Kazakiewicz, szef produkcji w spółce JFP.

Jednorazowa opłata za przystąpienie do sieci Sushi Royal wynosi 20 tys. zł netto. Miesięczne opłaty franczyzowe to 8 proc od obrotu, z czego 2 proc. przeznaczane jest na reklamę ogólnopolską. Dzięki systemowi operacyjnemu franczyzobiorca może zdalnie nadzorować pracę swojej restauracji, ale franczyzodawca podkreśla, że należy też osobiście doglądać biznesu.

– Nasze wyspy-restauracje generują zyski właściwie od pierwszego miesiąca działalności – zapewnia Renata Kiraga. – W niektórych przypadkach zwrot z inwestycji nastąpił już po siedmiu miesiącach. Średni czas, potrzebny na uzyskanie zwrotu wynosi od 15 do maksymalnie 18 miesięcy.

– Mamy apetyt na zbudowanie sieci rozpoznawalnej w całej Polsce, poprzez obecność w każdej liczącej się galerii handlowej. Oceniamy potencjał rynku na 120 lokalizacji i na tym zamkniemy projekt budowy sieci. Chcemy też wyjść za granicę. Prowadzimy już rozmowy w Niemczech – zdradza Krzysztof Rzepczyk, prezes zarządu spółki JFP.

JAK OTWORZYĆ WEGE BIZNES

Z badania przeprowadzonego przez Pyszne.pl wynika, że już 1 mln Polaków to weganie lub wegetarianie, ale kolejne 2 mln zamierzają przejść na tego rodzaju dietę. W związku z tym kuchnia wegańska coraz mocniej zakorzenia się na polskim rynku. Wśród konceptów franczyzowych z tego segmentu do wyboru są m.in. Mihiderka, Krowarzywa, Falla czy Tel Aviv. Pod tym ostatnim szyldem działa jeden lokal własny marki i cztery franczyzowe, oprócz tego w tym roku funkcjonowały także dwa punkty sezonowe. Koncept ma też podpisane umowy na dwa kolejne lokale.

Tel Aviv proponuje franczyzobiorcom trzy formaty współpracy: mini, midi i maxi. W pierwszym przypadku potrzebny jest lokal o powierzchni 15-50 m2, a na inwestycję należy przeznaczyć ok. 100 tys. zł. Franczyzodawca szacuje, że średni miesięczny zysk operacyjny powinien wynieść 12-16 tys. zł, a zwrot z inwestycji nastąpi w ciągu pierwszego roku działalności. Na uruchomienie formatu midi trzeba wydać ok. 250 tys. zł, a potrzebna powierzchnia to 100-120 m2. Miesięczny zysk licencjodawca prognozuje na poziomie 20-50 tys. zł. Najdroższy jest format maxi. Lokale mają mieć powierzchnię 150-200 m2, a na start potrzeba ok. 400 tys. zł. Według franczyzodawcy miesięczne zyski zaczynają się od 25 tys. zł. Opłaty wstępne wynoszą odpowiednio 6, 10 oraz 16 tys. zł netto. Miesięczna opłata franczyzowo-marketingowa to 6 proc. od obrotu.

 – Szukamy franczyzobiorców w największych polskich miastach – dodaje Jacek Sas-Uhrynowski, specjalista ds. franczyzy Tel Aviv. – Chcemy otworzyć lokale franczyzowe m.in. w Poznaniu, we Wrocławiu, w Trójmieście, Krakowie, Lublinie, Szczecinie, aglomeracji śląskiej, Toruniu, Bydgoszczy.

Franczyzodawca nie wymaga od kandydatów doświadczenia w gastronomii. Zapewnia im natomiast szerokie wsparcie, zarówno na etapie przygotowywania inwestycji, jak i w trakcie działania lokalu. Pomaga m.in. przy wyborze lokalizacji, projektowaniu i remoncie lokalu, doborze sprzętu, zatrudnianiu i szkoleniu personelu. Najlepsze lokalizacje dla restauracji to centra miast, okolice restauracyjne, przy czym sąsiedztwo innych lokali wegańskich wcale nie jest przeszkodą.

– Zasadniczo unikamy natomiast otwarć w galeriach handlowych, chyba że któryś z franczyzobiorców nas do tego przekona – mówi Jacek Sas-Uhrynowski.

CZY PIZZERIA SIĘ OPŁACA?

Trendy trendami, ale jest danie, które – jak wygląda z wieloletnich obserwacji – szybko się Polakom nie przeje. Pizza. Według raportu „Polska na Talerzu”, to właśnie pizzerie wybiera 68 proc. rodaków, stołujących się poza domem. Pizza jest też najczęściej zamawianym daniem w opcji na dowóz. Jednym z najbardziej doświadczonych franczyzodawców w „pizzeryjnym” segmencie rynku jest firma Wojtex. Należy do niej kilka konceptów gastronomicznych, w tym takie, które rozwijają sieci pizzerii. Najnowszy to Speedy Romano, lokale realizujące zamówienia wyłącznie w dowozie.

– Pomysł narodził się z potrzeby rynku – mówi Wojciech Goduński. – Po pierwsze, przychodziło do nas wiele osób, które chciały uruchomić pizzerię, ale właśnie wyłącznie w opcji „na dowóz”, która jest tańsza w inwestycji. Po drugie, na rynku gastronomicznym jest coraz trudniej o pracowników. Stworzyliśmy więc koncept, który można prowadzić przy zaledwie dwóch osobach personelu albo wspólnie z członkiem rodziny. A to oczywiście ma bezpośredni wpływ na obniżenie kosztów prowadzenia biznesu.

Koncept jest przeznaczony dla miast liczących od 10 tys. mieszkańców. Na pizzerię wystarczy już lokal wielkości 25 m2. Nie musi być w centrum ani przy uczęszczanych ulicach, można poszukać pomieszczeń na peryferiach, co pozwoli na pewno zaoszczędzić na czynszu.

– Jeśli franczyzobiorca podpisze z nami umowę na pięć lat, to wyposażymy jego pizzerię we wszystkie niezbędne urządzenia. Ich wartość może sięgnąć nawet 50 tys. zł, a my dajemy je franczyzobiorcom za złotówkę miesięcznie – dodaje Wojciech Goduński. – Czyli de facto inwestycja w biznes jest po naszej stronie. Franczyzobiorca ma tylko za zadanie przystosować pomieszczenie na kuchnię, zatowarować lokal, zorganizować dowozy oraz kupić ulotki i banery reklamowe.

Oczywiście, licencjobiorcy powinni też zainwestować w samochód, potrzebny do dostarczania zamówień. Albo skorzystać z propozycji franczyzodawcy, który daje im możliwość długoterminowego najmu auta. Koszt to 33 zł dziennie – mniej więcej tyle, ile kosztuje jedna pizza. Franczyzobiorcy dostaną też z centrali telefony i tablety konieczne do pracy oraz otrzymają dostęp do systemu zamówień online.

Receptury dań przygotowane są z myślą o osobach, które nie mają doświadczenia w gastronomii. Oprócz pizzy w ofercie są także m.in.: burgery, makarony, zupy, pierogi, tortille.

– Ciasto na pizzę, które my dostarczamy do lokali franczyzowych, jest przygotowywane według specjalnego przepisu, bardzo miękkie, łatwe do formowania – podkreśla Wojciech Goduński. – Pizzę na jego bazie może przygotować przysłowiowy Kowalski. To bardzo istotne w sytuacji, gdy na rynku tak trudno o wykwalifikowanych pizzermanów. Oczywiście, jako licencjodawca gwarantujemy wszelkie niezbędne szkolenia.

