Czy opłaca się otworzyć prywatną szkołę?
Z danych GUS wynika, że w Polsce jest prawie 5 mln uczniów. Około 9 proc. z nich chodzi do szkół niepublicznych. Szkół podstawowych jest w Polsce ogółem 14,4 tys. Około 10 proc. to placówki prywatne. Natomiast z 6,5 tys. szkół średnich ok. 1 tys. jest niepublicznych.
Szkoły prywatne nie są już synonimem snobizmu. Rodzice zapisują do nich dzieci nie dlatego, żeby je porozpieszczać czy rozciągnąć nad nimi parasol ochronny, ale dlatego że nie podoba im się standardowy model nauczania, obowiązujący w publicznych placówkach. To samo zresztą dotyczy osób, które prywatne szkoły otwierają – bardzo często motywacją dla nich jest chęć stworzenia dobrego miejsca dla własnych dzieci.
Tak właśnie było w przypadku Moniki Jędrzejewskiej, założycielki i dyrektorki Szkoły Podstawowej Kolumbus z oddziałami dwujęzycznymi w Błoniu koło Warszawy. – Kilkanaście lat przepracowałam w szkolnictwie publicznym jako psycholog szkolny – opowiada Monika Jędrzejewska. – Nie podobało mi się to, co dzieje się w publicznej oświacie. A że sama mam trójkę dzieci, zależało mi na dobrej edukacji dla nich.
Monika Jędrzejewska przyznaje, że z myślą o otwarciu szkoły nosiła się przez wiele lat, ale długo brakowało jej odwagi. W końcu jednak podjęła decyzję. Wtedy wszystko potoczyło się już szybko. – Zdecydowałam się w styczniu 2014 roku, a już we wrześniu szkoła zaczęła działać – wspomina właścicielka szkoły Kolumbus.
Fakt, że poszło tak szybko, nie oznacza, że to była łatwa droga. – Podejmując decyzję, nie miałam do końca pojęcia, co mnie czeka. I pewnie dlatego się odważyłam – uśmiecha się Monika Jędrzejewska.
Szkoła dla każdego
Szkołę prywatną może założyć każdy – zarówno osoba fizyczna, jak i prawna, czyli np. fundacja, stowarzyszenie, spółka. Każda szkoła prywatna jest szkołą niepubliczną, ale posiada uprawnienia szkoły publicznej. Oznacza to, że realizują taką samą podstawę programową oraz stosują taki sam system oceniania jak placówki publiczne, a uczniowie otrzymują państwowe świadectwa. Nadzór nad nimi zaś sprawuje kuratorium oświaty, tak samo jak nad szkołami publicznymi. Wymagania wobec szkół niepublicznych określa szczegółowo art. 14 ust. 3 ustawy – Prawo oświatowe.
Aby szkoła podstawowa mogła legalnie funkcjonować, musi po pierwsze otrzymać pozytywną opinię kuratora oświaty, dzięki której uzyska uprawnienia szkoły publicznej, czyli będzie mogła np. wydawać świadectwa (ale liceum już nie musi starać się o status szkoły publicznej). Po drugie, musi zostać wpisana do ewidencji placówek oświatowych, prowadzonej przez właściwą jednostkę terytorialną (czyli w przypadku szkoły podstawowej – gminę, a w przypadku np. liceum – starostwo). Tylko że dopełnienie tych warunków jest właściwie wisienką na torcie. Wcześniej trzeba przejść długą drogę: przygotować budynek, zatrudnić kadrę, ponieść wszelkie koszty i ryzyko inwestycji.
Pierwszym problemem Moniki Jędrzejewskiej okazało się znalezienie odpowiedniego lokum. Błonie nie jest dużym miastem i lokali użytkowych, które na dodatek mogłyby nadawać się na szkołę, nie było zbyt wiele. – Założyłam sobie również, że powinien być to w miarę nowy budynek. A taki w Błoniu był tylko jeden – przyznaje Monika Jędrzejewska. – Spełniał za to najnowsze wymagania określane przez różne przepisy, m.in. bardzo ważne przeciwpożarowe, nie wymagał więc wielkich przeróbek.
