Burgerowniom przybyło konkurencji

Pieniądze na start / Według szacunków właścicieli konceptu Bó Burger inwestycja w lokal już wcześniej przystosowany do potrzeb gastronomii zaczyna się od 50 tys. zł.
Środa
27.11.2019
Marka Bó Burger startuje z franczyzą. Właściciele zapewniają, że burgerownia może być rentowna od pierwszego miesiąca.
 

Właściciele marki Bó Burger mówią, że gdyby kilka lat temu wiedzieli, ile będą musieli się nauczyć i ile napracować, by otworzyć własny lokal gastronomiczny, to być może od razu zdecydowaliby się na franczyzę. Ale postanowili działać samodzielnie i dziś to oni stają w roli franczyzodawców. 
– Pomysł na Bó Burgera zrodził się spontanicznie, gdy siedzieliśmy razem ze wspólnikiem w jednej z warszawskich burgerowni – wspomina Paweł Szczepanik, współwłaściciel marki Bó Burger. – Pomyśleliśmy, że warto byłoby stworzyć podobne miejsce w naszych Kielcach.
Jak pomyśleli, tak zrobili. Choć wymagało to czasu. Nie mieli doświadczenia w gastronomii, więc całą wiedzę musieli zdobywać od podstaw. 
– Przygotowanie lokalu zajęło nam około roku – opowiada Paweł Szczepanik. – Znaleźliśmy lokal po sklepie, kompletnie nieprzystosowany do potrzeb gastronomii. Przygotowania wymagały czasu i nakładów na inwestycję. Pracowaliśmy też nad recepturami: burgerów, sosów. Szukaliśmy dostawców pieczywa.
Wreszcie w marcu 2016 lokal został otwarty. Mieści się w centrum Kielc, blisko głównego miejskiego deptaka. Teraz jego właściciele zdecydowali, że chcieliby otwierać kolejne burgerownie pod szyldem Bó Burger, sprzedając swoją licencję na biznes franczyzobiorcom.

Inwestycja ze wsparciem

Generalnie koncept jest przeznaczony dla miast, liczących powyżej 50 tys. mieszkańców. 
– Ale sądzę, że i w mniejszych miejscowościach może się sprawdzić. Wiele zależy od potencjału lokalnego rynku. Np. Busko-Zdrój ma 25 tys. mieszkańców, ale uważam, że burgerownia świetnie by się tam przyjęła – mówi franczyzodawca.
Miejsca na lokal należy szukać w ruchliwych częściach miast: w centrach, przy głównych deptakach, na dworcach, franczyzodawcy nie wykluczają też otwarć w galeriach handlowych. Na burgerownie potrzeba min. 50 m2 powierzchni. Według szacunków właścicieli konceptu inwestycja w lokal już wcześniej przystosowany do potrzeb gastronomii zaczyna się od 50 tys. zł. Natomiast jeśli trzeba przygotować lokal od podstaw, to wydatki oscylują w granicach 150 tys. zł. Jednorazowa opłata za przystąpienie do sieci to 12 tys. zł.
– Będziemy wspierać franczyzobiorców w procesie otwarcia lokalu, podpowiemy jak go wyposażyć, wskażemy jakie urządzenia są niezbędne – zapewnia Paweł Szczepanik. – Zapewniamy również szkolenia. Przekażemy franczyzobiorcom wszelkie receptury, nauczymy robić sosy, burgery i frytki belgijskie, które są w naszym menu.
We wszelkie produkty licencjobiorcy będą się zaopatrywać lokalnie. Miesięczna opłata franczyzowa wynosi 3 proc. od obrotu netto. 
– Nie było miesiąca, w którym musielibyśmy dopłacać do naszej działalności. Burgerownia od początku jest rentowna – podkreśla Piotr Szczepanik. – Natomiast zwrot z inwestycji nastąpił po około roku.

Właściciele Bó Burgera przygotowali też ofertę szkoleń, nie związanych z franczyzą. Są skierowane do osób, które już prowadzą lokal gastronomiczny i chcą poszerzyć jego ofertę o burgery lub do tych, którzy chcą dopiero otworzyć burgerownię pod własnym szyldem. Cena szkolenia to 8 tys. zł netto.


Dobra lokalizacja / Miejsca na burgerownię należy szukać w ruchliwych częściach miast: w centrach, przy głównych deptakach, na dworcach, franczyzodawcy nie wykluczają też otwarć w galeriach handlowych.