Nie ma opłaty za przystąpienie do sieci, natomiast miesięczna opłata franczyzowa to 4 proc. od obrotu.

– Chcemy, by nasi franczyzobiorcy angażowali się w prowadzenie biznesu, choć nie muszą osobiście pracować w pizzeriach – podkreśla Wojciech Goduński. Franczyzodawca zakłada, że na rynku jest miejsce dla ok. 300 pizzerii Speedy Romano.

JAKĄ PIZZERIĘ WYBRAĆ?

Kolejnym przykładem innowacji w tradycyjnym koncepcie może być marka Stopiątka, która m.in. rozwija projekt zautomatyzowanych pizzerii pod szyldem Stopiątka Factory. To także odpowiedź na potrzeby rynku, na którym coraz bardziej liczy się czas obsługi klienta i minimalizacja kosztów działania biznesu.

– Stopiątka Factory to innowacyjny projekt, gwarantujący nową jakość funkcjonowania pizzerii. Placówka działa jak mała fabryka, wyposażona w maszynę taśmową, na której odbywa się produkcja pizzy. Pracownik nakłada jedynie dodatki i nadzoruje pracę urządzenia. Na koniec gotowa pizza wpada do pudełka i trafia w ręce klienta – mówi Marcin Ciesielski, prezes Mastergrupa. Placówka i maszyna jest tak zaprojektowana, by proces przygotowania pizzy był widoczny na każdym etapie. Pozwala na to otwarta konstrukcja pieca i przeszklone wnętrze pizzerii. Dzięki temu klient dokładnie wie, co dostanie. Zautomatyzowana jest też sprzedaż pizzy. Zamówienia i płatności dokonywane są za pomocą interaktywnego kiosku zlokalizowanego w każdej pizzerii. Sprzedaż i realizacja zamówienia trwa do siedmiu minut. Jak twierdzi prezes firmy Mastergrupa, pomysł na Stopiątkę Factory wynika z potrzeby rozwoju w miejscach z dużym natężeniem ruchu, gdzie liczą się czas obsługi klienta i koszty najmu lokali. Z tego powodu powierzchnia Stopiątki Factory jest niewielka, bo od 30 do 70 m2 i ma tylko dwóch zmianowych pracowników.

Pizzę można zjeść również w tradycyjnej restauracji. Taki koncept od ponad 20 lat rozwija w Polsce Da Grasso. Ta największa franczyzowa sieć pizzerii liczy obecnie 186 lokali w 135 miastach. Jak zapewnia franczyzodawca, koncept sprawdza się zarówno w dużych miastach, jak i mniejszych miejscowościach. Minimalna wymagana powierzchnia lokalu to 100 m2. To metraż, który pozwala na optymalne rozłożenie zaplecza kuchennego i sali konsumpcyjnej. Koszt inwestycji uzależniony jest od wielkości lokalu i jego wyjściowego stanu technicznego. Całkowite wydatki na adaptację to min. 150 tys. zł. Na tę kwotę składa się przystosowanie zaplecza, zakup niezbędnego do funkcjonowania pizzerii sprzętu, a także aranżacja sali konsumpcyjnej.

– Pomagamy znaleźć odpowiedni lokal, przeprowadzamy wizję lokalną i szacujemy koszty inwestycji. Udzielamy wsparcia prawnego przy zawieraniu umów najmu, analizujemy otoczenie konkurencyjne. Franczyzobiorcy mają do wyboru dwa warianty aranżacji lokalu: jasny, rodzinny wystrój z niebieską i czerwoną kratą oraz drugi, ciemniejszy, w kolorach czarnym i czerwonym z elementami drewna w stylu industrialnym – podkreśla Rafał Rosiak, opiekun franczyzobiorcy w sieci Da Grasso.

Opłata licencyjna za przystąpienie do sieci wynosi 12 tys. zł netto.

Zapewniamy wypracowany i stale aktualizowany przez ponad 20 lat know-how, udostępniamy gotowe i sprawdzone receptury oferowanych w pizzerii dań oraz system HACCP. Posiadamy centralny system zakupu surowców, dzięki czemu franczyzobiorcy, oprócz wygodnego sposobu składania zamówień, korzystają także z atrakcyjnych cen produktów. Dysponujemy własną stroną internetową oraz systemem zamówień online. Naszym franczyzobiorcom oraz ich pracownikom oferujemy pakiety bezpłatnych szkoleń. Organizujemy i prowadzimy ogólnopolskie kampanie marketingowe Da Grasso, w tym przede wszystkim internetowe i telewizyjne oraz dbamy o wizerunek marki w social mediach. Wspieramy i projektujemy także działania marketingowe o zasięgu lokalnym – wymienia Rafał Rosiak.

Miesięczna opłata franczyzowa jest stała, zryczałtowana i niezależna od obrotów. Pobierana jest od drugiego miesiąca funkcjonowania lokalu. Jej wysokość zależy jedynie od zakresu oferty dań oferowanych w pizzerii. Menu Da Grasso podzielone jest bowiem na pakiety. W każdym lokalu należącym do sieci dostępny jest pakiet podstawowy, który obejmuje pizzę, startery, sałaty oraz menu deserowe i napoje. Wówczas opłata miesięczna wynosi 1464 zł netto. Menu można dowolnie rozszerzać np. makarony, burgery, dania mięsne czy naleśniki. W zależności od wybranych pakietów dodatkowych opłata miesięczna może wzrosnąć maksymalnie do 1964 zł.

BIZNES KURIERSKI CZYLI DOWOZY

Pizza to także danie najpopularniejsze w dowozie. A według danych zebranych przez Pizzaportal.pl, 25 mln Polaków zamawia jedzenie z dostawą. Cały rynek zamówień online i offline jest wart ok. 6 mld zł. Firma Stava w swoim raporcie ocenia, że 20 proc. polskich restauracji realizuje dowozy jedzenia. Ten odsetek bardzo szybko rośnie – tylko w ciągu roku o 56 proc. Przyczyniły się do tego m.in. niehandlowe niedziele – w te dni wyraźnie wzrasta liczba zamówień z dostawą. Firmy gastro-kurierskie mają więc przed sobą dobre perspektywy. Wspomniana Stava zaczynała działalność w tej branży w 2014 roku, a obecnie ma w Polsce 25 oddziałów. Chce mieć ich dużo więcej, w miastach liczących powyżej 50 tys. mieszkańców.

– Obniżyliśmy próg wejścia w biznes – informuje Paweł Aksamit, prezes Stavy. – Na otwarcie oddziału wystarczy już 50 tys. zł. Z czego wymagany kapitał własny to 20 tys. zł, reszta może pochodzić z dofinansowania, które my pomagamy uzyskać: z dotacji, kredytów z Banku Gospodarstwa Krajowego.

Taka kwota (zawiera się w niej także opłata wstępna) jest wystarczająca na rozpoczęcie działalności w mniejszym mieście lub w dzielnicy dużego (franczyzodawca umożliwia uruchomienie kilku odrębnych oddziałów w dużych miastach). Wydatki początkowe to przede wszystkim zakup pojazdów oraz wyposażenia dla kierowców, m.in. smartfonów, terminali płatniczych, toreb termicznych. Na początek wystarczą trzy auta, franczyzobiorca może skorzystać z opcji najmu długoterminowego.