Budynek został jednak wybudowany z przeznaczeniem na działalność handlową. Trzeba było więc zwrócić się do właściwego urzędu z wnioskiem o zmianę sposobu użytkowania. Wymaga to przygotowania projektu i zgłoszenia do organu administracji architektoniczno-budowlanej – albo w starostwie, albo w urzędzie miasta (w przypadku miast na prawach powiatu), który wydaje potrzebną decyzję.
Dobre miejsce
Lokal na szkołę musi spełniać wymogi związane z budynkami użyteczności publicznej. Dlatego warto szukać takich właśnie obiektów, np. po przychodniach czy urzędach. Podstawowym aktem prawnym określającym wymagania lokalizacyjne, techniczne i technologiczne dla budynków szkolnych i pomieszczeń jest rozporządzenie w sprawie warunków technicznych, jakim powinny odpowiadać budynki i ich usytuowanie. Wymagania dotyczące bezpieczeństwa i higieny w szkołach określa rozporządzenie z 31 grudnia 2002 roku (DzU Z 2003 r. Nr 6, poz. 69) w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach. Przepisy mówią m.in. o tym, że budynek musi być wykonany z materiałów bezpiecznych dla zdrowia, sale powinny mieć odpowiednią wysokość (3 m), schody muszą spełniać odpowiednie parametry, podobnie jak drzwi wejściowe. Klasy powinny być oświetlane światłem naturalnym i to o odpowiednim natężeniu i liczbie godzin słonecznych w ciągu dnia (trzy godziny). Konieczne jest oczywiście zaplecze sanitarne: oddzielne łazienki dla dziewcząt i chłopców, o odpowiedniej liczbie kabin i umywalek. Trzeba wydzielić szatnie, zorganizować kuchnię – nawet jeśli szkoła korzysta z cateringu. Nie ma natomiast obowiązku posiadania własnej infrastruktury sportowej. Można korzystać np. z gminnych obiektów. – Idealnie jest, jeśli uda się znaleźć budynek po innej placówce edukacyjnej. A jeszcze kiedy wynajmiemy go od gminy, to można sporo zaoszczędzić nie tylko na inwestycji, ale i na kosztach stałych – nie ukrywa Monika Jędrzejewska.
Wydatki na samą adaptację budynku mogą sięgnąć kilkuset tysięcy złotych. Kolejne kilkadziesiąt tysięcy trzeba przeznaczyć na wyposażenie. Wszystkie elementy wyposażenia muszą mieć specjalne certyfikaty i atesty, pozwalające na użycie ich w placówkach przeznaczonych dla dzieci.
Monika Jędrzejewska adaptację pomieszczeń zaczęła w połowie maja. Na początku wynajęła 300 m2. Mając opis warunków lokalowych, statut szkoły oraz wykaz kadry pedagogicznej, z potwierdzeniem kwalifikacji, mogła wystąpić do kuratorium oświaty o wydanie opinii. I tu uwaga – nieważne, czy otwierasz tylko pierwszą klasę, czy wszystkie osiem – wykaz powinien obejmować nauczycieli dla pełnego ośmioletniego okresu kształcenia. Kuratorium ma miesiąc na wydanie opinii. Trzeba więc dokumenty złożyć odpowiednio wcześnie, aby zdążyć z resztą formalności, czyli wpisaniem szkoły na listę placówek oświatowych w gminie. Występując do gminy, musimy też mieć już gotowy lokal – z odbiorami straży pożarnej, sanepidu, nadzoru budowlanego. – Dokumenty do gminy złożyliśmy dopiero w sierpniu, a termin oczekiwania na odpowiedź wynosił 30 dni. Ostatecznie wpisano nas na listę ostatniego sierpnia – uśmiecha się Monika Jędrzejewska.
Szkoła Kolumbus startowała w 2014 roku z trójką uczniów pierwszej klasy. – Byłam załamana, bo mieliśmy więcej nauczycieli niż dzieci – wspomina właścicielka szkoły. – Ale pan z sanepidu pocieszył mnie, że w Warszawie otwierają się szkoły z czwórką uczniów, z czego połowa to dzieci właścicieli. I dają sobie radę.
