Zanim podjęliśmy rozmowy o współpracy franczyzowej, postanowiliśmy spróbować pizzy z sieciowych pizzerii. Był to nasz pierwszy etap selekcji potencjalnych franczyzodawców.
Maja Matysiak, franczyzobiorczyni pizzerii Stopiątka
Sobota
07.05.2016
Maja i Marcin Matysiakowie otworzyli pizzerię, mimo że w mieście działało ich już wiele. Postanowili odróżnić się od konkurencji. Udało się - nie nadążają z realizacją zamówień.
 

Maja i Marcin Matysiakowie nie żyją marzeniami. Idą do przodu i skutecznie realizują swoje plany. Dzięki temu, po dwóch latach działalności właśnie otwierają drugą pizzerię pod szyldem Stopiątki. Początki biznesu nie były jednak łatwe. Pierwszym trudnym krokiem był wybór branży. – Mieliśmy głowy pełne pomysłów. Jednak w konfrontacji z rynkiem okazywały się nieopłacalne w realizacji. W końcu zdecydowaliśmy o otwarciu pizzerii – mówi Maja Matysiak, franczyzobiorczyni pizzerii Stopiątka w Radomiu. Na pierwszy rzut oka pomysł dość absurdalny, zwłaszcza że w Radomiu funkcjonuje bardzo dużo pizzerii. – Większość znajomych sceptycznie podchodziła do naszego przedsięwzięcia. Uważali, że w mieście nie ma miejsca na kolejną pizzerię. Mimo to podjęliśmy wyzwanie. Weryfikacja rynku odkryła słabe punkty konkurencji, które postanowiliśmy przekuć na nasz sukces – dodaje.

Kluczem do serca klientów miał być przede wszystkim smak pizzy. To kryterium zadecydowało o wyborze konceptu franczyzowego Stopiątki. – Zanim podjęliśmy rozmowy o współpracy licencyjnej z siecią, postanowiliśmy spróbować pizzy. Był to nasz pierwszy etap selekcji potencjalnych franczyzodawców. Podstawą biznesu gastronomicznego jest najwyższa jakość serwowanej kuchni. To jej smak decyduje o sukcesie lokalu. Oczywiście, wnętrze lokalu czy miła obsługa też są ważne, ale wrażenia kulinarne, które na długo zapadają w pamięci, działają na klientów jak magnes – mówi Maja Matysiak.

Stopiątka spełniła oczekiwania smakowe i przeszła wstępną weryfikację. Na dodatek jej franczyzodawca od razu zareagował na kontakt ze strony potencjalnych partnerów. Pierwsze pozytywne wrażenie ułatwiło rozmowy o współpracy, sfinalizowane w końcu w marcu 2014 roku. Na pizzerię trzeba było jednak poczekać jeszcze pięć miesięcy. Tyle czasu zajęło znalezienie odpowiedniej lokalizacji oraz dostosowanie lokalu, do standardów sieci. Maja i Marcin Matysiakowie postanowili kupić nieruchomość. – To daje większą swobodę w prowadzeniu działalności i zapewnia bezpieczeństwo. Nikt nam nie podniesie stawki najmu czy też nie wypowie umowy. Ponadto możemy korzystać z lokalu według naszego uznania, oczywiście w granicach standardów Stopiątki – mówi Maja Matysiak.

Własny lokal to jednak bardzo duże wyzwanie finansowe. Przede wszystkim znacznie zwiększa koszt inwestycji w pizzerię. W przypadku Mai i Marcina Matysiaków niemal dwukrotnie. – Najpierw chcieliśmy coś wynająć. Nic jednak nie spełniało naszych oczekiwań. Albo oferty były drogie, albo zła lokalizacja. W końcu znaleźliśmy lokal w centrum miasta, z parkingiem, blisko deptaku i komunikacji miejskiej. W sam raz na pizzerię, co zresztą potwierdziła sieć. Franczyzobiorca musiał najpierw zaakceptować lokalizację. Przede wszystkim czy umiejscowienie spełni oczekiwania pod względem liczby potencjalnych klientów. Lokal spodobał się od razu – mówi Maja Matysiak.

Powierzchnia wnętrza wynosi mniej więcej 114 m². Jedną połowę zajmuje część jadalna, a drugą kuchnia i zaplecze socjalne. Do tego dochodzi jeszcze ogródek letni, który ma ok. 40 m². Franczyzobiorcy kupili lokal na kredyt. Mimo sporego obciążenia finansowego traktują go jak lokatę na przyszłość. Niezależnie jak potoczą się losy pizzerii, nadal będzie stanowił zabezpieczenie finansowe. Na razie jednak biznes rozwija się zgodnie z planem i wszystko wskazuje, że nic się nie zmieni pod tym względem.

Franczyzodawca pomógł franczyzobiorcom w przystosowaniu lokalu oraz przy odbiorze sanepidu. – Własny lokal zwiększa motywację do inwestycji. W końcu remontuje się go dla siebie, a nie dla kogoś. A my chcieliśmy, żeby był przytulny i nie krępował gości. Teraz widzimy, że się opłacało – mówi Maja Matysiak.