Franczyzobiorcy przechodzą szkolenia w centrali firmy. Poznają funkcjonowanie całego oddziału i uczą się, jak wygląda praca na poszczególnych stanowiskach: dostawcy, koordynatora, sprzedaż usług. Wspólnie z licencjodawcą odbywają też spotkania z restauratorami w swoim mieście i podpisują pierwsze umowy. Później już samodzielnie muszą dbać o poszerzanie liczby umów. Stava udostępnia im oprogramowanie, na bazie którego opiera się praca kurierów, przyjmowanie i realizacja zamówień. W 100 proc. automatycznie rozdziela ono zlecenia kurierom i pozwala optymalizować ich pracę.

Wraz z rozwojem oddziału i rozbudową bazy klientów licencjobiorca powinien inwestować w powiększenie floty i liczby kurierów.

– Jeśli franczyzobiorca angażuje się w prowadzenie biznesu, rozbudowę oddziału jest w stanie finansować w oparciu o bieżące dochody i leasingi – dodaje Paweł Aksamit.

Obecnie Stava szuka też franczyzobiorców w Niemczech.

JAK OTWORZYĆ SZKOŁĘ JĘZYKOWĄ

Dla kolejnych już pokoleń angielski jest językiem, bez którego znajomości trudno sobie wyobrazić funkcjonowanie. Nic dziwnego, że szkoły językowe przeżywają oblężenie. Jedna z największych sieci szkół języka angielskiego to Early Stage. W tej chwili liczy ponad 500 placówek, prowadzonych w sumie przez 99 franczyzobiorców.

– Średnio w roku podpisujemy 10 nowych umów franczyzowych – mówi Izabela Mieszała z Early Stage. – Rok w rok przybywa nam też ok. 4 tys. klientów.

Szkoły Early Stage działają zarówno w dużych miastach, jak i w małych, np. Bochni.

– Miejsce na nasz oddział jest wszędzie tam, gdzie są szkoły i rodzice, szukający zajęć pozalekcyjnych dla dzieci – dodaje Izabela Mieszała.

Franczyza Early Stage przeznaczona jest dla nauczycieli i lektorów języka angielskiego, z doświadczeniem w pracy z dziećmi. Licencjodawca szacuje, że na starcie trzeba przeznaczyć 4-5 tys. zł na działania reklamowe: ulotki, materiały promocyjne, lekcje pokazowe. Do tego franczyzobiorca wpłaca do centrali 2 tys. zł kaucji, która jest zwracana w momencie, gdy partner zacznie zajęcia z pierwszą grupą uczniów. Niepotrzebna jest stacjonarna siedziba dla szkoły.

– Rekomendujemy wynajem sal np. w szkołach, tylko na czas trwania zajęć – wyjaśnia Izabela Mieszała.

Wystartować można już, prowadząc zajęcia dla jednej grupy uczniów, ale franczyzodawca szacuje, że bezpieczeństwo finansowe zapewnia prowadzenie trzech grup (czyli w sumie ok. 30 uczniów). Wtedy zwrotu z inwestycji można spodziewać się już po 2-3 miesiącach. Licencjodawca ocenia, że samodzielnie partner jest w stanie poprowadzić 5-6 grup (maksymalnie 10, ale to już jest duże obciążenie), później trzeba już zatrudnić lektorów.

Franczyzobiorcy przechodzą tygodniowe szkolenia wstępne, m.in. metodyczne, marketingowe, administracyjne. Mają dostęp do platformy online, na której znajduje się know-how marki, w tym informacje, jak szukać i pozyskiwać klientów, wzory materiałów reklamowych.

– Szkolenia odbywają się też na bieżąco, w każdy weekend w trakcie roku szkolnego – dodaje Izabela Mieszała. – Każdy chętny może wziąć w nich udział.

Franczyzobiorcy Early Stage mogą zarabiać również w wakacje czy ferie, organizując półkolonie i obozy językowe.

Miesięczna opłata franczyzowa liczona jest w procentach od obrotu. Początkowo wynosi 12 proc. (do 199 uczniów) i jest obniżana wraz z rozwojem szkoły, maksymalnie do 7 proc.

POMYSŁ NA BIZNES FRYZJERSKI

Barber shopy to nowoczesna odmiana męskiego fryzjera. Eleganckie salony, w których panowie siedzą na wygodnych fotelach i popijając kawę, whisky albo bezalkoholowe piwo, czekają, aż fryzjerzy czy też barberzy przytną ich włosy, baczki czy brodę. Tak właśnie jest w salonach marki Sztos Barber Shop.

 – Pomysł na biznes narodził się w naszych głowach w 2015 roku, gdy rynek usług fryzjerskich dla mężczyzn był jeszcze dużo uboższy niż dziś – opowiada Andrzej Tokarski, współwłaściciel konceptu Sztos Barber Shop. – Od pomysłu do otwarcia pierwszego naszego salonu w Poznaniu minął rok. Tyle zajęło nam przygotowanie kompleksowo całego konceptu i dopracowanie szczegółów.

Obecnie działa sześć punktów własnych marki i pięć franczyzowych.          

W naszej ocenie cały czas jest potencjał na tym rynku. Mimo że w dużych miastach konkurencja się zrobiła spora, do zagospodarowania są mniejsze miejscowości, w które właśnie celujemy – mówi Andrzej Tokarski.

W tym momencie marka poszukuje franczyzobiorców w miastach liczących powyżej 25 tys. mieszkańców, wyłączając miasta wojewódzkie. Ważna jest konkretna lokalizacja – salon powinien się znajdować blisko skupisk ludzkich: ciągów komunikacyjnych, rynków miast. Pożądana wielkość lokalu to 40-70 m2 (w zależności od wielkości miasta). Szczegółowe wytyczne, jakie musi spełniać (m.in. wysokość sufitów, wymagania sanepidu itp.), są zawarte w podręczniku operacyjnym, który otrzymuje franczyzobiorca. Franczyzodawca pomaga w wyborze lokalu, a później przygotowuje projekt salonu.

– Dodatkowo wyposażamy lokal w wartość dodaną, taką jak stanowiska z piwem bezalkoholowym, wszelkie ozdoby spójne z wystrojem wszystkich punktów w sieci – dodaje Andrzej Tokarski. – Wydatki na inwestycję zamykają się w kwocie 75 tys. zł.

Jednorazowa opłata wstępna wynosi 25 tys. zł. Miesięczne opłaty franczyzowe zależą od wielkości miasta, w którym działa salon.

Kandydaci na franczyzobiorców nie muszą być fryzjerami, choć znajomość branży będzie na pewno pomocna. Licencjodawca zapewnia partnerom pełny zakres szkoleń, dotyczących wszelkich aspektów otwarcia i prowadzenia barber shopu. Szkolenia wstępne przechodzą również pracownicy salonów.

Od początku opieramy się na tych samych założeniach – podkreśla Andrzej Tokarski. – Klasyka, jeżeli chodzi o cięcia, oraz zapachy stosowane w salonie, najlepsi barberzy, którymi się otaczamy i przede wszystkim troska o klienta. To on zawsze był dla nas na pierwszym miejscu i od samego początku do dziś bardzo uważnie słuchamy opinii o naszych usługach i wyciągamy z nich wnioski. Dzięki temu każdy salon, który otwieraliśmy do tej pory, wypracowywał zysk już w pierwszym miesiącu działalności.