Rzeczywiście, szkoła przetrwała i rosła razem z dziećmi. Kolejny rocznik pierwszoklasistów liczył już 12 uczniów, dziś wszystkich jest 89. Na każdym poziomie nauczania jest tylko jedna klasa, maksymalnie osiemnastoosobowa. – Rodzice dowożą do nas dzieci z bliższej i dalszej okolicy, niektórzy specjalnie przeprowadzają się do gminy, aby mieć blisko – nie ukrywa Monika Jędrzejewska. – Choć nie prowadzamy żadnego marketingu. Priorytetem jest dla nas edukacja na najwyższym poziomie i rodzice to dostrzegają. Działa marketing szeptany.
Opracowując model nauczania, właścicielka Kolumbusa wzorowała się na szkolnictwie fińskim, które zakłada m.in.: brak ocen, prac domowych, kartkówek, sprawdzianów, dzielenia dzieci na lepszych i gorszych uczniów, kształtowanie samodzielności w myśleniu i pracy. W Kolumbusie w pierwszych trzech klasach w ogóle nie ma podręczników, rekomendowanych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej. – Starsze klasy je mają, ale to nie są ani nasze jedyne, ani nawet główne materiały dydaktyczne – podkreśla Monika Jędrzejewska. – Korzystamy z nich, jeśli coś jest rzeczywiście merytorycznie dobrze opracowane. A niestety jakość polskich podręczników jest słaba.
Jeśli chodzi o oceny, uczniowie Kolumbusa mają je teraz tylko na świadectwach. Choć nie zawsze tak było. – W klasach I-III od początku unikaliśmy oceniania, stawiania znaczków, buziek – wyjaśnia Monika Jędrzejewska. – Aż przyszła kontrola z kuratorium i kazała nam wstawić oceny do dziennika. Zrobiliśmy to, ale bez informowania dzieci. Natomiast w klasach starszych z ocen rezygnowaliśmy stopniowo, bo też nie do końca wiedziałam, jak to przeprowadzić. Od ubiegłego roku w trakcie nauki nie ma ich w ogóle, są tylko na świadectwach.
Dzieci i rodzice na początku roku dostają kryteria, według których przebiega nauka i ocenianie postępów. W toku roku szkolnego otrzymują też informacje, co już umieją, a czego powinny się jeszcze nauczyć. Na koniec same proponują dla siebie ocenę, podczas dyskusji z nauczycielem. – Uczeń musi uargumentować swoją propozycję, przejrzeć całą swoją roczną pracę – mówi dyrektorka Kolumbusa. – Dzieciom to naprawdę bardzo dobrze zrobiło. Jeśli chodzi o rodziców, reakcje były różne. Niektórzy zabrali w tym momencie dzieci ze szkoły. Ale liczyłam się z taką reakcją. Nasza szkoła nie będzie odpowiadać każdemu rodzicowi, o czym uprzedzam zawsze na pierwszej rozmowie. Mamy założenie, że rodzice muszą nam całkowicie zaufać. Tracą kontrolę nad edukacją dzieci, ale też oddają je w naprawdę dobre ręce. Potwierdzają to różne zewnętrzne egzaminy, w których bierzemy udział, np. certyfikaty językowe czy ogólnopolskie testy dla trzecioklasistów. Nasi uczniowie osiągają bardzo dobre rezultaty.
Dobrać kadrę
Szkoła Kolumbus stawia mocno na języki obce. Od pierwszej klasy dzieci mają codziennie zajęcia z angielskiego i hiszpańskiego. W klasach VII i VIII dodatkowo dzieci uczą się po angielsku historii i matematyki. Kształcenie matematyczne to kolejny priorytet w szkole. Kolumbus ma nawet własne programy do nauki tego przedmiotu. Dzieci powinny być w szkole codziennie minimum do godziny 16. Po zakończonych lekcjach mają czas na tzw. odrabianki, czyli pracę samodzielną, a na koniec sprzątają szkołę. – To uczy je odpowiedzialności, samodzielności, planowania, rozwiązywania konfliktów – uzasadnia Monika Jędrzejewska.