Radość z inwestycji była duża, chociaż był to dopiero początek ciężkiej pracy. Inwestycja w biznes pochłonęła sporą część pieniędzy, których zabrakło już na promocję lokalu. Pizzeria ruszyła, ale niewiele osób to zauważyło. Do lokalu wpadali więc przypadkowi klienci z ulicy. Taka sytuacja trwała od sierpnia, czyli od otwarcia pizzerii, do grudnia 2014 roku. Po pięciu miesiącach działalności Maja i Marcin zainwestowali w reklamę w lokalnym radiu, na Facebooku i w ulotki. Ponadto w mikołajki zorganizowali poczęstunek i prezenty dla dzieci z fundacji „Dobry Duszek”, z czego lokalna telewizja zrobiła relację. Od tamtej pory franczyzobiorcy mają coraz więcej klientów. – Aktualnie reklama jest dość niewielka, promujemy się na Facebooku i lokalnej telewizji oraz od czasu do czasu robimy akcję reklamową w osiedlowych windach. Klientów przyciąga przede wszystkim smak pizzy. Atutem jest też jej niestandardowy wymiar. Jest o wiele większa niż u konkurencji – mówi Maja Matysiak. Pizzer wyrabia ciasto, podrzucając je do góry, dzięki czemu jest idealnie cienkie i puszyste. Na dodatek odbywa się to w obecności klientów, co jest nie lada atrakcją, zwłaszcza dla dzieci.

Radomska Stopiątka to miejsce żyjące nie tylko pizzą, np. letnie granie na żywo w ogródku pizzerii przyciąga wielu gości. Pizzeria jest również dłużej otwarta niż inne lokale gastronomiczne w Radomiu. – Jesteśmy pierwszą restauracją w mieście, gdzie w tygodniu można zjeść nawet o godzinie 23.00, a w piątek i w sobotę do 1.00 w nocy. Do tej pory wszystkie większe lokale gastronomiczne, oprócz klubów, otwarte były do 22.00, niezależnie od dnia. Ciągle poszukujemy sposobów na to, żeby wyróżnić naszą pizzerię spośród innych. Staramy się więc zapewnić dodatkowe atrakcje – mówi Maja Matysiak.

Małżeństwo ma własny pomysł na pizzerię Stopiątki. Czerpie z wkładu franczyzodawcy, ale wdraża również swoje rozwiązania, które tym bardziej przyciągają klientów. W efekcie Maja i Marcin Matysiakowie już wkrótce otwierają drugi lokal, który ma odciążyć pierwszą inwestycję. – Druga pizzeria, tzw. Stopiątka Express, będzie miała mniejszy format i będzie realizować zamówienia z dostawą do klienta lub sprzedawać pizzę na wynos. W pierwszym lokalu już nie nadążamy z produkcją pizzy. Stąd pomysł na kolejną inwestycję – mówi Maja Matysiak.

Druga placówka powstanie za 2-3 miesiące. Inwestycja w lokal będzie o połowę niższa, w porównaniu z tradycyjną pizzerią Stopiątki, która kosztuje ok. 150 tys. zł. To m.in. ze względu na mniejszą powierzchnię, która ograniczy się tylko do kuchni i zaplecza socjalnego. W nowej pizzerii będzie też mniej pracowników. W dużej restauracji aktualnie pracuje sześć osób, natomiast w Stopiątce Express będzie troje pracowników. Personel to jeden z najtrudniejszych elementów biznesu gastronomicznego. – Mimo przyjaznej atmosfery i odpowiednich stawek jeszcze nie mamy stałego zespołu. Jedynie dwie osoby są z nami od początku działalności. Niestety, praca w gastronomii jest ciężka. Dla wielu osób jest to na dłuższą metę wyczerpujące – mówi Maja Matysiak.

35-40 proc. przychodów restauracji pochłania zaopatrzenie, czyli produkty spożywcze. 30 proc. to koszty pracownicze. Reszta to zysk franczyzobiorców. Każdy dzień lub miesiąc jest inny. Najlepsze są chłodne miesiące. Ale Maja i Marcin mają w pizzerii ogródek, co przyciąga klientów również latem. Przed otwarciem pizzerii franczyzobiorcy i ich pracownicy zostali przeszkoleni z zakresu obsługi klientów i przygotowywania wszystkich dań z oferty Stopiątki. Dodatkowo, właściciele placówki otrzymali wiedzę z zakresu zarządzania placówką. Szkolenie trwało kilka dni w głównej siedzibie Stopiątki w Busku Zdroju. Następnie podczas otwarcia przedstawiciele sieci pomagali Mai i Marcinowi na miejscu.

Według Mai Matysiak w biznes franczyzowy trzeba się angażować jak w każdy inny. To ciężka praca, której nikt nie wykona za licencjobiorcę. Mimo wsparcia sieci to on odpowiada za własny sukces. Trzeba codziennie być na miejscu i wszystkiego pilnować. Klienci są kapryśni. Łatwo się zrażają, dlatego trzeba o nich dbać z największą starannością. – To taki sam biznes jak każdy inny. Nie poprowadzi się sam. Trzeba zaangażować się na tysiąc procent. Bez tego nie będzie sukcesu – mówi Maja Matysiak.