Oczekiwanie na zwrot z inwestycji franczyzodawca Sztos Barber Shop szacuje na 9-12 miesięcy.

JAK OTWORZYĆ BIZNES KOSMETYCZNY

Agnieszka Wiśniewska jest filozofem, pedagogiem, marketerem oraz szkoleniowcem, z 16-letnim doświadczeniem zawodowym. Wiele lat przepracowała w korporacji.

– Myśl o własnej firmie miałam w głowie od dawna, ale długo szukałam pomysłu – opowiada Agnieszka Wiśniewska. – Do momentu, kiedy sama zostałam klientką gabinetu Yasumi. Byłam bardzo zadowolona z usług, a z firmowego magazynu dowiedziałam się, że jest to sieć franczyzowa. Jeszcze pracując na etacie, postanowiłam otworzyć własny gabinet pod szyldem Yasumi.

Gabinet powstał w Koninie, dwa lata temu. Decyzja nie była pochopna. Agnieszka Wiśniewska dobrze rozważyła zarówno możliwości, jakie daje prowadzenie działalności we franczyzie, jak i perspektywy branży.

– Franczyza zawsze daje sprawdzone know-how, które pomaga w wejściu w nowy biznes – podkreśla franczyzobiorczyni Yasumi. – Poza tym branża beauty w Polsce wciąż dynamicznie się rozwija. Wzrost zamożności Polaków czy moda na bycie zadbanym ciągle rośnie. Taka perspektywa rozwoju rynku jest więc dla mnie bardzo istotna. Równie duże znaczenie ma sama marka, której długoletnia obecność na rynku poparta jest wieloma sukcesami. Kolejnym aspektem jest jej pochodzenie – marka swój rodowód bierze z Japonii, a japońska filozofia i styl życia są mi osobiście bliskie.

Yasumi to sieć gabinetów kosmetycznych i salonów spa, inspirowanych Japonią. Nie trzeba mieć doświadczenia w branży beauty, aby zostać licencjobiorcą marki Yasumi Instytut Zdrowia i Urody. Obowiązkiem inwestora jest przede wszystkim zarządzanie biznesem, natomiast zabiegi wykonuje wykształcony kierunkowo personel.

Właściciele sieci szacują, że na rozpoczęcie działalności pod logo Yasumi Instytut Zdrowia i Urody potrzebne jest minimum 200 tys. zł netto. Jako że sieć nie pobiera opłaty wstępnej, całość środków przeznaczana jest na zakup sprzętu potrzebnego do wyposażenia salonu. Po stronie licencjobiorcy pozostaje jeszcze zakup lub wynajem lokalu oraz zaaranżowanie go zgodnie ze standardami sieci. Franczyzodawca deklaruje pomoc na każdym etapie współpracy.

 – Każdy nasz projekt to określona liczba sprzętu i kosmetyków oraz elementy marketingowe i pakiet na start. Do dyspozycji partnerów jest też architekt, który pomaga w razie potrzeby zaaranżować wnętrze gabinetu. Jednak najważniejsze są szkolenia, czyli tzw. know-how prowadzenia biznesu Yasumi. Mamy bardzo dobrych szkoleniowców, marketingowca i grafików. Personel Yasumi jest z inwestorem na każdym etapie inwestycji. Poza tym, jako właściciel marki, odbywam osobiście rozmowę z każdym nowym partnerem, przeprowadzam go przez tajniki biznesu i dzielę się swoim doświadczeniem. Zwracam uwagę na ważne aspekty – mówi Zofia Bydałek, współwłaścicielka franczyzowej sieci kosmetycznej Yasumi.

Także w trakcie trwania umowy inwestor może liczyć na szkolenia nowego personelu oraz szkolenia kosmetyczne i sprzedażowe. Preferowaną lokalizacją dla Instytutu Zdrowia i Urody są miasta powyżej 60 tys. mieszkańców, choć sieć posiada doskonale prosperujące salony w miastach nawet 15-tysięcznych. Najlepiej, aby lokal, w którym będzie znajdował się Instytut, miał co najmniej 100 m2. Inne pożądane cechy to wejście od ulicy, duże witryny, wygodny parking.

 Umowa franczyzowa podpisywana jest na pięć lat. Jak szacują właściciele, zwrot z inwestycji powinien nastąpić w ciągu 18-24 miesięcy od otwarcia Instytutu Yasumi.

BIZNES NA FOTODEPILACJI

DepilConcept to firma wyspecjalizowana w fotodepilacji. Mariusz Włoczkowski, dyrektor rozwoju DepilConcept mówi, że jeszcze kilka lat temu marka była franczyzą przeznaczoną do miast dla miast powyżej 100 tys. mieszkańców. Z czasem okazało się, że również klientki mniejszych miejscowości potrzebują usług w skali zapewniającej rentowność biznesu.

– Dziś mamy franczyzowe gabinety w miastach znacznie mniejszych, liczących 60, 40 czy nawet 24 tys. mieszkańców – dodaje Mariusz Włoczkowski. – Depilacja nie jest już dzisiaj czymś ponadstandardowym, ale wręcz usługą higieniczną. Co istotne, nie jest to usługa jednorazowa. Przy depilacji ważne jest powtarzanie zabiegów. Dzięki temu pozyskujemy lojalne klientki na dłuższy czas. W najlepszych gabinetach 70 proc. klientek stanowią stałe klientki.

DepilConcept otwiera swoje placówki w miastach powyżej 40 tys. mieszkańców. Najlepiej sprawdzają się lokale przy ruchliwych ulicach w pobliżu centrum miasta lub w pasażach handlowych na dużych osiedlach.

Zgodnie z zasadami obowiązującymi w DepilConcept, franczyzobiorca nie może w swoim gabinecie prowadzić dodatkowej działalności kosmetycznej, nie związanej z depilacją. Firma uważa, że to atut, a nie wada.

– Większość gabinetów kosmetycznych zajmuje się wszystkim po trochu, co w praktyce oznacza, że żadna z usług nie jest oferowana na najwyższym poziomie. Natomiast DepilConcept to wyłącznie depilacja, ale jesteśmy w tym najlepsi – podkreśla Mariusz Włoczkowski.

Minimalna kwota inwestycji w gabinet kosmetyczny pod marką DepilConcept wynosi ok. 59,7 tys. zł netto. W tym wariancie franczyzobiorca leasinguje sprzęt do depilacji. Niespełna 100 tys. zł potrzeba na gabinet z opcją zakupu takiego urządzenia i prawie 130 tys. zł przy dwóch urządzeniach SHR.

DepilConcept deklaruje, że dba o rentowność biznesu swoich franczyzobiorców. Firma monitoruje wyniki i koszty każdego z gabinetów i jeśli odbiegają one od założeń, doradza partnerowi, jak poprawić sytuację.

– Wspólnie tworzymy plany sprzedażowe, diagnozujemy problem i pomagamy wejść na obroty gwarantujące rentowność – dodaje Mariusz Włoczkowski.

OTWIERAMY MYDLARNIĘ

Według raportu GfK, wartość rynku kosmetyków ekologicznych wzrosła w ostatnim roku aż o 71 proc. Na ten wzrost mieli wpływ nie tylko klienci dbający o ekologię. Z badań wynika, że zainteresowanie kosmetykami naturalnymi mocno wzrosło wśród zamożnych konsumentów, którzy na co dzień nie są wrażliwi na ochronę środowiska, ale za to skłonni są testować nowości i zmieniać swoje nawyki.