Wiele szkół w ramach czesnego oferuje jeszcze różne zajęcia dodatkowe: taniec, akrobatykę, programowanie, szachy itd. W Kolumbusie tego nie ma. – W pierwszych trzech klasach dzieci mają po 30 godzin zajęć tygodniowo. Uważam, że to dla nich wystarczająco. Zajęcia dodatkowe byłyby tylko niepotrzebnym obciążeniem – mówi Monika Jędrzejewska. – Od godziny 16 do 18 nasze dzieci mogą być w szkole, ale tylko po to, aby się bawić.
Jak podkreśla właścicielka Kolumbusa, w szkole prywatnej kluczowe jest skompletowanie kadry. Nauczyciele nie tylko muszą być fachowcami – muszą jeszcze podzielać filozofię dyrekcji. – Wykonujemy naprawdę tytaniczną pracę: układamy własne programy, opracowujemy własne metody nauczania, scenariusze zajęć. Nasi nauczyciele ciągle się szkolą – wylicza nasza rozmówczyni. – Dopiero w tym roku zakończyliśmy budowanie zespołu. Niestety, na tak małym rynku jak nasz, pedagogów brakuje. Tym dobrym trzeba zapłacić dużo więcej, niż wynoszą zarobki nawet w Warszawie. Nasi nauczyciele robią kolejne specjalizacje, bo chciałabym, aby byli wielokierunkowi, mogli uczyć kilku przedmiotów. Chodzi nie o to, aby być wybitnym specjalistą w danej dziedzinie, ale wybitnym specjalistą w nauczaniu. Miałam do czynienia np. z doktorantami Uniwersytetu Warszawskiego, którzy mieli ogromną wiedzę, ale niestety nie potrafili pracować z dziećmi.
Dodatkowo właścicielka Kolumbusa ma też na stałe zatrudnionego prawnika. – Przepisy oświatowe, i nie tylko, zmieniają się tak często i szybko, że trudno samodzielnie za tym nadążyć – przyznaje.
Szkoły niepubliczne otrzymują subwencję oświatową od władz samorządowych (w tym roku to 6,1 tys. zł na ucznia rocznie). – Ale subwencji nie wystarcza nawet na pokrycie kosztów pracowniczych – zaznacza Monika Jędrzejewska.
Szkoły niepubliczne utrzymują się więc przede wszystkim z czesnego. Jego wysokość trzeba jednak wyważyć – dostosować do możliwości klientów na danym rynku. Inne będzie czesne w Warszawie czy we Wrocławiu, a inne w mniejszym mieście.
Monika Jędrzejewska oblicza, że w szkołę zainwestowała do tej pory mniej więcej 500 tys. zł. Wraz ze wzrostem liczby uczniów powiększała placówkę, wynajmując kolejne powierzchnie w tym samym budynku. Teraz szkoła zajmuje 600 m2, a od przyszłego roku będzie to już 900 m2. – Po trzech latach prowadzenia działalności szkoła zaczęła się sama utrzymywać – mówi właścicielka Kolumbusa. – Ale od momentu, gdy pojawia się klasa IV, koszty znów rosną, ponieważ trzeba zatrudnić więcej nauczycieli przedmiotowych.
Nasza rozmówczyni nie ukrywa, że pandemia spowolniła rozwój placówki. Na ten rok szkolny planowała mieć setkę uczniów. – Niestety, nie udało się to, a na dodatek kilkunastu uczniów ubyło – niektórzy rodzice stracili pracę, inni musieli się przeprowadzić, jeszcze inni stwierdzili, że nie będą płacić za naukę zdalną i przenieśli dzieci do placówek publicznych – informuje Monika Jędrzejewska.
Od 2019 roku w innym budynku uruchomiła przedszkole, dla 50 dzieci. Jego program jest zintegrowany ze szkolnym, czyli np. przedszkolaki uczą się też angielskiego i hiszpańskiego, mają zajęcia matematyczne. – Zakładam, że przynajmniej część rodziców zdecyduje się po przedszkolu posłać dziecko do naszej szkoły – mówi Monika Jędrzejewska.