– Kosmetyki naturalne przeżywają swój renesans – potwierdza Ewelina Kyzioł, właścicielka firmy  L’Orient, która jest franczyzodawcą marki Mydlarnia u Franciszka. – Widać to chociażby po liczbie konkurencyjnych marek, które powstają jak grzyby po deszczu. Jedne są ciekawsze, inne mniej, ale jedno jest pewne – najważniejszym elementem naszego biznesu jest produkt: najwyższej jakości, starannie wybrany, oryginalny oraz spójny, sprawdzony koncept biznesowy. Nasza marka ma oba.

W Polsce działa obecnie ponad setka mydlarni, jedna funkcjonuje też w Irlandii. Aby otworzyć sklep pod tym szyldem, franczyzobiorca powinien dysponować lokalem o powierzchni sali sprzedażowej 20-30 m2. Są dwie opcje lokalizacyjne: galeria handlowa (lokal lub wyspa) albo sklep w centrum miasta, na parterze, z witryną, przy głównej ulicy handlowej. Według szacunków licencjodawcy, koszt inwestycji wynosi 50 tys. zł netto. Po 17 latach obecności na rynku marka przeprowadza właśnie rebranding placówek – zmieniło się logo oraz wystrój sklepów.

 – Obecnie sklepy wyglądają bardzo elegancko i nowocześnie – podkreśla Ewelina Kyzioł. – Zagościły w nich modne szarości, piękna oryginalna tapeta, lampy w kształcie szklanych mydlanych baniek, nowy czarny szyld z turkusowym logo i ciekawy element wnętrza – kamienna umywalka, w której można testować nasze produkty.

Jednorazowa opłata za przystąpienie do sieci to tylko złotówka netto. Miesięcznie franczyzobiorca płaci 200 zł na marketing oraz 35 zł za użytkowanie systemu b2b. Przewidywany czas oczekiwania na zwrot inwestycji to sześć miesięcy.

Franczyzobiorcy i ich pracownicy przechodzą kompleksowe szkolenia, m.in. ze znajomości produktów, technik sprzedaży, zarządzania sklepem i biznesem.

Oferta Mydlarni u Franciszka oparta jest na kosmetykach naturalnych pochodzących z różnych zakątków świata, m.in. z Syrii, Maroka, Francji i Włoch. W asortymencie jest już ponad 500 produktów, m.in. do kąpieli, do pielęgnacji twarzy, włosów, a także wyroby cenione przez alergików, np. mydło z Aleppo.

FRANCZYZA W BRANŻY MODA

Branża odzieżowa przeżywa obecnie rewolucję, związaną z przepływem klientów z kanału sprzedaży stacjonarnej do online. Jednak nie oznacza to śmierci tradycyjnych sklepów odzieżowych. Przykładem może być marka Moodo, która ten rok zamknie liczbą 22 nowych salonów. To dokładnie tyle samo, co rok wcześniej.

– Na pewno warto też pochwalić się faktem, że udało nam się razem z franczyzobiorcami wyremontować lub przenieść w lepsze lokalizacje aż 15 sklepów. Wierzymy, że klientki docenią ten wysiłek i przełoży się to na wzrost obrotów – mówi Wojciech Kalejta, dyrektor zarządzający Moodo. 

Obecnie koncept ma ok. 140 salonów. W tym roku marka prowadziła intensywną kampanię wizerunkową. Twarzą wiosennej kampanii Moodo została dziennikarka i aktorka Anna Wendzikowska.

Potencjalnych franczyzobiorców Moodo szuka głównie w miastach liczących od 20 tys. do 80 tys. mieszkańców. Franczyzodawca szacuje, że koszty wyposażenia nowego sklepu wynoszą 30-60 tys. zł netto, natomiast kwota przeznaczona na remont uzależniona jest od tego, czy lokal jest nowy, czy wymaga tylko adaptacji, i może się wahać od 20 do 50 tys. zł. Całkowita suma inwestycji wynosi od 50 do 110 tys. zł netto. Franczyzobiorca musi uiścić także opłatę licencyjną, która wynosi 1,2 tys. zł rocznie.

W ramach pakietu franczyzowego licencjobiorca ma zapewnioną m.in. opiekę kierownika regionalnego oraz specjalisty ds. visual merchandisingu.

 – Oferujemy szkolenie ze sprzedaży, z rozmieszczenia towarów w sklepie oraz z obsługi systemu komputerowego. Każdy franczyzobiorca Moodo otrzymuje też podręczniki dotyczące standardów obsługi sprzedaży, zasad visual merchandisingu, obiegu dokumentów oraz dostęp do wewnętrznej platformy Moodo. Zamieszczamy tam wszelkie dokumenty i opis procedur, np. dotyczących reklamacji czy zwrotu towaru – wylicza Wojciech Kalejta.

Od niedawna sieć salonów wspiera też nowo utworzony dział szkoleń. Pracownicy nowego departamentu, w porozumieniu z zarządzającymi regionem kierownikami, prowadzą nieprzerwanie serię szkoleń bezpośrednich w sklepach Moodo, koordynują szkolenia zdalnie, tworzą filmy szkoleniowe, a poza tym oceniają jakość obsługi sklepów poprzez serię wizyt tzw. tajemniczego klienta.

Od początku 2020 roku Moodo rozpoczął intensywną rekrutację franczyzobiorców.

– Przeprowadzamy w centrali firmy dni otwarte dla osób zainteresowanych naszą franczyzą – zapowiada Wojciech Kalejta. – Na to spotkanie zapraszamy osoby, które mają już doświadczenie w handlu odzieżą oraz takie, które dopiero myślą o rozpoczęciu przygody z modą. Chętnie opowiemy o biznesie, o branży oraz o sobie – jacy jesteśmy, jakie wartości wyznaje firma i jak na co dzień pracujemy. Na pewno pochwalimy się też nową kolekcją wiosna – lato 2020.

OTWIERAMY SKLEP Z WYPOSAŻENIEM WNĘTRZ

Zarabianie na wykańczaniu i wyposażeniu wnętrz to dobry pomysł, szczególnie podczas mieszkaniowego boomu. Dane dotyczące budownictwa pokazują, że w okresie styczeń – wrzesień 2019 roku oddano do użytkowania 145,6 tys. mieszkań, czyli o 12,2 proc. więcej niż przed rokiem. Firmy działające w branży wyposażania wnętrz z nadzieją patrzą w przyszłość, dodatkowo biorąc pod uwagę fakt, że wzrosła również liczba mieszkań, których budowę już rozpoczęto. Nie bez znaczenia jest także poprawiająca się kondycja finansowa Polaków, co przekłada się na średnią wartość koszyka zakupowego.

– Nasi klienci chcą uzupełnić braki w swoich niedoinwestowanych wcześniej domach i mieszkaniach. Polacy z coraz większą atencją podchodzą do urządzania wnętrz lub ich remontów. Chcą, aby ich mieszkanie było ładne, zgodnie z najnowszymi trendami promowanymi przez projektantów i architektów wnętrz – mówi Paweł Soroka, dyrektor działu wsparcia sprzedaży DDD Dobre Dla Domu.

Te trendy przekładają się na wzrost sprzedaży w segmencie droższych paneli podłogowych, podłóg drewnianych i drzwi. Według informacji spółki DDD Dobre Dla Domu, większość właścicieli sklepów w sieci bardzo pozytywnie ocenia wysokość obrotów.

Wysokość inwestycji w sklep DDD Dobre Dla Domu zależna jest od wielkości lokalu i wynosi 65-100 tys. zł. Projekt aranżacji salonu, plan sklepu oraz wizualizację zewnętrzną przygotowuje centrala firmy. Następnie DDD konsultuje z franczyzobiorcą ofertę handlową sklepu, podpowiadając, co najlepiej będzie się sprzedawać na lokalnym rynku partnera. Spółka zapewnia także wyposażenie sklepu – meble ekspozycyjne, elementy reklamy oraz wsparcia handlowego. Według szacunków centrali, już w 3-4 miesiącu od otwarcia sklep zaczyna zarabiać.

– Oczywiście, przy zaangażowaniu partnera w pozyskiwanie klientów oraz działaniach zgodnych ze standardami sieci – zastrzega Paweł Soroka. – Aby ułatwić franczyzobiorcy rynkowy start, przez pierwszy rok współpracy DDD oferuje preferencyjny system opłat franczyzowych. W tym czasie firma wspiera również finansowo lokalne działania marketingowe partnera oraz oferuje specjalne warunki zakupowe. To pozwala na zrównoważony rozwój w okresie, kiedy franczyzobiorcy zdobywają rynek.

CZY KLUB FITNESS SIĘ OPŁACA?

Z raportu przygotowanego przez portal RazDwaSport.pl wynika, że w Polsce w 2020 roku działa około 2,7 tys. klubów fitness. Suma ich przychodów w 2018 roku wyniosła 985 mln euro, czyli około 4,2 mld zł. Z usług klubów fitness korzysta 3 mln Polaków, czyli 8 proc. mieszkańców kraju. Co pokazuje, jak duże perspektywy rozwoju ma jeszcze przed sobą ta branża. Zamierza z tego skorzystać marka Énergie Fitness, która w ciągu pięciu lat planuje zbudować w Polsce sieć ok. 50 siłowni. Franczyzodawca ma 15 lat doświadczenia w branży fitness i na świecie prowadzi już ponad 100 placówek.

– Przez ostatnie trzy lata obserwowaliśmy polski rynek, prowadząc klub w Gdańsku – mówi Dorota Walerczuk, menedżer ds. sprzedaży Énergie Fitness. – A już na początku przyszłego roku chcemy otworzyć w Warszawie dwie kolejne placówki, we franczyzie.

Franczyza Énergie Fitness przeznaczona jest do miast liczących powyżej 35 tys. mieszkańców. Znalezieniem odpowiedniej lokalizacji zajmuje się licencjodawca.

– Oprócz wymogów stricte technicznych, czyli powierzchni od 500 do 800 m2, odpowiedniej wysokości lokale muszą spełniać też szereg innych warunków – wyjaśnia Dorota Walerczuk. – M.in. powinny być dobrze widoczne z ulicy oraz mieć opłacalną cenę najmu. Dysponujemy w tej chwili bazą lokalizacji, które możemy zaproponować kandydatom na franczyzobiorców.

Oprócz wsparcia w znalezieniu lokalu, franczyzodawca przygotowuje też biznesplan oraz dokładny plan prac związanych z przygotowaniem placówki do otwarcia. Zapewnia dostawców sprzętu oraz szkolenia, które w każdym zakresie przygotowują franczyzobiorcę do prowadzenia klubu. Pomaga też zrekrutować odpowiedni personel.

Kandydaci na franczyzobiorców nie muszą mieć doświadczenia w branży, za to doświadczenie w prowadzeniu własnego biznesu i zarządzaniu ludźmi będzie mile widziane. Na starcie muszą dysponować kwotą 600 tys. zł. Nie jest to pełna wysokość inwestycji, ale resztę można sfinansować leasingiem. Franczyzodawca szacuje, że całkowity koszt uruchomienia placówki to ok. 1,5 mln zł.

Miesięczna opłata franczyzowa to 8 proc. od obrotu, kolejne 3 proc. przeznaczane jest na marketing.

– Około ośmiu tygodni przed otwarciem placówki zaczynamy już akcję marketingową, przedsprzedaż karnetów i wejściówek – mówi Dorota Walerczuk. – Dzięki temu kluby zarabiają od pierwszych dni. Szacujemy, że przy 800 czy tysiącu aktywnych członków czysty zysk franczyzobiorcy to 20-30 tys. zł.

SKOK PO ZYSKI W BIZNESIE

Na rosnącej popularności aktywnego spędzania czasu korzystają coraz popularniejsze ostatnio parki trampolin. Może je otwierać także we franczyzie, m.in. pod szyldem Jump Planet. Marka ma obecnie parki w Opolu, Kaliszu, Wałbrzychu, Lublinie, Chełmie oraz Ksawerowie. Oprócz tego też dwie placówki franczyzowe, w Głogowie i Nowym Targu. Jeszcze w grudniu ruszy franczyzowy park w Pile oraz placówka własna w Radomsku, a na początku przyszłego roku kolejna w Krakowie.

– W planach mamy też otwarcia zagraniczne – podkreśla Bartosz Śledziński, właściciel Jump Planet. – Jeszcze w tym roku otwieramy we franczyzie park w Brnie, a na początku 2020 roku także w Czechach, w Olomoucu. Ostatnie lata pokazują, że Polacy są narodem aktywnym, poszukującym miejsc, gdzie można ciekawie spędzić czas wolny. Stąd popyt na takie miejsca jak parki trampolin, siłownie czy kluby fitness. Trampoliny to szlagier ostatnich lat, parki powstają w mniejszych i większych miejscowościach, w centrach handlowych i szybko zyskują wierne grono fanów. Naszym zdaniem ta rosnąca popularność jest szansą dla potencjalnych inwestorów, którzy szukają dobrego pomysłu na własny biznes.

Koncept marki Jump Planet w ciągu ostatnich kilku miesięcy znacznie ewoluował, chcąc trafić do jeszcze szerszej grupy klientów. Pod szyldem firmy już niebawem w Kaliszu otwarty zostanie kompleks sportowo-rozrywkowy. Obok dotychczasowego parku trampolin powstanie siłownia oraz interaktywny park rozrywki dla dzieci.

– Jest to ukłon w stronę dwóch nowych grup klientów: dorosłych, którzy chcą ćwiczyć i być fit, oraz małych dzieci, dla których parki trampolin to jeszcze zbyt poważna rozrywka – wyjaśnia Bartosz Śledziński. – Ważnym elementem jest komplementarność oferty. Siłownia oraz interaktywny park dla dzieci będą się wzajemnie uzupełniać. Dorośli, którzy zdecydują się iść na trening, będą mieli gdzie zostawić swoje dzieci i jednocześnie będą mieć pewność, że spędzą one czas aktywnie.