Zanim zainwestujesz w prywatną szkołę:
- zajrzyj do ustawy Zasady zakładania szkół niepublicznych reguluje ustawa Prawo oświatowe (DzU z 2017 r., poz. 59 z późn. zm.).
- pamiętaj, że roczna subwencja z samorządu na jednego ucznia wynosi 6,1 tys. zł
ZOBACZ W KATALOGU
PRZECZYTAJ ARTYKUŁY
Nie trzeba mieć wykształcenia pedagogicznego, żeby móc prowadzić biznes edukacyjny. Licencję na biznes w tej branży znajdziemy na Targach Franczyza, które odbędą się już 24-26 października.
– Wystarczy 5 tys. zł na opłatę franczyzową i około 10 tys. zł na wynajem i wyposażenie lokalu, aby otworzyć szkołę językową – mówi Katarzyna Albecka, właścicielka Speaky Frog.
Marek Karwański, masterfranczyzobiorca szkoły muzycznej Yamaha, 30 lat temu jako pierwszy otworzył w Polsce placówkę pod tym szyldem.
Zanim Szymon Fenikowski zdecydował się na współpracę z Edukido, dzwonił do innych partnerów z pytaniem, jak im idzie. Co odpowiadali?
Szkole La Mancha przybywa partnerów i klientów. Co przyciąga Polaków do nauki hiszpańskiego?
NAJCZEŚCIEJ CZYTANE
Jeśli marzysz o własnym biznesie, szukasz inspiracji lub chcesz dowiedzieć się więcej o franczyzie – teraz jest idealny moment, by działać!
Kredigo otwiera więcej biur niż planował. Partnerzy, żeby zarobić, muszą nauczyć się dobrze weryfikować klientów.
Żeby myśleć o otwarciu własnego McDonalda nie wystarczą tysiące ani setki tysięcy złotych . Potrzeba więcej. Ile? I co franczyzobiorca Złotych Łuków dostanie w zamian?
Pieczarkarnia to opłacalny biznes nawet na niedużą skalę. Właściciel jednej hali zbiera plony co sześć tygodni. Gdy ma się więcej pomieszczeń – wtedy na zyski można liczyć co tydzień.
Wiele osób wciąż myli franczyzę z franszyzą, która jest pojęciem z rynku ubezpieczeń. Niepoprawna jest również franczyzna czy też franszczyzna.
POPULARNE NA FORUM
Żłobek
Hej! Chciałabym otworzyć żłobek- macie doświadczenia z jakąś franczyzą? Może jest tutaj jakis właściciel, który zechciałby ze mną porozmawiać nt. opłacalności...
Praca licencjacja - franczyza McDonald's
Piszę pracę licencjacką na temat franczyzy jako formy prowadzenia działalności gospodarczej na przykładzie McDonald 's. Bardzo proszę o wypełnienie ankiety...
Akademia Bystrzaka
Podłączam się do pytania.
Akademia Bystrzaka
Witam serdecznie Zastanawiam się nad Akademia Bystrzaka. Macie jakieś doświadczenia?
Wirtualna Asystentka?
Moja siostra i jest bardzo zadowolona. Z tego co wiem to swój poczatek miała po kursie Poli Sobczyk z Barand Assist. I potem zaangażowała się w to całkowicie i dziś...
Wirtualna Asystentka?
Czy ktoś może pracuje jako WA i może podzielić się opinią? Zastanawiam się nad taką pracą. Znalazłam kilka kursów od Poli Sobczyk właśnie dla Asystentek i wygląda...
Czy warto zainwestować w szkołę językową?
Moim zdaniem warto. Jestem pewien, że znajomość języka angielskiego na pewno ci się przyda w przyszłości. Znając jakiś język obcy możesz też starać się o lepszą...
Z korepetytora na dyrektora
Fajny artykuł o ciekawej historii. Trzeba przyznać, że pomysł jest dość oryginalny i na pewno jest na to zapotrzebowanie. Sama chodziłam na korepetycje z matmy, więc...