Franczyzodawca pomaga w znalezieniu odpowiedniej lokalizacji i negocjacjach warunków najmu. Potrzebny jest lokal o powierzchni od 500 do 4 tys. m2, wysoki na minimum 5 m. Ważne, aby obok był parking. Kwota inwestycji zależy od liczby atrakcji montowanych w parku i wynosi od 450 do 1 tys. zł za 1 m2. Projektanci firmy, w uzgodnieniu z franczyzobiorcą przygotowują projekt parku, który pod ich nadzorem jest realizowany. W każdym parku na gości czeka od 50 do 80 trampolin, kilka trampolin akrobatycznych, trampoliny sportowe, trampolina quadro oraz poducha powietrzna (air bag), tor Ninja, baseny z gąbkami czy eliminator. Jest też ścianka wspinaczkowa, boiska do koszykówki i zbijaka. Jump Planet zapewnia pomoc w rekrutacji personelu i profesjonalne szkolenia. Pomaga w uzyskaniu dofinansowania, prowadzi marketing na poziomie krajowym i europejskim oraz wspiera franczyzobiorcę w marketingu lokalnym. Nie ma opłaty za przystąpienie do sieci. Miesięcznie franczyzobiorca płaci do centrali 6 proc. od obrotu netto opłaty franczyzowej oraz 2 proc. na marketing.

– Parki są rentowne w zasadzie od pierwszego dnia. Zwrot z inwestycji, oczywiście, zależy od lokalizacji. Optymistyczny wariant to 10-12 miesięcy, a mniej optymistyczny dwa lata – mówi Bartosz Śledziński.

OTWIERAMY SKLEP DLA ZWIERZĄT

Statystyki pokazują, że Polacy coraz więcej wydają nie tylko na siebie, lecz także na swoje zwierzęta domowe.

– W ciągu ostatnich pięciu lat polski rynek karmy dla zwierząt domowych wzrósł o blisko 50 proc. – mówi Piotr Cieślik, dyrektor zarządzający Husse Polska. – I przewidywany jest jego dalszy wzrost, średnio o 5-6 proc. rocznie.

W Polsce jest ok. 6 mln kotów i 7 mln psów. To jedna z największych populacji zwierząt domowych w Europie. Ale stosunkowo niewielka jej część – jakieś 20-30 proc. – jest karmiona gotowymi karmami. Tymczasem w krajach Europy Zachodniej jest to ponad 50 proc.

– Zauważamy jednak trend, że wraz ze zmianą nawyków żywieniowych ludzi, którzy na gotowanie mają coraz mniej czasu, zmienia się też podejście do karmienia zwierząt – podkreśla Piotr Cieślik. – Łatwiej i szybciej jest żywić je gotowymi karmami. Po drugie, ludzie coraz bardziej zwracają uwagę na to, co jedzą i oni sami, i ich zwierzęta. Coraz ważniejsze stają się dla właścicieli zwierząt skład i dobra jakość karmy. A my oferujemy im produkty z segmentu premium. Ten segment rynku karm dla zwierząt stale rośnie.

Husse to szwedzki producent suchej i mokrej karmy oraz kosmetyków i drobnych smakołyków dla psów i kotów. Jej produktów nie można jednak kupić w tradycyjnej sieci sprzedaży, czyli sklepach ani hurtowniach. Klient może je nabyć tylko bezpośrednio od lokalnego dystrybutora – franczyzobiorcy, który ma wyłączne prawo do sprzedawania produktów firmy na określonym terenie, zamieszkanym przez 200-300 tys. mieszkańców.

– Podstawowym zadaniem franczyzobiorcy jest pozyskiwanie i obsługa klientów, a wraz z rozwojem działalności nawiązywanie współpracy z dystrybutorami, którzy będą pracować na udostępnionym przez niego fragmencie rynku. Zwykle przy 200-300 transakcjach miesięcznie franczyzobiorca ma już tyle pracy, że potrzebuje pomocy do obsługi kolejnych klientów – mówi Piotr Cieślik.

Kandydaci na franczyzobiorców i dystrybutorów muszą być przede wszystkim komunikatywni i lubić zwierzęta, choć nie muszą znać branży zoologicznej. Ich praca polega na docieraniu bezpośrednio do klientów i doborze odpowiedniego produktu, na podstawie przeprowadzonego wywiadu o zwierzęciu. Jak dotrzeć do klientów?

– Nasza sprzedaż oparta jest na bezpośrednich kontaktach z klientami. Staramy się być wszędzie tam, gdzie przebywają nasi potencjalni klienci. Może to być wyspa w galerii handlowej, stoisko na wystawie kynologicznej czy innym wydarzeniu poświęconym zwierzętom domowym. Ale pojawiamy się również na wydarzeniach niekoniecznie poświęconych zwierzętom, takich jak targi śniadaniowe czy lokalne festyny – podpowiada Piotr Cieślik. – Jednak zdecydowanie najlepszym sposobem pozyskiwania nowych odbiorców są rekomendacje od zadowolonych, stałych klientów.

Na starcie franczyzobiorca inwestuje 40-50 tys. zł. Te pieniądze są przeznaczane m.in. na zatowarowanie, opłatę licencyjną oraz kapitał obrotowy. Inwestycja dystrybutora jest o wiele niższa. Wynosi ok. 5 tys. zł i jest przeznaczana głównie na zatowarowanie oraz podstawowe narzędzia marketingowe. Nie trzeba mieć biura ani magazynu, towar można składować np. w garażu. Potrzebny jest za to samochód. Zarówno franczyzobiorcy, jak i dystrybutorzy przechodzą szkolenia m.in. produktowe, z organizacji sprzedaży, zasad prawidłowego żywienia zwierząt. I franczyzobiorcy, i dystrybutorzy zarabiają na marży ze sprzedaży produktów.

– Jedna osoba jest w stanie obsłużyć średnio 500-600 aktywnych klientów. Koszty stałe działalności są niskie, a rentowność operacyjną można uzyskać już po pierwszym miesiącu działalności – zapewnia Piotr Cieślik.

W tej chwili Husse ma w Polsce 51 franczyzobiorców oraz ponad 150 dystrybutorów.

INTERES NA KÓŁKACH

Elektryczne hulajnogi i skutery to z kolei ekologiczna odpowiedź na zakorkowane miasta i zanieczyszczone powietrze. Mają coraz więcej zwolenników. Tę tendencję wykorzystali Paweł i Michał Prządowie, założyciele marki GoScooter.

– Firma jest operatorem systemów scooter-sharing, który w ciągu ostatnich trzech lat stał się jedną z szybciej rozwijających się branż na rynku transportowym. Wiosną 2019 roku wystawiliśmy na ulice Wrocławia prawie 200 skuterów. Udało nam się podbić regionalny rynek i dlatego przymierzamy się do rozszerzenia działalności na całą Polskę – mówi Michał Prząda, właściciel GoScooter.

Teraz marka GoScooter chce rozwijać sieć franczyzową.

– Testujemy rozwiązania naszego modelu biznesowego, obserwujemy, uczymy się, aby już wiosną 2020 roku móc zaoferować naszym potencjalnym partnerom bezpieczną inwestycję – zapowiada Michał Prząda.

Franczyzobiorca będzie mógł zdecydować o skali swojego biznesu. Do wyboru jest model z małą flotą (do 20 pojazdów) lub większą (do 200 pojazdów).

– Zapewniamy partnerom aplikację mobilną, dzięki której klienci mogą skutery wynająć oraz system do zarządzania flotą i wsparcie marketingowe na lokalnym rynku. Zadaniem franczyzobiorcy jest udostępnienie skuterów oraz ich serwisowanie, tj. wymiana baterii itp. – tłumaczy Michał Prząda.

Skutery GoScooter są oferowane w tzw. systemie free-floating. W trakcie sezonu pojazdy stoją zaparkowane na terenie strefy, wyznaczonej na mapie w aplikacji. Mieszkańcy mogą korzystać ze skuterów, wypożyczając je za pomocą tejże aplikacji, dostępnej w telefonie. Opłata (liczona za każdą minutę wypożyczenia) jest automatycznie pobierana po przejeździe.

GoScooter szuka partnerów w całej Polsce, przede wszystkim w miastach powyżej 100 tys. mieszkańców. Właściciel marki szacuje, że minimalny wkład inwestycyjny przy 20 skuterach wynosi 100 tys. zł. Partner zarabia na przejazdach.

– Każda minuta jazdy kosztuje 69 groszy. My pobieramy z tej kwoty opłatę franczyzową w wysokości 15 proc. – wyjaśnia Michał Prząda. – Biorąc pod uwagę koszty stałe prowadzenia biznesu, liczymy, że franczyzobiorca jest w stanie zarobić mniej więcej 8 tys. zł miesięcznie.

BIZNES VENDINGOWY

Polskie Stowarzyszenie Vendingu szacuje, że w naszym kraju jest ok. 40 tys. automatów. W porównaniu z przodującą w tym zakresie Japonią, gdzie jedna maszyna przypada na 23 osoby, to naprawdę śladowe ilości. Jednak branża ma potencjał – według badań firmy Nielsen z ubiegłego roku, aż 59 proc. Polaków korzysta z maszyn vendingowych raz w miesiącu lub częściej, a jedna czwarta przynajmniej raz w tygodniu. Na tym rynku działa marka Pharmashop24. To włoska marka automatów vendingowych z artykułami drogeryjnymi, farmaceutycznymi, suplementami diety. Na całym świecie funkcjonuje już ponad 2 tys. maszyn tego producenta. Od 2017 roku marka obecna jest też w Polsce, gdzie ma obecnie 20 automatów.

  – Właśnie podpisaliśmy umowę z jedną z największych sieci farmaceutycznych w Polsce – mówi Andrzej Tylisz z Pharmashop24 Polska. – Jeszcze w tym roku zaczniemy instalować automaty przy aptekach tej sieci, pod jej logo.

Ale w automat Pharmashop24 może zainwestować każdy, niekoniecznie osoba związana z branżą farmaceutyczną. Można go obrandować własnym logo lub prowadzić sprzedaż pod szyldem Pharmashop24. Asortyment maszyn to częściowo leki OTC (czyli dostępne w sprzedaży poza aptekami).

– Jednak największą sprzedaż generują tzw. produkty wstydliwe, czyli np. prezerwatywy, testy ciążowe – wyjaśnia Andrzej Tylisz.

Koszt jednego automatu to ok. 44 tys. zł netto. Zarabia się wówczas na marży od sprzedaży każdego produktu, która średnio – jak zapewnia licencjodawca – wynosi ok. 12 zł. Każdy automat pomieści jednorazowo ok. 110 produktów. Ale to niejedyna możliwość zarobku. Można też zostać wyłącznym dystrybutorem maszyn Pharmashop24 na dane województwo. Dystrybutor może ustawić maszyny na swoim terenie, ale może też równocześnie sprzedawać automaty kolejnym osobom.

– W rejonie, który obejmuje wyłączność, nawet centrala nie może obsługiwać klientów – podkreśla Andrzej Tylisz. – To dystrybutor bierze na siebie część obowiązków centrali. Szuka klientów, którzy są zainteresowani zakupem maszyn, negocjuje z nimi, musi mieć wiedzę o montażu i serwisie automatów. W związku z tym przechodzi odpowiednie szkolenie i otrzymuje pakiet materiałów.

W tej chwili Pharmashop24 ma dystrybutorów w województwach: kujawsko-pomorskim, opolskim i śląskim i negocjuje wyłączność na województwo małopolskie. Pozostałe regiony są do wzięcia.

Gdzie znaleźć 350 innych pomysłów na biznes

Idealnie byłoby, aby biznes, w który zainwestujemy przynosił nam zyski przez kolejne lata. Oczywiście, nikt nie da nam stuprocentowej pewności, że tak będzie. Ryzyko biznesowe zawsze należy wkalkulować w decyzję o otwarciu własnej firmy. Jednak rozsądny kandydat na przedsiębiorcę powinien postarać się jak najbardziej je zminimalizować, analizując potrzeby rynku, konkurencję czy korzystając ze sprawdzonej licencji franczyzowej.

Jeśli nie znalazłeś w artykule propozycji dla siebie, wejdź w KATALOG FRANCZYZ i wybierz spośród blisko 350 pomysłów na biznes. Jeżeli wolisz analizować na spokojnie w domu, to zamów prenumeratę miesięcznika FRANCHISING (koszt rocznej prenumeraty 39 zł + bilety na targi gratis). Najważniejsze wydarzenia w 2020 roku, to Targi Franczyza w Katowicach (MCK k. Spodka, 27-28 marca) oraz Targi Franczyza w Warszawie (Pałac Kultury, 15-17 października).

Jeżeli chcesz dowiedzieć się więcej o franczyzie to przeczytaj artykuły w dziale ABC franczyzy, zwłaszcza w artykuł Franczyza, czym to się je?, aby zyskać wiedzę o biznesie na licencji. Dobrze jest też wybrać się na szkolenia dla franczyzobiorców. Rok 2020 może być przełomowy!


POPULARNE NA FORUM

Planuję założyć własną działalność - od czego zacząć?

Najlepiej zacząć od kupna gotowej spółki . Zakup gotowej spółki daje pewność, że firma istnieje i ma już zarejestrowany kapitał zakładowy, co może być ważne z...

33 wypowiedzi
ostatnia 08.01.2024
Oszukani przez franczyzodawcę

Wspolpraca z firma Ship Center jako franczyzobiorca??? ODRADZAM SPRAWDZ ICH UMOWE U SWOJEGO PRAWNIKA, jest ona jednostronna i ukierunkowana na kary umowne ktore sobie sami...

48 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
Czy na odzieży można jeszcze zarobic?

Ja kupuję na hurtowni stradimoda.pl od jakiegoś roku nie zawiodłam się doradzą zawsze dobrze dbają o klienta a uwierzcie mi jest dużo hurtowni które chcą tylko...

40 wypowiedzi
ostatnia 22.09.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

hej, tez poszukuję danych, znalazłaś coś może oprócz ilości placówek i marek franczyzowych?

14 wypowiedzi
ostatnia 24.05.2023
Sukcesja w Intermarché i Bricomarché

przeciez to złodzieje

1 wypowiedzi
ostatnia 04.05.2023
piszę pracę na temat franchisingu :)

Szukam szcegółowego raporty na temat franczyzy w latach przed pandemią i po. Rozumiem że osttani raport opublikowany był za rok 2010 ale niestety jego również nię mogę...

14 wypowiedzi
ostatnia 23.04.2023
Praca magisterska - licencjacka o franchisingu

Witam, Jestem studentką III roku Finansów i Rachunkowości na Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Obecnie prowadzę badania w ramach seminarium dyplomowego. Poniższa ankieta...

211 wypowiedzi
ostatnia 13.03.2023
Hodowla psów: Trudne życie hodowcy

Znam osoby gdzie rocznie zarabiają 300 tys złotych prosze nie łżeć że hodowla się nie opłaca.

4 wypowiedzi
ostatnia 10.02.2023